Dziennik Zachodni: Podobno drugą pańską pasją po siatkówce jest fotografia.
MARIUSZ WLAZŁY: Fotografowanie jest dla mnie odskocznią od siatkówki. Poświęcam temu zajęciu dużo czasu i sprawia mi to olbrzymią satysfakcję. Bawi mnie to, ale nie zamierzam poświęcić się tej pasji zawodowo, choć w życiu nigdy nie powinno się mówić nigdy... Z pewnością jest to jakiś sposób na życie, ale na razie o tym nie myślę, chcę jak najdłużej grać w siatkówkę.
DZ: Tematyką pańskich zdjęć jest oczywiście sport.
MW: Niekoniecznie. Tematyka jest różna, zdjęcia sportowe robi... moja żona. Po prostu ma więcej wolnego czasu, a poza tym może robić zdjęcia ze spotkań, w których gram.
DZ: Czy myśli pan o wystawie swoich prac?
MW : Na razie jeszcze się uczę, mam mało doświadczenia, zdjęcia są wprawdzie coraz lepsze, ale nie na tyle, aby już myśleć o wystawie. Jest kilka dobrych, ale to za mało...
DZ: Niechętnie mówi pan o swoim życiu prywatnym.
MW : Staram się bronić swojej prywatności, bo uważam, że to nam, sportowcom, się należy.
DZ: Jak jest pański sposób na odpoczynek po turnieju, czy treningu?
MW: Najlepiej wypoczywam z rodziną. Życie sportowca płynie w ciągłym pośpiechu, dlatego najlepiej wypoczywać z dala od tego wszystkiego. Każdy z nas ma takie miejsce. Ja najchętniej w swoim domu, w ogrodzie. Jeśli jest to kilka dni, to po prostu nic nie robię. Lubię jednak ruch i długo bez niego nie wysiedzę. Chętnie gram w tenisa. Może to za duże słowo (śmiech). Po prostu odbijam piłki na korcie. Chętnie również jeżdżę na rowerze. Lubię także wypoczywać w górach, ale nie zawsze jest na to czas. Ostatni raz byłem w Tatrach na Wielkanoc w ubiegłym roku. Nie można powiedzieć, że "zdobywam szczyty". Chodzę po górach, tych małych, a na większe... wjeżdżam.
DZ: Czy nie męczy pana szum wokół polskiej reprezentacji i... Mariusza Wlazłego?
MW : Moja kariera potoczyła się bardzo szybko, staram się jednak być normalnym człowiekiem. W moim mieście nikt mnie palcem nie pokazuje i to jest bardzo fajne. To bardzo miłe uczucie, jeśli człowiek wraca do domu i odnajduje spokój.
DZ: Z czym się kojarzy panu poprzedni mecz z USA w Spodku?
MW: Wspominam go niezbyt przyjemnie. Powiem szczerze. Ja chyba mam pecha do Spodka. Ciężko mi się tu gra. Teraz też nie wytrzymałem i musiałem zejść. To niedobrze, kiedy w pewnym momencie człowiek bardziej skupia się na sobie, niż na tym, co ma robić na boisku. Mam przykre doświadczenia i bałem się, że coś ze mną stanie groźnego, dlatego musiałem zejść z boiska. Jestem jednak po zabiegach i mam nadzieję, że będzie dobrze.
DZ: Na szczęście w dobrej dyspozycji w Katowicach był Grzegorz Szymański.
MW: Grzesiek udanie wrócił po kontuzji. Odpoczął, nabrał świeżości i pokazał klasę. Jestem pełen uznania dla niego. Naszą zmorą jest to, że na naszych pozycjach nie możemy zagrać z Grześkiem razem w jednej drużynie. Chyba że zagramy kiedyś na... plaży.
DZ: Odnieśliście czternaście spotkań w Lidze Światowej i dopiero zatrzymani zostaliście przez mistrzów świata. Ta porażka kiedyś musiała nastąpić. Czy to gdzieś w waszych głowach tkwiło?
MW: Drużyny, które z nami przegrały wielokrotnie, tak jak Bułgaria, z pewnością czują przed nami większy respekt. To nie znaczy, że mamy już patent na zwycięstwa. Pokazało to spotkanie z Brazylią. To klasowa drużyna i z pewnością kiedyś my taką będziemy. Nie brakuje nam już do tego wiele.
DZ: Atmosfera w Spodku była znakomita. Czy jednak nie męczyły was te trąbki i piszczałki? Trener USA powiedział, że jego zawodnicy nie mieli kontaktu ze sobą, bo się nie słyszeli.
MW: Fajnie się gra, kiedy widzi się takie tłumy, które cieszą się z naszych zwycięstw. Nie wiem jakby było, gdybyśmy przegrywali. Z pewnością jest jakaś presja, ale zdążyliśmy się już przyzwyczaić.
DZ: Jest pan odporny na stres?
MW: Każdy z nas inaczej reaguje na stres, ja należę do takich ludzi, że się nie bardzo przejmuję, bo myślę cały czas o zwycięstwie.
DZ: Są sprawy, które pana denerwują?
MW: Pewnie. Każdy ma swoje słabsze, gorsze dni. Czasami ma się jednak tak dobry humor, że człowieka nie jest nic w stanie zdenerwować. Stres przeżywałem jedynie podczas matury i egzaminu na prawo jazdy. Ale wówczas miałem skrócony okres na przygotowanie się do tych egzaminów i może dlatego. Zdałem jednak bez problemu.
Sensacyjny ruch Łukasza Piszczka
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?