MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Ireneuszem Jeleniem, napastnikiem reprezentacji Polski

Łukasz Klimaniec
Ireneusz Jeleń. Fot. Piotr Nowak/ Fotorzepa
Ireneusz Jeleń. Fot. Piotr Nowak/ Fotorzepa
DZIENNIK ZACHODNI: Kibice nie mają wątpliwości - Ireneusz Jeleń to najlepszy piłkarz polskiej kadry na mundialu. Co pan na to? Ireneusz Jeleń: Słyszałem od znajomych, którzy gratulowali mi występu, że obok Artura ...

DZIENNIK ZACHODNI: Kibice nie mają wątpliwości - Ireneusz Jeleń to najlepszy piłkarz polskiej kadry na mundialu. Co pan na to?

Ireneusz Jeleń: Słyszałem od znajomych, którzy gratulowali mi występu, że obok Artura Boruca byłem jednym z najlepszych zawodników. To wielka, fajna sprawa. Wiadomo, że kibice, którzy byli na stadionie, czy siedzieli przed telewizorem, mają prawo tak myśleć. To dla mnie duże wyróżnienie. Ale radość byłaby większa, gdybyśmy wyszli z grupy. O tym trzeba jednak szybko zapomnieć. Była złość. Ale wiedziałem, że mundial to dla mnie szansa. Chciałem zagrać jak najlepiej. Wprawdzie nie wyszliśmy z grupy, ale ja w pewnym sensie wygrałem. Pokazałem dobrą grę, mam teraz sporo ofert gry w innych klubach i mogę wybierać.

DZ: Gdzie więc zagra pan w przyszłym sezonie?

IJ: Na sto procent wyjadę za granicę. Najprawdopodobniej do Francji. A gdzie? Nie chcę zapeszać, dlatego nie powiem. Prawie wszystko jest już uzgodnione. Brakuje tylko mojego podpisu.

DZ: Wróćmy do mistrzostw świata. Czuł pan tremę, grając przed taką rzeszą kibiców?

IJ: Powiem szczerze, że jak przed pierwszym meczem poszliśmy sprawdzić murawę, zobaczyć jakie buty dobrać, to wrażenie było ogromne. Nie da się tego opisać. Prawie 40 tysięcy Polaków. Jak zaczęli nas witać, śpiewać: "Gramy u siebie!", to aż ciarki przeszły po plecach. Prawie łza w oku się kręciła. Oddałbym wszystko, by jeszcze raz pojechać na takie mistrzostwa.

DZ: A samo wyjście na boisko?

IJ: Mnie takie mecze mobilizują. Jak wyszedłem na Ekwador, na początku był mały stres. Ale potem przeszło. Przed meczem z Niemcami, gdy dowiedziałem się, że wyjdę w pierwszym składzie, nie myślałem o strachu. Chciałem pokazać się z jak najlepszej strony. Wiedziałem, że gramy dla Polski i dla siebie. Takie mecze bardzo mnie mobilizują. Nie czułem stresu, który wiązałby nogi.

DZ: Jak zapamiętał pan mecz z Niemcami?

IJ: Cieszę się, że nie zjadła mnie trema, ani panika. Wiedziałem, że zagram od początku, dlatego przed meczem bardzo się mobilizowałem i skupiałem. Wyszedłem na boisko, by pokazać to, co umiem najlepiej. Na boisku nie myślałem, przeciw komu gram. Na rozgrzewce widziałem Ballacka i Klose. Ale potem nie myślałem o rywalach. Że Ballack to wielka gwiazda? Przecież ja jestem takim samym człowiekiem. Oni różnią się tym, że grają w większych klubach. Ale są tacy sami, jak każdy. Więc nie miałem żadnego respektu. Grałem to, co potrafię. Nie bałem się niczego.

DZ: Lukas Podolski przyznał, że po meczu Niemcy - Polska wymienił się koszulką z najlepszym polskim zawodnikiem, czyli z panem. Jak do tego doszło?

IJ: Staliśmy po meczu blisko siebie i po prostu... wymieniłem się z nim koszulką. Potem on mnie pochwalił w gazetach, ja pochwaliłem jego. Zupełnie tak, jakbyśmy się znali od dawna.

DZ: A co z tą koszulką?

IJ: To pamiątka. Zobaczymy, jak po karierze potoczą się moje losy. Czy zostanę za granicą, czy wrócę do Polski. Teraz stawiam sprawy tak, że będę chciał wrócić. Wtedy wybuduję sobie domek i zrobię kolekcję koszulek, którą będę mógł pochwalić się znajomym.

DZ: Dlaczego był pan bardziej widoczny na boisku niż inni zawodnicy z kadry?

IJ: Chyba idealnie trafiłem z formą. Powiem szczerze, że na treningach, już na pierwszym obozie w Szwajcarii, czułem się coraz lepiej. Wiedziałem, że będzie dobrze. Okres zimowy bardzo dobrze przepracowałem, kontuzje mnie omijały i to było widać na mistrzostwach.

DZ: Dziennikarze rzeczywiście wam przeszkadzali na mundialu?

IJ: (chwila ciszy) Przeszkadzali. To chyba nasza mentalność. Wiadomo, że krytyka musi być. Jakbyśmy mieli być cały czas całowani w tyłek, to też byłoby fatalnie. Dlatego uważam, że krytyka musi być. Ale stopniowa, a nie taka, jak po meczu z Ekwadorem. Graliśmy potem ważny mecz z Niemcami, a tu nie dość, że Niemcy wyśmiewali się z nas i Polaków, to jeszcze polska prasa zaczęła wbijać gwoździe do trumny. To przeszkadzało. Ale my bardzo chcieliśmy pokazać, że potrafimy. I zagraliśmy dobrze. Szkoda, że zabrakło tak niewiele.

DZ: Marzenie się spełniło, chciał pan jechać na mundial i pojechał. Co dalej?

IJ: Tak, marzenie się spełniło. Najpierw chciałem w ogóle pojechać. Potem, zagrać choć parę minut. Okazało się, że zagrałem prawie dwadzieścia minut z Ekwadorem, a potem dwa mecze od początku. Spełniło się to, o czym marzyłem od dzieciństwa. Teraz marzę, by zmienić klub. Jestem już cztery lata w Wiśle Płock i chciałbym podnieść moje umiejętności, grając dla silniejszego klubu. Mistrzostwa świata przybliżyły mnie bardzo do tego wyjazdu. Wykorzystałem swoje pięć minut.

DZ: A jak przywitał pana Cieszyn?

IJ: Słyszałem, że podczas meczu z Niemcami cały rynek zapełnił się kibicami, którzy oglądali mecz na telebimie. Widziałem zdjęcia, słyszałem od znajomych. Aż się chce żyć dla takich kibiców. Grałem przecież nie tylko dla Polski, ale i dla mojego Cieszyna. Tu się urodziłem i cieszę się, że mogłem reprezentować w kadrze moje miasto i mój klub Wisłę Płock. Po powrocie byłem na chwilę na rynku. Teraz każdy mnie rozpoznaje. To miłe podpisywać komuś autograf. Musiałem jednak szybko uciekać. Ale jeszcze wrócę, by wypić jakieś piwko i spotkać się ze znajomymi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Sensacyjny ruch Łukasza Piszczka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto