Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z MARCINEM WOLSKIM, pisarzem, publicystą, kiedyś obwoźnym artystą kabaretowym

Sebastian Reńca
fotorzepa
fotorzepa
Dziennik Zachodni: Przez wiele lat był pan autorem audycji "60 minut na godzinę". A gdzie teraz można pana usłyszeć? &nbsp MARCIN WOLSKI: W I Programie Polskiego Radia, w każdą niedzielę o godz. 11.

Dziennik Zachodni: Przez wiele lat był pan autorem audycji "60 minut na godzinę". A gdzie teraz można pana usłyszeć?
&nbsp
MARCIN WOLSKI: W I Programie Polskiego Radia, w każdą niedzielę o godz. 11.35 w magazynie "ZSYP", który jest kontynuacją "60 minut na godzinę". Jeszcze łatwiej mnie przeczytać - w tygodnikach "Wprost", "Solidarność", "Gazecie Polskiej" i w miesięczniku "Niezależna Gazeta Polska".

DZ: A występy na żywo?

MW: Niechętnie już wychodzę na estradę. Obecnie stawia się na ludzi młodych. Poza tym jest coś takiego jak pokoleniowe poczucie humoru. Ja nie kupuję Szymona Majewskiego. DZ: Jak ocenia pan występy dzisiejszych młodych kabaretów? MW: Mam trochę inne widzenie kabaretu niż oni. Przez całe lata w polskim młodym kabarecie dominowała zasada: jak najdalej od bieżących problemów w kraju, jak najwięcej zgrywy. Uważam, że aktorstwo jest dla profesjonalistów. Takie wyjątki jak Laskowik trafiają się rzadko. Estetyka młodego kabaretu skręciła w stronę ogniska harcerskiego. Kabarety moich czasów też miały swoje mankamenty wykonawcze, ale nadrabiały bogactwem treści. Jacek Kleyf nie jest wokalistą, ale wychodząc z gitarą na scenę był Stańczykiem, sumieniem narodu, karykaturą rzeczywistości. Liczyła się waga tego, co śpiewa. W tamtych czasach, gdybym kazał Kofcie i Pietrzakowi odgrywać bezproblemowe aktorskie skecze w telewizji, to byłaby tandeta. W młodych kabaretach brakuje mi żarliwości. Nieważne, czy zespoły te stałyby na gruncie Biedronia czy Młodzieży Wszechpolskiej, ale niech o tym mówią. DZ: Sytuacyjne scenki z przebieraniem się kabareciarzy mierżą pana? MW: Oczywiście. Takie występy są dla mnie jak zgrzyt noża na szkle. Sztuki nie można pozorować. Kiedy wychodzi facet i wypluwa duszę, mogę mu wybaczyć nawet chrapliwy głos, albo fałsze na gitarze. DZ: Czy pan i koledzy wypluwaliście dusze? MW: Oczywiście i zdarzało się, że obrywaliśmy za to. Byłem pewien, że mówię o ważnych sprawach dla siebie, dla rodaków, mojego pokolenia. DZ: Czy mieliście z tego powodu kłopoty? MW: Po donosie na nas do "Trybuny Ludu" nie wyjechaliśmy na koncerty w Stanach Zjednoczonych. Wcześniej jakiś szaleniec dołączył nas, czyli kabaret "1000 metrów na kilometr" do ekipy I finału konkursu Miss Polonia. Zagraliśmy w Gorzowie, a potem w Szczecinie. To było zaraz po tym jak zniesiono stan wojenny. Reakcje na nasz występ stały się manifestacją. Z tego powodu mieliśmy potem wielomiesięczną przerwę w występach. DZ: Wspomniał pan o stanie wojennym. 13 grudnia 1981 roku to chyba nieprzyjemna data dla pana?
MW: Oczywiście, przeżycie było traumatyczne. Z dnia na dzień znalazłem się na dnie. W sobotę, 12 grudnia byłem wziętym autorem audycji w Polskim Radiu, współpracownikiem gazet, telewizji, miałem własny kabaret. Kochał mnie lud, a władza szanowała. W niedzielę byłem już nikim, bezrobotnym, niezdolnym do pracy w jednostce zmilitaryzowanej, jaką stało się Polskie Radio. Z drugiej strony powinienem być wdzięczny generałowi Jaruzelskiemu za to, że musiałem zająć się literaturą. DZ: Dziś jest pan pisarzem i publicystą, ale pisze pan także recenzje książek i odnoszę wrażenie, że zawsze są pozytywne? MW: Mam taką zasadę, że piszę tylko o tych książkach, o których warto pisać. Chyba raz napisałem złą recenzję, poświęciłem ją "Kodowi Leonarda da Vinci". Chodziło mi wtedy bardziej o zjawisko fascynacji "Kodem", a nie o samą książkę. DZ: Wspominał pan wtedy, że chciałby napisać coś podobnego. MW: Właśnie kończę książkę, która nosi tytuł "Klucz do Apokalipsy". Klątwa kościelna mi nie grozi, a raczej nagroda Totus Tuus za prawowierność. DZ: Uchyli pan rąbka tajemnicy? MW: Młody polski nurek odnajduje tablicę, na której św. Jan Ewangelista napisał szyfrem, jak należy czytać Apokalipsę. Dzięki temu można dowiedzieć się, jak będą wyglądały ostatnie 33 dni ludzkości. DZ: Niedawno ukazała się pana powieść "Nieprawe łoże". MW: Tak. Fabuła tej książki, tym razem historycznej, rozgrywa się w dwóch czasach, II wojny światowej i karnawału Solidarności. Powieść została napisana dla wydawnictwa Fronda i ma odczarować obowiązującą historię Polski. Jest to literackie rozwinięcie opracowania Piotra Gontarczyka "Polska Partia Robotnicza. Droga do władzy 1941-1944". DZ: Jaka jest ta historia obowiązująca? MWi mówią, że według Michnika - Cimoszewicza, inni Zbycha - Przymanowskiego. Po prostu archetyp psa Szarika i kapitana Klossa. Nawet taki film, jak "Polskie drogi" może nie do końca kłamie, ale nie pokazuje prawdy. DZ: Nie po raz pierwszy pisze pan książkę, która rozgrywa się w dwóch czasach. MW: "Pies w studni" też rozgrywał się w dwóch czasach. W XVII wieku i współcześnie. "Nieprawe łoże" rozpoczyna się na początku lat 80. Nauczyciel w podwarszawskim ogólniaku trafia na pamiętnik pewnego żołnierza AK, w którym opisano historię śmierci jego ojca, działacza komunistycznego. Według tego akowca zginął on dwa miesiące wcześniej, niż zdążyłby począć naszego bohatera. Nauczyciel próbuje dowiedzieć się, kto był jego ojcem, atmosfera się zagęszczą, zbliża się stan wojenny. DZ: Kiedy pojawiają się lata okupacji? MW: W momencie, kiedy bohater doznaje dziwnych przebić pamięci. Zaczyna widzieć świat oczyma swojej matki. Młodej pięknej blondynki, pół Żydówki tkwiącej w samym środku ruchu komunistycznego. Coraz częściej przebywa w czasach okupacji. DZ: A jakie książki leżą na pana nocnej szafce? MW: Przede wszystkim około sto książek do przeczytania. Gdybym miał wybierać ulubione lektury, to na pierwszym miejscu stawiam "Kwiaty polskie", potem "Mistrza i Małgorzatę", "Kubusia Puchatka". Poezje Mickiewicza podobnie jak "Wesele" Wyspiańskiego znam na pamięć. Przez jakiś czas byłem zauroczony Mrożkiem czy Gombrowiczem. DZ: Czy wróciłby pan jeszcze do tworzenia "Polskiego Zoo". MW: Nie wiem, czy chciałbym robić cotygodniowy program, aż tak na bieżąco komentujący politykę. Tamto widowisko sprawdzało się we wczesnej demokracji. Z drugiej strony, gdybym otrzymał taką propozycję, to pewnie bym ją rozważył, bo jest to zajęcie dosyć profitowe. Jednak szukałbym czegoś innego niż "Polskie Zoo". Być może byłby to emitowany raz w miesiącu kabaret, który bardziej diagnozowałby bieżącą sytuację, niż ją wyśmiewał. DZ: Obrażali się wtedy politycy na pana? MW: Oficjalnie nie. Mocno krytyczny był wobec "Zoo" Antoni Macierewicz, zresztą mój kolega ze studiów. Chodziło mu o to, że program jest prowałęsowy. Nie ukrywam, byłem wtedy zafascynowany Lechem Wałęsą, ale nikt nigdy nie kazał mi czegoś pisać. DZ: Zmieniła się władza w telewizji, czy wiąże pan z tym jakieś nadzieje?
MW: Ogromne. Nie wiem, czy Wildstein coś zbuduje, ale na pewno sporo zburzy i w tym cała nadzieja. Od upadku "pampersów" bywam w telewizji bardzo rzadko. Owszem czasami puszczają mi szopkę noworoczną. DZ: Kilka miesięcy temu telewizja wyemitowała "Salon gier", którego pan był współscenarzystą. MW: Wyemitowano jedynie pięć odcinków tego programu. W "Salonie gier" miałem niewielki udział, po prostu usiłowałem go poprawić. Biorę za to odpowiedzialność, za zrealizowaną w tej konwencji "Szopkę" DZ: Jakiś czas temu na pytanie o stosunek do Andrzeja Leppera odpowiedział pan, że z "Polskim Zoo" skończył 10 lat temu. Dzisiaj Lepper jest wicepremierem rządu, co do którego nie kryje pan swoich sympatii.
MW: W tekście opublikowanym w "Tygodniku Solidarność" zadałem sobie pytanie, czy z tego powodu odczuwam niesmak. Odpowiedziałem, że tak. Ale w kolejnym zdaniu napisałem, że o wiele większy niesmak odczuwałem, kiedy krajem rządził "magister wszystkich Polaków". Zastanawiałem się wtedy, który z czołowych rządzących panów jest Olinem, Minimem i Katem. Jeszcze jakiś czas temu byłem wstrząśnięty kształtem koalicji, ale przyspieszenie sejmowe i Wildstein w telewizji powodują, że mój zachwiany kredyt został podżyrowany. Jeżeli to jest cena za to, żebyśmy się posunęli trochę do przodu, to może warto ją zapłacić.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto