Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Jackiem Łapotem, filarem kabaretu "Długi"

Rozmawiała: Henryka Wach-Malicka
Fot. A. Ławrywaniec
Fot. A. Ławrywaniec
Dziennik Zachodni: Co pan, zdeklarowany orędownik sojuszu zagłębiowsko-śląskiego, obchodził? Abrahama, jubel czy pięćdziesiątkę? Jacek Łapot: Na wszelki wypadek - benefis.

Dziennik Zachodni: Co pan, zdeklarowany orędownik sojuszu zagłębiowsko-śląskiego, obchodził? Abrahama, jubel czy pięćdziesiątkę?

Jacek Łapot: Na wszelki wypadek - benefis.

DZ: Rzeczywiście, brzmi światowo, a w dodatku - starym zwyczajem - beneficjantowi obowiązkowo trzeba przynieść prezenty!

JŁ: Mnie przynieśli z serca, bo zaprosiłem tylko sprawdzonych.

DZ: A co przynieśli?

JŁ: Ekspres do kawy. Z informacją, że ostatnio mało piszę, więc jak sobie w nocy kawę strzelę, to może podkręcę tempo.

DZ: Innych dopalaczy nie było?

JŁ: Były. Do sześćdziesiątki tego nie wypiję! Ale w działaniu przyjaciół widzę żelazną konsekwencję. Jak kończyłem lat czterdzieści, dostałem komplet kieliszków. Minęła dekada, przynieśli coś do kieliszków.

DZ: Rozbawiło mnie powiedzenie, że jak się już panu zdarzy zawartości tych kieliszków nadużyć, to słyszy pan nie tyle tupot białych mew, co "łapot anielskich skrzydeł".

JŁ: Nazwisko dobre mam do przekręcania. Kim ja już nie byłem - Łoskotem, Łomotem, Łopotem...

DZ: Po kim odziedziczył pan gen prześmiewcy?

JŁ: Jakieś dalekie pokolenie; rodzice są normalnymi ludźmi, sztuką się nie zajmują.

DZ: W takim razie atawizm objawił się wcześnie - razem z Piotrem Skuchą już w liceum robiliście sobie z życia kabaret.

J.Ł: W porządnym liceum - I LO w Dąbrowie Górniczej.

DZ: Ongiś imienia Aleksandra Zawadzkiego...

JŁ: ...a obecnie Waleriana Łukasińskiego. Podobno za dziesięć lat szkole tej nadane zostanie imię Jacka Łopota.

DZ: Nooo... To będzie sukces, trochę pan jednak musi poczekać. A co się panu dotąd udało? Tym razem pytam serio.

JŁ: I ja serio odpowiem, choć pewnie wyjdzie jak w kabarecie. Proszę pani - mój sukces to praca, którą sam sobie wymyśliłem, sam sobie organizuję i w dodatku mam z niej kupę zadowolenia. Występuję z ludźmi, których lubię. I wtedy, kiedy chcę. W naszym kraju to wciąż jeszcze wyjątek; dziewięćdziesiąt procent obywateli idzie do pracy jak na skazanie.

DZ: Jest pan absolwentem dwóch fakultetów - filologii polskiej i dziennikarstwa.

JŁ: A, to mi akurat w działalności kabaretowej nie przeszkadza.

DZ: Kabaret "Długi" przez lata był ulubieńcem słuchaczy radiowej "Trójki". Ile nagraliście audycji?

JŁ: 500. Słownie: pięćset. O, to też był sukces. Bez przechwałek - gigantyczny. I bardzo bliski porażki, bo nas w końcu z anteny zdjęto. Mała pociecha, że w dobrym towarzystwie, bo mniej więcej w tym samym czasie spadła i "Elita", i "Korek" Stefana Friedmana. Wielu wiernych słuchaczy ma pretensje do "Trójki", że tak brutalnie zmieniła target, czyli "grupę docelową". Na szczęście pozostały płyty z nagraniami, więc nasza robota w dym nie poszła.

DZ: Pięćdziesiąt lat żywota poczciwego, ponad dwadzieścia pracy estradowej, jest co wspominać. Zdarzył się panu i kolegom jakiś bardzo nietypowy występ?

JŁ: Nietypowy to jest co drugi. Graliśmy już na promie, na lodowisku, na boisku. Zawsze mówiłem, że nie występowaliśmy tylko na drzewie, na pogrzebie i w autokarze. Ale to już nieaktualne, odkąd daliśmy koncert w autokarze na trasie Katowice-Wrocław.

DZ: Do takiego życia to trzeba mieć kondycję. Jakieś nałogi?

JŁ: Nie palę, ale lubię śpiewać bluesa o papierosie. Jestem natomiast uzależniony od narciarstwa i na stare lata wciąż mi te szusy dobrze wychodzą! Czasem wykorzystuję też kieliszki, co to mi je podarowali koledzy na czterdzieste urodziny.

DZ: No i nie zdradza pan estrady. Na "abrahamowym" benefisie zaśpiewał pan w towarzystwie syna i strasznie fajnie wam ten duet wyszedł. Przedstawi pan resztę rodziny?

JŁ: Żona Elżbieta, córka Karolina, syn Jakub.

DZ: Na koniec może jakieś przesłanie dla ludzkości?

JŁ: Ludzie! Kupujcie bilety na kabarety.

DZ: To mówi wam on - Jacek Łapot.

Tak to już jest. Uczysz się, młodzieńczo buntujesz, robisz szkolne (a potem uczelniane kabarety), świetnie się zapowiadasz, aż któregoś rana budzisz się i... masz już pięćdziesiąt lat! Jednych ten fakt skłania do refleksji, drugich wręcz odwrotnie. Jacek Łapot – założyciel i gwiazda kabaretu „Długi” – zachował po prostu zimną krew i zaprosił bliskich sercu na urodzinowe spotkanie do katowickiego „Rialta”. Przyjaciele rewanżowali się, czym kto mógł
– jak nie pamiątkowym pakiecikiem, to wierszem lub piosenką. Najbardziej zaaferowany był „brat jubilata po kabarecie” – Piotr Skucha, który teatralnym szeptem (niespodzianka!) ustalał kolejność występów na urodzinowej fecie przyjaciela. Goście byli zdyscyplinowani, kolejki pilnowali i tak powstał piękny koncert, na który złożyły się występy kolegów i współpracowników jubilata. Miejscowych i przybyłych, nieraz i z dalekich stron, jak reprezentanci Warmii i Mazur (czytaj: „Kaczki z nowej paczki” i „Czerwony tulipan”).
Jubilat wkroczył w nowe pięćdziesięciolecie z godnością, acz nie bez szelmowskiego
uśmiechu na dostojnym obliczu.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto