Dziennik Zachodni: Kiedy wychodzi pan na scenę, fanki szaleją. Po każdym spektaklu koło garderoby gromadzą się tłumy z nadzieją na autograf i chwilę rozmowy...
Janusz Radek: To wszystko jest bardzo miłe, choć po paru dniach ciągłego grania bywa męczące. Wiem jednak, że fani szanują mnie za to, co robię i ja ich także szanuję.
DZ: Pana recitale m.in. "Serwus Madonna" czy "Dom za miastem" cieszą się ogromnym powodzeniem.
JR: Udało mi się zrobić z nich takie małe show. Po raz pierwszy to, co śpiewam, ubrałem w inscenizację i dołożyłem do tego elementy aktorskie. Chciałem, aby przestano postrzegać mnie tylko jako puszkę do śpiewania, a zaczęto widzieć faceta, który swoją piosenką chce coś przekazać, o czymś opowiedzieć...
DZ: Większość pana utworów wywołuje spontaniczny śmiech na sali.
JR: Tak, śmiech jest bardzo istotny. Choć każda jego forma oznacza coś innego. Nie wszystkie moje utwory są śmieszne. Niektóre skłaniają się raczej w stronę ironii i groteski. Swoimi piosenkami staram się zwrócić uwagę na to, co dzieje się wokół nas. To trochę blichtrowy show, taka iluzoryczna papka naszych możliwości. Możemy ją potraktować z powagą albo ze śmiechem. Ja wybieram drugą opcję.
DZ: Mówią o panu: kameleon. Ciągłe zmiany wizerunku scenicznego i głosu stały się pana znakiem rozpoznawczym. Raz jest pan Elvisem, a za chwilę zmienia się w Edith Piaf. Nie łatwiej by było po prostu śpiewać?
JR: Jasne, że tak. Tylko wtedy to nie byłbym ja. Przez długi czas szukałem siebie w różnych gatunkach muzycznych od rocka przez balladę czy poezję. Potem zrozumiałem, że takie szufladkowanie nie jest dobre. Dlatego kiedy pada pytanie o gatunek, mówię, że ja po prostu śpiewam piosenki, tylko ubrane w jakąś formę.
DZ: Kiedy zaczęła się pana przygoda z muzyką?
JR: Prawdziwą karierę sceniczną rozpocząłem 7 lat temu na deskach chorzowskiego Teatru Rozrywki. Wtedy po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że ja to ja i zacząłem tworzyć koncepcję jednoosobowej firmy "Janusz Radek". Tworzyć swój własny wizerunek, który ma zaskakiwać ludzi.
DZ: Ostatnio można pana zobaczyć w teledysku do utworu Piotra Rubika "Psalm dla Ciebie". Będą następne nagrania?
JR: Współpracujemy ze sobą od trzech lat. Zrobiliśmy razem trzy widowiska muzyczne, m.in. oratorium Tu Es Petrus i Psałterz Wrześniowy, z którego pochodzi właśnie "Psalm dla Ciebie". Teraz przed nami Kraków i myślę, że wtedy przerwiemy naszą współpracę. Muszę skupić się na swojej nowej płycie...
DZ: Która ma wyjść na wiosnę tego roku. Czego możemy się spodziewać?
JR: Chciałbym, aby ta płyta trafiła do większej liczby osób i pozwoliła mi zaistnieć w rozgłośniach radiowych.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?