Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Edwardem Redlińskim, prozaikiem, dramaturgiem, scenarzystą, reporterem

Katarzyna Wolnik
DZIENNIK ZACHODNI: Pana najnowsza powieść, "Telefrenia", jest satyrą na wszechwładzę mediów w naszym życiu... EDWARD REDLIŃSKI: Telewizja, gazety, radio, reklamy są wokół nas, w nas, między nami.


DZIENNIK ZACHODNI:
Pana najnowsza powieść, "Telefrenia", jest satyrą na wszechwładzę mediów w naszym życiu...

EDWARD REDLIŃSKI:
Telewizja, gazety, radio, reklamy są wokół nas, w nas, między nami. Media potrafią kogoś wykreować i potrafią go zniszczyć. Media manipulują modami, ideami, wartościami.

DZ: Przecież zawsze kultura wymuszała na jednostce określony sposób życia...

ER: Ale nigdy dotąd owo "wymuszanie" stylu, wmawianie wartości i celów nie było tak masowe, tak wyrafinowane, tak sugestywne i skuteczne jak dziś. Można powiedzieć, że toniemy w potopie filmów, seriali, sensacji, atrakcji, reklam, spektakli, książek. One nas wabią, wciągają, uzależniają.

DZ: Andrzej Kmicic, główny bohater "Telefrenii", aby uwolnić się od mediów, wyjeżdża na wieś, do rodziców. W ostatniej scenie zagryza psa, który skojarzył mu się z szatańskim rottweilerem z filmu "Omen". I jego wyczyn trafi prawdopodobnie na czołówki gazet. Czyżby nie było ucieczki od mediów?

ER: Od mediów nie trzeba uciekać, trzeba umieć z nich korzystać, a nie popadać w chore uzależnienia. Uwolnienie od alkoholizmu, seksoholizmu, pracoholizmu czy zakupoholizmu, polega na zdemaskowaniu tego uzależnienia. Taoiści, chińscy filozofowie, mówią: Przestań być przez "to" oszukiwany.

DZ: A jak pan sobie radzi z medialnym potopem?

ER: Używając słownictwa rolniczego - metodą płodozmianu. Aby nie wpaść w jedne "koleiny", oglądam różne dzienniki telewizyjne, kupuję co dzień inną gazetę, inny tygodnik - od "Naszego Dziennika" i "Głosu", przez "Politykę" i "Newsweeka", po "Trybunę" i "Nie". Od lat słucham "Radia Maryja", i to z wielką przyjemnością, jak kiedyś Wolnej Europy. Brakuje mi tylko zagłuszania.

DZ: W pana książce serial "Dynastia" doprowadził do rozpadu małżeństwa Kmicica, ponieważ jego żona "uzależniła się" i zapragnęła naśladować amerykańską Alexis. Interesujące, że właśnie po siedmioletnim pobycie w USA stał się pan wyraźnie antyamerykański.

ER: Uściślijmy, przeciwko której Ameryce jestem?

DZ: A ile ich jest?

ER: Sto! To kraj niewyobrażalnych różnic i różnorodności. Najogólniej biorąc, są dwie Ameryki. 80 proc. obywateli Stanów Zjednoczonych to Ameryka konserwatywna, prowincjonalna, zapracowana, rodzinna, patriotyczna. Ci ludzie uważają takie miasta jak Nowy Jork, San Francisco, Los Angeles z Hollywood, Las Vegas za wrzody na ciele "prawdziwej" Ameryki. Ale całą Amerykę "reprezentuje" na zewnątrz serialami, filmami, ekstrawagancjami właśnie ta stanowiąca mniejszość hollywoodzka, liberalna, rozpustna, rozwydrzona Ameryka. To ona uwodzi młodzież całego świata i przeraża tradycjonalistów, między innymi narody muzułmańskie. "Większa Ameryka" czuje się okropnie sfrustrowana, bo w sferze medialnej przegrywa boleśnie z tą "mniejszą Ameryką". Zresztą to samo dzieje się już w Polsce. Mamy "mniejszą Polskę" - wolnościową i liberalną oraz "większą Polskę", która wolnością, relatywizmem i tolerancją jest przestraszona. Stąd między innymi siła Radia Maryja i partii konserwatywnych.

DZ: Doświadczenie zdobyte w Ameryce zobrazował pan między innymi w książce "Szczuropolacy", na podstawie której Janusz Zaorski nakręcił film "Szczęśliwego Nowego Jorku".

ER: Tytuł Zaorskiego jest ironiczny. Mój tytuł był bolesny, wielu uznało go za obraźliwy. W ostatnich wydaniach książka ma tytuł "Szczurojorczycy". Żeby nie było, że tylko Polacy są losem imigranta - gastarbeitera upokorzeni. Los nieprzygotowanego, nielegalnego przybysza zarobkowego jest zawsze podobny, niezależnie, czy przyjechał "szczurować" z Filipin, Meksyku czy z Polski i czy do Nowego Jorku, do Londynu czy do Warszawy.

DZ: Odradza pan wyjazdy zarobkowe?

ER: Nie, skoro w Polsce nie da się zarobić. Ale rzecz w tym, żeby nie pozwolić się oszukiwać przez mity: mit łatwego zarobku, mit Ameryki czy mit Londynu. Dopiero od 1 maja 2004 roku media zaczęły ujawniać prawdę o polskich gastarbeiterach, o harówce, oszustwach, gwałtach, domach publicznych. Ja ujawniłem to "Szczuropolakami" dziesięć lat wcześniej. Złamałem umowę milczenia i byłem wtedy zgodnie przez wszystkie media potępiony. Śmiem twierdzić, że za 10-20 lat podobną, spóźnioną satysfakcję zyskam za "Krfotok". Tę książkę o stanie wojennym też napisałem "za wcześnie".

DZ: W "Szczuropolakach" Lojer radzi swoim ziomkom, żeby pozbyli się polskiej gęby smutasa, bo nie odniosą sukcesu. "Keep smiling!" - mówi.

ER: To, że musisz być "successful" i "famous", czyli, że musisz być sławny i odnosić sukcesy, to jedno z najgroźniejszych amerykańskich "wmówień medialnych", bo unieważnia i degraduje zwykłe, skromne, uczciwe, refleksyjne życie. Zapędza nas do szczurzego wyścigu. Bądź bogatszy, mądrzejszy, sławniejszy! Zwykły człowiek czuje się gorszy, bywa, że swoje skromne rodzinne życie na prowincji uważa za zmarnowane.

DZ: Ale czy powrót do Taplar z "Konopielki", do życia tradycyjnego, rodzinnego, sąsiedzkiego, jest jeszcze możliwy?.

ER: Nie. Ostatnie wyspy Robinsona zostały ucywilizowane, a wszystkie Taplary zglobalizowane. Każdy z nas musi sam opanować swoją telefrenię. Jak? O tym próbuję opowiedzieć w jednej z moich kolejnych powieści.

DZ: Czy to będzie dalszy ciąg "Telefrenii"?

ER: W pewnym sensie.

DZ: I dowiemy się, czy śmierć Jana Pawła II faktycznie zmieniła życie bohaterów, czy młody Kmicic wstąpił do zakonu, a jego ojciec ożeni się z Catherine Deneuve?

ER: Obiecuję niespodzianki...

Edward Redliński pochodzi ze wsi Frampol pod Białymstokiem. - To mozaika szlachecko-chłopska, katolicko-prawosławna, polsko-litewsko-białoruska. Stąd mój życiorys jest reprezentatywny dla losów regionu i narodu - mówi pisarz. Z wykształcenia jest geodetą i dziennikarzem (wydał dwa zbiory reportaży). Pracował m.in. w warszawskiej "Kulturze" (został z niej wyrzucony w 1971 roku). Od 38 lat żyje bez etatu, jako wolny strzelec. - Jestem raz pod wozem, raz na wozie - komentuje swoją sytuację. Debiutował tomem opowiadań "Listy z rabarbaru" (1967 r.).

Rozgłos i uznanie przyniosły mu powieści "Konopielka" i "Awans" (1973 r.). Pobyt pisarza w Nowym Jorku (1984-91 r.) zaowocował książkami: "Dolorado" i "Szczuropolacy" ("Szczurojorczycy"), scenariuszem filmu "Szczęśliwego Nowego Jorku", sztuką "Cud na Greenpoincie", w przygotowaniu jest zbiór opowiadań amerykańskich. Wydana w 1998 roku powieść "Krfotok, czyli stanu wojennego nie było" wywołała wielką falę dyskusji o najnowszej historii Polski. W 2002 roku ukazała się powieść "Transformejszen", satyra na polskie przemiany ustrojowo-obyczajowe.

Dużym wydarzeniem literackim były, wydane w 1982 roku, "Nikiformy", tom autentycznych dokumentów, m.in. książki skarg i zażaleń, dziennik kierowcy, grypsy więzienne i słynny erotyczny pamiętnik księgowej. Redliński jest także autorem sztuk teatralnych: "Awans", "Wcześniak", "Pustaki", "Jubileusz" i "Cud na Greenpoincie" i kilku scenariuszy filmowych, m.in. "Konopielki" (reż. Witold Leszczyński). Jego utwory miały ponad 30 inscenizacji w teatrach, w Teatrze TV i jako monodramy. (kaw)

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto