MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Katarzyną Nosowską, wokalistką rockową

Adrian Karpeta
Katarzyna Nosowska / fot. Bogdan Prejs
Katarzyna Nosowska / fot. Bogdan Prejs
Dziennik Zachodni: Chyba bardzo boisz się owadów. Na jednym z ostatnich koncertów przestraszyłaś się osy, która zaczęła cię atakować. &nbsp KATARZYNA NOSOWSKA: Boję się os! Po ostatnim przykrym wypadku zwracam na nie ...

Dziennik Zachodni: Chyba bardzo boisz się owadów. Na jednym z ostatnich koncertów przestraszyłaś się osy, która zaczęła cię atakować.
&nbsp
KATARZYNA NOSOWSKA: Boję się os! Po ostatnim przykrym wypadku zwracam na nie większą uwagę. Nie mam zdiagnozowanej alergii. Natomiast dopóki człowiek nie zetknie się oko w oko z osą, to nie jest w stanie przewidzieć, w jaki sposób się zachowa. Dlatego reaguję niekiedy histerycznie. A na tym koncercie, o którym mówisz, osa była o krok od tego, żeby zadomowić się między moimi dziąsłami. To było straszne.

DZ: Niedawno mogliśmy cię oglądać z zespołem Hey w Tychach na festiwalu imienia Ryśka Riedla. Miałaś okazję z nim współpracować. Jak go wspominasz?

KN: Współpraca to jest jakieś działanie zwykle planowane, które się podejmuje świadomie. Ja miałam z nim kontakt całkowicie spontaniczny. Graliśmy kiedyś, o ile dobrze pamiętam, w Bydgoszczy taki składankowy koncert. I Dżem też tam wówczas występował. Wykonywaliśmy "Moją i twoją nadzieję". Pan Ryszard po prostu wszedł na scenę i zaśpiewał ze mną fragment tej piosenki. Nie ukrywam, że byłam nieprawdopodobnie wzruszona. Sama nie miałam śmiałości, żeby mu zaproponować współpracę na scenie. Dla mnie to było wielkie. Człowiek, który współtworzył historię muzyki w tym kraju, przyszedł na scenę do takich początkujących muzyków jak my i zaśpiewał z nami piosenkę. To jest cecha wielkich, pochylić się nad mniejszym.

DZ: Do śmierci Riedla przyczyniły się narkotyki. Jaki ty masz stosunek do takich używek?

KN: Nigdy nie rozmawiałam z panem Ryszardem na ten temat i nie wiem, jakie były jego motywy, żeby skosztować tego "miodu". Myślę, że jest to kwestia wrażliwości tak wielkiej, że człowiek musi znaleźć jakieś ujście dla niej. I bardzo często są to właśnie wszelkiego rodzaju używki. Czasami ludzie uciekają w śmierć. Wrażliwość po prostu zabija ich. Jest brzemieniem, z którym często przeżywa się codzienność, wygląda w przyszłość, funkcjonuje w społeczeństwie. Tacy ludzie stosują ucieczki.

DZ: A jak jest w twoim przypadku?

KN: Ja też jestem bardzo wrażliwą osobą, natomiast mam bardzo mocno rozbudowany element strachu. Ja się bardzo boję. Poza tym znam swoją wyobraźnię. Ona płata mi potężne figle bez żadnych wspomagaczy. Jest nieprawdopodobnie rozbuchana. Czasami to bardzo pomaga w pracy, ale bywa też uciążliwe. Potrafię sama siebie przestraszyć tak mocno, że jestem bliska rozpadu na kawałki. Wiem, że taka wyobraźnia w zestawieniu z używkami mogłaby mnie po prostu zabić. Dlatego z premedytacją unikam takich rzeczy. Dla mnie życie jest potężnym wyzwaniem, chociaż nie do końca rozumiem cel naszego pobytu na ziemi. Wydaje mi się, że warto spróbować powalczyć z nim pełnej świadomości.

DZ: Twój syn, kiedy był młodszy, nienawidził twojego śpiewu.

KN: To nie tak, że nienawidził. On po prostu nie przepadał za muzyką, którą proponujemy. Ja go chowam w lekkim stosunku do mojej pracy. Staram się go przekonać, że moja praca jest taka sama jak każda inna. Nie dokonuję rozróżnienia między artystami a ludźmi, którzy pracują w handlu czy na roli. Mój syn wie, że mama jest piosenkarką i tyle. A teraz cieplej spogląda na to, co robię, bo ostatnia płyta zespołu Hey bardzo mu się spodobała.

DZ: Twój syn skończył dziesięć lat. Czy już postanowił, że będzie muzykiem?

KN: Nie, nie. On ma ambitny plan zbawienia polskiej piłki nożnej. Wyobraża sobie, że to jest w jego mocy, że jego obecność w tych strukturach spowoduje, że znów będziemy wielcy. Myślę, że któregoś dnia mu to minie. Natomiast mój syn ma nieprawdopodobny słuch. To jest dziecko, które nie fałszuje. Po pierwszym przesłuchaniu powtarza melodię. To fajna sprawa, bo nie drażni, kiedy śpiewa z radiem.

DZ: Ty też miałaś piłkarski epizod. Wręczałaś nagrody najlepszym bramkarzom.

KN: Miałam je wręczyć, ale niestety przydarzyła mi się wtedy przykra rodzinna historia i nie dotarłam. Ale rzeczywiście jestem "kibicką".

DZ: Komu kibicujesz?
KN: Klubowi z Warszawy. W moim zespole jest dwóch pasjonatów piłki nożnej, w tym mój narzeczony. On również jest fanem futbolu. Jesteśmy kibicami z wielkim sercem. Nie mamy ograniczonych horyzontów. Bo choć rzeczywiście kibicujemy Legii, absolutnie nie ma w nas agresji skierowanej bezpośrednio czy pośrednio w innych kibiców czy w inne kluby. Bardzo nam się ten sport podoba. I w związku z tym, że mieszkamy blisko stadionu, to chodzimy na Legię.

DZ: Zdarzało ci się kopać piłkę?

KN: Nie, ja mam dwie lewe nogi!

DZ: A inne sporty?

KN: Trenowałam pływanie. Jak byłam młoda.

DZ: Ostatnio powiedziałaś, że chciałabyś mieć więcej dzieci.

KN: Bardzo bym chciała. Niestety, czas płynie nieubłagalnie. Obawiam się, że mogę po prostu nie wyrobić się z tym planem. Że mogę sama nie zdołać przeżyć jeszcze raz tego doświadczenia, czyli bycia matką od podstaw. To jest kwestia zorganizowania sobie rzeczywistości w taki sposób, by nie zawieść dzieci. W tej chwili najnormalniej w świecie nie stać mnie na to, by w godnych warunkach wychować większą liczbę dzieci. Gdybym tak wygrała w totka... Chciałabym wybudować dom, w którym chowałabym te dzieci. Mam tyle miejsca w sercu, że mogłabym obdzielić bardzo wiele istot. Tym bardziej że jestem zdruzgotana informacjami, które uświadamiają nam, jak wiele krzywdy dzieje się dzieciakom. To skandal! Jestem dość radykalna. Byłabym za torturami doprowadzającymi do śmierci oprawców dzieci.

DZ: A czy znalazłabyś czas dla dzieci?

KN: Czas co prawda jest ograniczony do 24 godzin na dobę, ale zauważyłam, że im więcej człowiek ma zajęć, tym czasu paradoksalnie jest więcej. Czas ma wtedy zdolności rozciągania się. Natomiast w sytuacji, gdy człowiek prawie nic nie robi, ma wrażenie, że tego czasu jest ciągle za mało.

DZ: W twojej biografii przeczytałem, że uciekałaś z lekcji religii.

KN: Tak, z tego powodu "nocowałam" w drugiej klasie z religii! Musiałam powtarzać całą drugą klasę. To było spowodowane tym, że moi rodzice popłynęli za wielką wodę w rejs, bo mój ojciec był marynarzem. Ja zostałam z babcią. Babcia nie chciała pójść zapisać mnie na religię. Chodziłam od babci do siostry, od siostry do babci. W końcu stwierdziłam, że nie dam rady poruszać się dłużej pomiędzy dwiema dorosłymi osobami, które mnie traktują z buta. I stwierdziłam, że będę udawała, że chodzę. Dzisiaj mówi się, że byłam kłamczuchą. Nikt w tej rodzinie nie spróbował nawet sobie wyobrazić, co przeżywa ośmioletnie dziecko, które dwa razy w tygodniu między siedemnastą a osiemnastą, również zimą kiedy jest ciemno, chodzi po ulicach i udaje, że uczy się religii. To było straszne doświadczenie. Wtedy w pełnej krasie objawiła się moja wyobraźnia.

DZ: Na koniec jeszcze jeden biograficzny wątek. Podobno skończyłaś szkołę odzieżową.

KN: Tak, jestem technikiem odzieżowym. To było zdroworozsądkowe podejście mojego ojca, który twierdził, że lepiej mieć maturę i zawód niż tylko maturę. Więc ja miałam i maturę, i zawód.

DZ: Czy wykorzystałaś to kiedyś w praktyce?

KN: Jeszcze nie, bo nie miałam na to czasu. Ale myślę bardzo ciepło o tym momencie, kiedy wreszcie uszyję sobie trochę szmat.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Lady Pank: rocznica debiutanckiej płyty

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto