MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Robertem Korzeniowskim, mistrzem olimpijskim, świata i Europy w chodzie sportowym

Notował Tomasz Mucha
W Atenach Robert Korzeniowski zakończy swoją bogatą karierę sportową.
W Atenach Robert Korzeniowski zakończy swoją bogatą karierę sportową.
Czy przez 20 lat pana bogatej kariery można było w niej czegoś uniknąć, coś zrobić inaczej? Hmm... Może nie musiałem zaczynać od zakrwawionych stóp i dramatycznych dyskwalifikacji na kolejnych międzynarodowych ...

Czy przez 20 lat pana bogatej kariery można było w niej czegoś uniknąć, coś zrobić inaczej?

Hmm... Może nie musiałem zaczynać od zakrwawionych stóp i dramatycznych dyskwalifikacji na kolejnych międzynarodowych zawodach, nie musiałem się zatruć przed mistrzostwami Europy w 1998 roku i zdobyć tytuł takim kosztem. Nie musiano też pewnie na koniec tej sportowej drogi nazywać mnie szkodnikiem polskiej lekkoatletyki. Ale może gdyby nie te porażki i upokorzenia, nie byłbym tym samym zahartowanym, wytrwałym sportowcem. Także nawet moi wrogowie, paradoksalnie, mają swój udział w moich sukcesach.

No właśnie, a co sądzi pan o ludziach, którzy uchwałą Polskiego Związku Lekkiej Atletyki nazwali pana szkodnikiem?

Sprawy zaszły za daleko, ale nauczyłem się z tym żyć. Sam fakt głosowania nad taką uchwałą uważam za niegodny. Ci ludzie nie mają klasy. Ja nie mam zamiaru polemizować z liczbami - mój bilans przemawia chyba na moją korzyść. Chyba...

To proszę jasno określić - będzie pan kandydował na prezesa PZLA po igrzyskach?

A po co mi PZLA!? Ja naprawdę mam wiele innych zadań i celów do spełnienia. Mam własną firmę odzieżową "Walker by Korzeniowski", chcę nadać większą rangę maratonowi Cracovia, zorganizować chodziarzom Finał Grand Prix w Krakowie, działam w Komisji Chodu IAAF, patronuję Uczniowskim Klubom Sportowym, planuję Tour de Korzeniowski po całej Polsce. Funkcja prezesa PZLA bardziej by mi w tym wszystkim przeszkadzała niż pozwalała działać.

No więc dobrze. Czy odliczając dni do Aten nie żałuje pan, że nie zszedł ze sportowego szlaku np. rok temu, po mistrzostwach świata w Paryżu? W blasku sławy?

Nigdy bym tak nie pomyślał, ale rozumiem to. Mój brat tak rejterował - zawsze przed zawodami. To nie w mojej naturze. Mnie podnieca każde kolejne zadanie, daje motywację do wytężonej pracy.

A jak nie uda się obronić olimpijskiego złota?

Na pewno nie będę żałował. Nie szanowałbym samego siebie, gdybym nie podjął tego wyzwania.

Czy to naprawdę pana ostatni start?

No, nie zarzekam się, że na przykład kiedyś nie pomogę drużynie klubowej Elite Cafe Wawel Kraków. Ale kiedy na rozgrzewce młodsi koledzy mówią mi per "Proszę pana", to znaczy, że pora odejść (śmiech).

Kto w Atenach będzie pana najgroźniejszym rywalem do zwycięstwa?

Oprócz upału - na pewno brązowy medalista mistrzostw świata Niemiec Andreas Erm, Australijczyk Nathan Deaks, Rosjanie - Niżegorodow, Wojewodin. Trzeba będzie uważać na Chińczyków, oni zawsze wyciągają kogoś z kapelusza.

A propos Niżegorodowa - 13 czerwca odebrał panu rekord świata na 50 km. Bardzo to pana zabolało?

Ten wynik uszczypnął mnie bardziej ambicjonalnie niż sportowo. Ja mam wiele wątpliwości co do jego wiarygodności - sędziowie byli swoi, trasa nieznana, nie było kamer, dziennikarzy, publiczności. Właściwie nikt tego nie widział. Mój przyjaciel, Ilia Markow powiedział mi: - Wiesz, u nas wszystko było rosyjskie.

Ale wynik został oficjalnie uznany...

Dlatego uważam, że powinno się bić rekordy tylko na z góry wybranych zawodach, w międzynarodowej obsadzie.

Jak będą przebiegać ostatnie przygotowania do startu w Atenach?

Do 1 sierpnia, przez 28 dni będzie praca na wysokości we francuskich Pirenejach. Od 2 sierpnia ostatnie treningi w Spale z przerwą na olimpijskie ślubowanie. 11 kończy się mocna praca, 12 jest wylot do Aten. Pierwszą noc spędzę w wiosce olimpijskiej, potem z niej uciekam.

Dokąd?

W prywatnej posiadłości greckiego magnata finansowego Minosa Kiriakou. Nawiązałem z nim kontakt dzięki panu Jackowi Gmochowi, któremu za to należy się wielki ukłon. Tam w spokoju przejdę tydzień adaptacji, ostatni szlif. I pozostanie spokojnie czekać do startu 27 sierpnia - to też trzeba umieć.

Czy nie boi się pan, że po odejściu Korzeniowskiego w polskim chodzie nastanie pustka?

Nie sądzę. Chód uprawia coraz więcej osób. Mam komu przekazać pałeczkę. Chodziarze będą najliczniejszą grupą na igrzyskach. Dojrzewa talent Beniamina Kucińskiego, który na niedawnych zawodach Grand Prix w La Corunii ,wykręcił" świetny wynik na 20 km, a który za cztery lata na igrzyskach w Pekinie może należeć do faworytów. Roman Magdziarczyk ma świetną wydolność fizyczną. Jeżeli jeszcze zacznie myśleć o wyniku z mentalnością zawodowca, to może osiągnąć wiele.

Nie kusiło pana nigdy, by zostać trenerem?

Przyznam, że to mnie nie bierze. Trener musi być zaangażowany właściwie przez 24 godziny na dobę, a ja mam za wiele swoich spraw. Oczywiście, nie uniknę konsultacji, tak jak choćby teraz z Beniaminem. Ale odczuwam pewien dyskomfort, bo sam chodząc nie mogę dokładnie zwrócić uwagi na jego technikę.

A Sylwia?

Jestem skazany na pomaganie siostrze, ale ona z czasem się uniezależni. Będzie mnie tylko pytać o drobiazgi.

Nie myślał pan, żeby wydać podręcznik do treningu chodu?

Taki podręcznik jest w zamyśle, mam wiele notatek, ale trzeba z tym uważać, bo można spłycić problem. Na razie ukaże się mój artykuł przygotowany wspólnie z profesorami Jerzym Żołądziem i Janem Szulem na temat wytrzymałości. Wkrótce natomiast ukaże się książka opisująca moją sportową drogę.

29 czerwca urodziła się panu druga córka, Rozalia. Jak się czuje tata?

Czuje się szczęśliwy. To znak czasu, że zaczyna się nowy etap w moim życiu. Tak jak 12 lat temu znakiem czasu były narodziny Angeliki, 10 dni po igrzyskach w Barcelonie - moim pierwszym medalu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Świątek w finale turnieju w Rzymie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto