Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Leszkiem Malinowskim, liderem kabaretu "Koń Polski"

Edyta Karczewska-Madej/ama
EDYTA KARCZEWSKA-MADEJ: Co panu sprawia prawdziwą radość i szczęście? LESZEK MALINOWSKI: Największe moje szczęście to wstać rano, pojeździć na rowerze przez czterdzieści minut, trochę się zmęczyć, a potem z godzinkę, ...

EDYTA KARCZEWSKA-MADEJ: Co panu sprawia prawdziwą radość i szczęście?LESZEK MALINOWSKI: Największe moje szczęście to wstać rano, pojeździć na rowerze przez czterdzieści minut, trochę się zmęczyć, a potem z godzinkę, półtorej, pograć w tenisa. Wtedy czuję, że fajnie rozpocząłem dzień. Albo po prostu pójść na grzyby - lubię przedzierać się przez chaszcze, ale często w ogóle nie przynoszę grzybów do domu, wolę położyć się po prostu na mchu i popatrzeć w niebo. Jak widzę przesuwające się obłoczki, jestem wtedy najszczęśliwszy na świecie i potrafię tak trwać nawet godzinę. Kiedy czuję woń powietrza, które mnie przenika, słyszę ptaki i jak coś bzyka dookoła, to czuję absolutnie pełny kontakt z przyrodą. Bywa i tak, że wracam do domu, mam cztery grzybki w koszyku i głupio mi powiedzieć, że przeleżałem ten czas na trawie.
EKM: Kabaret, telewizja, radio (Malinowski jest redaktorem naczelnym i współwłaścicielem Radia Północ w Koszalinie - red.). Jak znajduje pan czas na odpoczynek wśród tak rozlicznych ról i obowiązków?
LM: Jeśli mam wolą chwilę, to wszelkimi środkami lokomocji zmierzam do miejscowości Grąbczyn pod Szczecinkiem, gdzie znajduje się moja wiocha - chałupa, stodoła, staw z rybami i kort tenisowy. Tam przebieram się w wiejski strój, który powoduje, że jestem nie do odróżnienia od pozostałych mieszkańców wsi i prowadzę wiejskie życie. Zbieram różnego rodzaju starocie, więc dom przypomina po części muzeum. Wszystkie moje mebelki mają mniej więcej po sto lat. Mam mnóstwo lamp, maszyn rolniczych, a niedawno wykupiłem pół złomowiska w Szczecinie. Potem TIR-y wiozły do mnie różne kosiarki, siewniki, a nawet brukwiarkę, której zasady działania do tej pory nie rozumiem.
EKM: Może powstanie tam jakieś muzeum wsi polskiej?
LM: Być może, póki co zamierzam tam uruchomić coś w rodzaju gospodarstwa agroturystycznego. W specyficznym wiejskim klimacie będzie można tam sobie zagrać w tenisa, połowić ryby w stawie albo pograć w piłkę, bo mamy też boisko - to taki mój prezent dla synów.
EKM: Skąd się wzięła u pana ta miłość do wsi?
LM: W dzieciństwie często spędzałem wakacje na wsi i szybko odczułem, że jest tam atmosfera, która mi najbardziej odpowiada. Odpowiada mi funkcjonowanie w takiej komórce społecznej, gdzie każdy sobie mówi "dzień dobry". Nas jest tak mało we wsi, że wszyscy się znają i żyją wspólnymi problemami. W wielkim mieście człowiek się czuje kompletnie anonimowy i zagubiony, natomiast tam rzeczywiście czuję się człowiekiem.
EKM: W pobliżu pana domu jest też piękne jezioro.
LM: Jezioro jest rzeczywiście duże - ma sześć kilometrów długości. Jak jest ładna pogoda, biorę łódkę, stawiam żagiel i na wodę... Cały czas odkrywam to jezioro, nurkuję i coś tam wynajduję.
EKM: Pana hobby?
LM: Mam mnóstwo, a ostatnio... jestem poszukiwaczem skarbów. Z wyjazdu do Stanów Zjednoczonych przywiozłem wykrywacz metali. Na razie znalazłem stare widły, śruby, poza tym nawyciągałem z ziemi mnóstwo różnych kapsli. To fajna zabawa, udało mi się też znaleźć różne ołowiane naczynia i inne dziwne przedmioty.
EKM: Jest pan ojcem dwóch synów. Czy chłopcy odziedziczyli po tacie talent i zainteresowania?
LM: Moi synowie mają 16 i 18 lat. Talent myślę, że odziedziczyli, bo obaj są bardzo dowcipni i uwielbiają się wygłupiać. Póki co, młodszy chce być komandosem, a starszy... pyta mnie, co ma w życiu robić. On wszystkim się interesuje powierzchownie, troszkę tego liźnie, troszkę tamtego i sam nie wiem, co z tego wyjdzie. Obaj grają ze mną w tenisa, a starszy już jest ode mnie lepszy.
EKM: Od kilku tygodni prowadzi pan program w TVP "Fabryka śmiechu". Jest pan również autorem scenariusza do tego programu.
LM: Zapytano mnie kiedyś, jaki mam plan na nadchodzący festiwal kabaretowy w Koszalinie. Powiedziałam, że chcę zrobić "Fabrykę śmiechu". Pomysł bardzo się spodobał i zaproponowano mi, abym zrobił program dla telewizji. Pierwsza fabryka była taka, że nie wiedziałam, co z tego wyjdzie, ale jak kończyliśmy zdjęcia do tego odcinka, zobaczyłem jak to powinno wyglądać.
EKM: Panie Leszku, ludzie pana uwielbiają! W jaki sposób dają temu wyraz?
LM: No nie wiem, czy jest aż tak (śmiech)... Oczywiście otrzymuję wiele gratulacji, maili i listów, czasami zdarzają się bardzo wzruszające sytuacje. Kiedyś zaczepił mnie pan, który powiedział, że pomogłem jego rodzinie. Ku mojemu zaskoczeniu opowiedział historię, która bardzo mnie poruszyła: "Nasz synek miał poważny zabieg, przed operacją był smutny i zdenerwowany. W naszym domu zawsze oglądaliśmy "Konia Polskiego" i dobrze się zawsze bawiliśmy. Powiedziałem do syna "Marian, czy ty mnie kochasz", a synek się uśmiechnął i rozpromienił. Poczułem, że uwierzył, iż ta operacja się uda".
EKM: Takie słowa mogą uskrzydlić.
LM: Oj tak, pomyślałem, że warto robić to, co robię, bo oprócz takiego zwyczajnego śmiechu, może to mieć inny, głębszy wymiar.
EKM: Pamięta pan jakieś nietypowe, śmieszne zdarzenie związane z popularnością?
LM: Czasami ludzie mnie zaczepiają i mówią, że chyba byłem u nich w domu, bo używam ich języka. Ale raz rzeczywiście zdarzyła mi się śmieszna historia. Nie ukrywam, że byłem na plaży naturystów, brodziłem w wodzie, tuż przy brzegu i nagle widzę, że w moim kierunku idzie kompletnie nagusieńka kobieta, a nikogo w pobliżu. Poczułem się nieswojo. A pani pyta: "Przepraszam bardzo, czy pan przypadkiem nie jest z Konia Polskiego". No cóż, czasami może to mieć komiczny wymiar...

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rozmowa z Leszkiem Malinowskim, liderem kabaretu "Koń Polski" - Wisła Nasze Miasto

Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto