Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Joanną Bartel, aktorką

Ryszarda Wojciechowska/ama
RYSZARDA WOJCIECHOWSKA: Nie lubi pani swojego wizerunku baby z dużym biustem... &nbsp JOANNA BARTEL: Dużego biustu nie ma jak schować. Kiedy pojawiły się kłopoty z kręgosłupem, zaproponowano mi operację piersi.

RYSZARDA WOJCIECHOWSKA: Nie lubi pani swojego wizerunku baby z dużym biustem...
&nbsp
JOANNA BARTEL: Dużego biustu nie ma jak schować. Kiedy pojawiły się kłopoty z kręgosłupem, zaproponowano mi operację piersi. Ale nie zgodziłam się. Bo Bartel bez biustu jest jak Paryż bez wieży Eiffla. Ale jeżeli chodzi o mój wizerunek psychiczny, to ludzie, którzy mnie znają, wiedzą, że jestem beksa.

RW: Duża mała kobietka?

JB: Beksa i bez łokci. A że pogodna i opowiadam kawały? To też prawda.

RW: Dwanaście lat w Niemczech, to już za panią.

JB: I całe szczęście. Bo to był stan uśpienia, hibernacji.

RW: Rola, jaką pani tam zagrała, to rola żony....

JB: Nie. To plotka. Nigdy nie byłam mężatką, ponieważ uważam, że szkoda mnie dla jednego faceta (śmieje się).

RW: Można się wielokrotnie rozwodzić...

JB: Można, ale na tym się dużo traci. Ile nerwów człowiekowi zeżrą w tych sądach? A wracając do Niemiec. Pojechałam, ponieważ rodzice mnie o to prosili. Oni już tam mieszkali. Bali się, że przy tych politycznych roszadach przestaniemy się widywać. Nie mam swojej rodziny, więc pępowiny od rodziców nie odcięłam. Wiedziałam, że nie jadę za chlebem, że nie mam szans na zarabianie. Jestem po Akademii Sztuk Pięknych, ale nie znam się na grafice komputerowej. Nauczyłam się jednak najpierw dobrze mówić po niemiecku. A potem odkurzyłam swoje talenty i dorabiałam w galerii. Może nie było na cały bochen chleba, ale na kromeczki zarobiłam. Miałam przyjaciela, z którym byłam związana przez ten cały czas. Przed wyjazdem do Polski rozstaliśmy się. W zgodzie.

RW
: Nie żałuje pani powrotu?

JB: To był najpiękniejszy prezent, jaki dostałam od życia. Chyba ktoś na mnie łaskawie z góry popatrzył. W Niemczech dusiłam się - jako artystka byłam uśpiona i jako człowiek chyba też. Prowadziłam nudny tryb życia. Tydzień mi szybko zleciał: do piątku jakaś praca, potem weekend, Formuła I w telewizji, spacery.

RW: Wróciła pani do kraju i od razu dostała rolę w serialu "Święta wojna".

JB: Na początku nie wiedziałam, jak długo będę grać w tym serialu. A potem doszły programy telewizyjne. I nagle zrobiło się dużo roboty.

RW: Dla mnie jest pani fenomenem medialnym. Nie ma chyba programu, do którego nie dostała pani zaproszenia.

JB: Nina Terentiew podobno powiedziała: jak robicie nowy program w telewizji, to weźcie Bartel, bo ona ma coś do powiedzenia. Chyba rzeczywiście jednak mam dobrą rękę, bo jak ochrzczę pilotażowy odcinek swoim udziałem, to program ma długi żywot. Tak było z "Herbatką u Tadka", a potem z programem "Europa da się lubić". Ciągle mi proponują udział albo prowadzenie programów w różnych stacjach telewizyjnych. A ja robię wszystko, żeby zwolnić. Nie mam siły tak jeździć. Poza tym mój tata jest sparaliżowany i nie chcę się w żaden sposób i z niczym wiązać na długo. Bo nuż będę tam potrzebna?

RW: A pieniądze nie są ważne?

JB: W Niemczech klepałam biedę, ale właśnie tam uświadomiłam sobie, że pieniądze nie są najważniejsze. Pracuję, żeby mi się przyjemnie żyło. Żebym miała czas dla siebie i dla ludzi. Nie chcę siedzieć na szmalu. Nie mam dzieci, męża. Muszę zarobić tyle, żebym mogła żyć i ewentualnie mogła pomóc swoim bliskim. Nie muszę mieć bez przerwy włączonej komóry, żeby tylko zadzwoniła. Wręcz przeciwnie. Żeby nie dzwoniła, bo ja chcę mieć święty spokój. Wiem, że to świętokradztwo, bo ludzie marzą dzisiaj, żeby telefon zadzwonił...

RW: Jest pani bardzo poukładana ze sobą. To nie jest dzisiaj częste.

JB: Koziorożec, proszę pani. Ale też miewam depresję. Z tym, że mam na nią własne patenty. Albo idę do second handu i od razu mi się humor poprawia, albo wychodzę do ludzi. A teraz nawet na depresję nie mam czasu. Ostatnio znalazłam w lesie psa, którego ktoś wyrzucił z samochodu. I co zrobić? Nie chciałam psa, a mam. Czarna Mańka jeździ ze mną. Mam taką patchwork family, rodzinę zastępczą z Mańką. A tu jest moja prawa ręka (wskazuje na siedzącego obok mężczyznę - dop. aut.) do jeżdżenia, wożenia i bycia ze mną, żeby mi nie było smutno.

RW: Uważam, że jestem ładniejsza niż przed 30 laty... To też pani słowa.

JB: A gdzie pani to znalazła? Ale to prawda. Mimo że ja mam teraz 100 kilogramów wagi i więcej zmarszczek, to czuję się dobrze w swojej skórze. Kiedyś nie umiałam się ubrać. Nosiłam długie włosy i wyglądałam jak wdowa po jakimś generale. A poza tym praca daje mi pewność siebie. Gdyby nie ten kręgosłup, artretyzm i to, że czasami nie mogę wstać... Ale jak już wstanę i rozhuśtam te swoje 100 kilogramów, to jest dobrze.

RW
: W rankingu jednej z gazet pod hasłem "Z kim najchętniej poszedłbyś do łóżka" pani zajęła drugie miejsce.

JB: Ale ja przez kilka tygodni byłam pierwsza na tej iście! Trochę mnie to krępowało. Myślałam: chyba jacyś zboczeńcy głosują. Bo wokół mnie takie piękne kobiety. A ja stara baba... horror. Modliłam się, żeby nie wygrać. No i okazało się, że przegrałam z Joasią Brodzik jednym głosem. Śliczna dziewczyna. Sama na nią zagłosowałam. Dla mnie ten ranking był śmieszny. Ale moi koledzy powiedzieli: Aśka, co ty się przejmujesz. Nawet do "Playboya" mogliby cię wziąć. "Wyprasowaliby" ci wszystko komputerowo. I wyglądałabyś jak gwiazda filmowa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maturzyści zakończyli rok szkolny. Czekają na nich egzaminy maturalne

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto