Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Joanną Sydor, aktorką

Rozmawiała: Katarzyna Kachel/ama
Fot. Oko Cyklopa
Fot. Oko Cyklopa
Katarzyna Kachel: Bywa pani wstydliwa? Joanna Sydor: Uhmm. Czasami mówię do siebie: Aśka, jesteś dorosłą kobietą, nie zachowuj się jak mała dziewczynka.

Katarzyna Kachel: Bywa pani wstydliwa?

Joanna Sydor: Uhmm. Czasami mówię do siebie: Aśka, jesteś dorosłą kobietą, nie zachowuj się jak mała dziewczynka.

KK: Czerwieni się pani?

JS: Bywam uroczo zawstydzona (śmiech).

KK: Nie lubi pani plotek?

JS: Nie.

KK: Plotkować?

JS: Też nie.

KK: Pozować do zdjęć?

JS: Ważne, czy sesja jest ciekawa. Ale to męcząca robota. Ostatnia sesja zdjęciowa do "Zwierciadła" trwała 10 godzin. Nadmieniam, że nie była najdłuższa, moje koleżanki pozują czasem dłużej.

KK: Lubi się pani tak katować?

JS: Nie stawiam nigdy sprawy w ten sposób. Jeżeli podejmujemy się jakiegoś zadania i na przykład jest to zdjęcie do czasopisma, to zarówno jedna, jak i druga strona chce, żeby efekt był jak najlepszy.

KK: Ale to męczące.

JS: Wpisuję to w ryzyko zawodowe i traktuję jako element swojej pracy.

KK: Często pani odmawia?

JS: Stawiam ograniczenia. Udzielam jednak odpowiedzi, może są one krótsze i nie do końca spełniają oczekiwania mojego rozmówcy, ale nie próbuję tego zmieniać. Tak po prostu funkcjonuję.

KK: Wpada pani czasem w złość?

JS: O tak. Bywam nerwowa. Nic co ludzkie nie jest mi obce. Jak każdemu, tak i mnie, zdarza się czasem nie utrzymać emocji na wodzy.

KK: Jak często?

JS: Zależy. Czasami potrafię wiele rzeczy przemilczeć, wybaczyć. Nie denerwuje mnie wówczas czyjaś opieszałość, nie drażnią inne niedoskonałości. Ale są takie momenty, kiedy byle drobiazgi mnie denerwują.

KK: Co najczęściej?

JS: Brak szacunku do człowieka, nachalna ingerencja w jego prywatne sprawy. I jeszcze denerwuje mnie jak coś zbyt wolno się odbywa, a mnie się akurat bardzo spieszy.

KK: Przedłużające się zdjęcia do filmu?

JS: Nawet nie to. Z tym zawsze się liczę. Potrafi mnie zdenerwować nieporadność osób, z którymi pracuję. Na szczęście rzadko się to zdarza. To zdenerwowanie wynika z tego, że w pracy jestem bardzo skupiona, daję z siebie wszystko, staram się wykonać zadanie jak najlepiej i wymagam, by inni działali w podobny sposób.

KK: Warszawa pani nie denerwuje?

JS: Lubię to miasto. Ma wiele zalet przydatnych zwłaszcza w moim zawodzie. W centrum bywam bardzo rzadko, a tam gdzie mieszkam, bywa cicho i spokojnie. Zdziwiłaby się pani.

KK: Nie lubi pani bywać?

JS: Lubię, ale w gronie najbliższych znajomych. Rozumiem spotkania przy okazji premiery filmu, rozmowy z widzami po projekcji. Bardzo te chwile szanuję. Nie lubię natomiast uczestniczyć w imprezach, na których wypada być, by zaistnieć.

KK: Przejmuje się pani tym, co dziennikarze wypisują?

JS: Jeżeli mówimy o gazetach plotkarskich - nie czytam ich. Istotne są dla mnie moje wypowiedzi i ich autentyczność. Bardzo cenię prawdziwą krytykę, wtedy poważnie traktuję wszystkie uwagi.

KK: A oceny widzów?

JS: Widz jest najważniejszy. Wszystko, co robię, jest skierowane do drugiego człowieka. Tak rozumiem mój zawód, wykonuję go po to, by ludziom coś przekazać, pobudzić ich wrażliwość, skłonić do refleksji.

KK: Dostaje pani od widzów listy?

JS: Dostaję. Prowadzę sporą korespondencję, zawsze odpisywałam na wszystkie listy, teraz mam trochę zaległości.

KK: Jakie to są listy?

JS: Różne. Z prośbą o autograf albo zdjęcie. Są też opinie na mój temat, jako postaci czy aktorki. Niektórzy piszą o swoich problemach, zwierzają się, przyrównują je do problemów kreowanych przeze mnie postaci. To są bardzo trudne sprawy. Miło mi jednak, że ludzie obdarzają mnie zaufaniem.

KK: Łatwo panią oswoić?

JS: Niełatwo. Jak ktoś teraz podsumuje moje odpowiedzi, to się zacznie zastanawiać, jak ja w ogóle funkcjonuję w świecie. Ale ja naprawdę rzadko nawiązuję przyjaźnie.

KK: Jest pani ambitna?

JS: Jestem bardzo krytyczna wobec tego, co robię. Bardzo surowo oceniam swoją pracę, notuję, zapisuję uwagi, wyciągam z nich wnioski na przyszłość. W ten sposób moje aktorstwo dojrzewa.

KK: To perfekcjonizm.

JS: Nie, raczej uporządkowanie. Lubię mieć w domu wszystko poukładane, zapięte na ostatni guzik. Ale w pracy, proszę mi wierzyć, dopuszczam chaos myśli. Z tego kotła przeciwstawnych emocji wyciągam swoją rolę.

KK: Lubi się pani oglądać na ekranie?

JS: To jest bardzo duży stres i nie zawsze mam odwagę to robić. Mam jednak świadomość, że muszę, by ocenić, zobaczyć, jak wyszło, wyciągnąć wnioski. Staram się kontrolować to, co robię.

KK: Chce pani wyglądać ładnie?

JS: Był taki moment w mojej drodze zawodowej, w szkole i zaraz po, kiedy to było istotne. Dla aktorki zresztą jest ważne, by wyglądać dobrze, bo ludzie oczekują piękna. Bardzo sobie cenię ludzką twarz na ekranie. W tej chwili najważniejszy jest dla mnie przekaz prawdy, nie to czy mam świetny makijaż. Piękno człowieka nie na tym polega. Powinniśmy być piękni wewnętrznie.

KK: Dodałaby pani sobie lat na ekranie?

JS: Zrobiłam to! Grałam żonę marszałka Piłsudskiego do ostatnich chwil jego życia. Byłam więc stara. Ale ja marzę o takiej roli, w której nikt nie mógłby mnie poznać. Bardzo sobie cenię na przykład rolę Nicole Kidman w filmie "Godziny". Przez 15 minut nie wiadomo, kto odgrywa tę postać.

KK: Ale lubi pani kobietę w sobie?

JS: Lubię. Staram się być kobietą elegancką, zadbaną. To dobra cecha, godna propagowania. Poprawia nam i otoczeniu samopoczucie.

KK: Nie wystaje jednak pani przed lustrem?

JS: Tak naprawdę to rano nie mam na to czasu, ponieważ odprowadzam synka do przedszkola. Dzień bez makijażu to nie jest dzień stracony…

KK: Jest pani kokietką?

JS: Kobiety mają w sobie skłonności do kokietowania, nie ma we mnie jednak nic wyuczonego, świadomego.

KK: Pani ma taką urodę, że mogłaby zagrać świętą.

JS: Dziękuję. Zagrać świętą to przecież sprawa nie tylko urody, ale przede wszystkim światła, wewnętrznej mocy bohaterki, jej niezwykłości.

KK: Jakich ról by pani nie zagrała?

JS: Nigdy nie mówię nigdy.

KK: Denerwuje się pani, gdy mówią: ta Sydor to zawsze smutna?

JS: Denerwuję. Rzeczywiście, czasami wydaję się być smutna. To zwykle wynik skupienia, zamyślenia. Zresztą gdybym tak ciągle się uśmiechała, to ludzie pewnie zaczęliby się zastanawiać, czy ze mną wszystko w porządku. I tak źle, i tak niedobrze. Jestem sobą.

KK: Zostawia pani rolę za drzwiami domu?

JS: Nie jestem w domu ani Teresą, ani Martą, ani żadną postacią, ale często pracuję w domu. Każdą rolę muszę przemyśleć, wyobrazić sobie, zrobić notatki. Kiedy jednak pojawiają się codzienne sprawy związane z moją rodziną, domem, nie jestem w stanie myśleć o roli. Bywa, że zanurzam się w danej postaci, np. gdy idę ulicą. Myślę wtedy intensywnie o roli i czekam na ten moment, kiedy mogę powiedzieć: wiem, że ta scena będzie wyglądała w ten sposób, to moja postać.

KK: A jak pani idzie zamyślona, wszyscy mówią: ta Sydor znów jest smutna.

JS: A ja najzwyczajniej w świecie pracuję.

Co dalej w „M jak Miłość”?
Teresa Makowska z „M jak Miłość” wkrótce ciężko zachoruje i trafi do szpitala, i to na kilka miesięcy. Wszystko przez to, że aktorka jest w zaawansowanej ciąży i musi na jakiś czas przerwać pracę na planie. Jaką chorobę wymyślili dla Teresy scenarzyści, nie jest jeszcze do końca jasne. Wiadomo tylko, że na pewno nie będzie to żaden nowotwór ani inna nieuleczalna przypadłość. Teresa na 100 procent ma wyzdrowieć, a to oznacza, że Joanna Sydor nie zostanie uśmiercona i nie odejdzie z serialu raz na zawsze. Zaraz po urodzeniu dziecka aktorka ma wrócić na plan „M jak Miłość”: grana przez nią Teresa podobno dalej będzie ze sporo młodszym od siebie Pawłem Zduńskim (w tej roli Rafał Mroczek). Na razie nic nie zapowiada tego, żeby mieli zostać rodzicami w serialu – chociaż i takie rozwiązanie było brane pod uwagę. Ostatecznie uznano jednak, że na planie „M jak Miłość” jest już dość małych dzieci, a praca z nimi do najłatwiejszych nie należy.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto