Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Romanem Kostrzewskim, wokalistą legendarnego zespołu Kat

Adrian Karpeta
ZDJĘCIA: ADRIAN KARPETA
ZDJĘCIA: ADRIAN KARPETA
Dziennik Zachodni: Jest pan uznawany za czołowego polskiego satanistę. ROMAN KOSTRZEWSKI: Muzyka, którą uprawiam, wiąże się z wyrażeniem stosunku do spraw, które nas otaczają.

Dziennik Zachodni: Jest pan uznawany za czołowego polskiego satanistę.

ROMAN KOSTRZEWSKI: Muzyka, którą uprawiam, wiąże się z wyrażeniem stosunku do spraw, które nas otaczają. Mam swój własny stosunek do pojęcia dobra i zła. To pojęcia abstrakcyjne, zaledwie przydawki, służące do określania rzeczywistości. Muzyka pozwala mi na wyrażanie swoich własnych poglądów.

DZ: I są to poglądy satanistyczne?

RK: Moje poglądy radykalnie uderzają w konstrukcję ideową szczególnie katolika. W tym kraju są grupy, które próbują przemienić ten rodzaj sztuki w rodzaj niezdrowej egzaltacji. Przypisuje się nam artystom przynależność do grup, które zajmują się bezeceństwami, uprawianiem okropności. Tymczasem prawda tkwi w twórczości, którą uprawiamy, a nie w jej opisie. Opis twórczości jest często o tyle słuszny, o ile zgadza się z poglądami wyrażanymi przez ogół. Media służą temu, by niewygodne grupy napiętnować. To się dzieje nie tylko w stosunku do metalu, ale także wobec innych grup inaczej myślących.

DZ: Czy może pan wprost odpowiedzieć na pytanie: czy jest pan satanistą?

RK: Z przyjemnością odpowiem: tak, jeśli satanizm wyraża te poglądy, które ja wyrażam w mojej twórczości. Moje poglądy kłócą się z narzuconą koncepcją świata. Nie dociekam, dlaczego ludzie myślą inaczej, ale wyrażam wobec nich szacunek. Ja niekoniecznie muszę ich rozumieć. Ale przyjmuję, że mają do tego prawo.

DZ: Ale nie ma pan żadnych zwierząt na sumieniu?

RK: Oczywiście, że nie mam. Wielu ludzi utożsamia satanizm z pewnymi jednostkowymi zdarzeniami. Na przykład z tym, że ktoś w Jarocinie rozkopał groby. Albo z tym, że ktoś, mniemając iż uprawia jakieś magiczne rytuały, zabił jakieś zwierzęta. Współcześni ludzie, którzy odrzucili Boga, nie przestali być po prostu przyzwoitymi ludźmi. Dobrymi ludźmi są również ludzie innej wiary, a także ludzie bez wiary.

DZ: Jak wygląda codzienne życie Romana Kostrzewskiego?

RK: Samotnie wychowuję córeczkę, fantastyczną dziewczynę, obecnie 11-letnią. Muszę jej poświęcić czas. To dziewczyna, która już wymaga. Nie tylko podania mleka, pobycia, przytulenia, ale też rozmowy, zorganizowania jej czasu. Nie mówię już o jakiś sprawunkach. To wszystko łączy mnie z realnym życiem. Takim życiem, jakie prowadzi każdy. Są także moje pasje. Jedną z nich jest wizualizacja - próba wejścia w świat obrazów. Dużo fotografuję, oglądam świat. Uwielbiam wreszcie rozmawiać z przyjaciółmi. Jest także zwykły relaks. To może być pogaducha albo wycieczka. Fantastycznie odbieram też koncerty. Natomiast w czasie tworzenia w pewnym sensie separuję się od rzeczywistości. Moje partnerki musiały bardzo cierpieć z tego powodu.

DZ: A Kat? Przygotowując się do tej rozmowy dowiedziałem się, że obecnie istnieją dwa zespoły o tej nazwie.

RK: Rzeczywiście. To wyniknęło z podziału pomiędzy muzykami. Problem pojawił się na linii starych muzyków Kata. Po śmierci Jacka Regulskiego niektórzy z nas mieli problemy ze zorganizowaniem się. Ale w 2002 roku spotkaliśmy się, zagraliśmy kilka fajnych koncertów, m.in. przy okazji zaproszenia do Polski zespołu Iron Maiden. Ten ostatni koncert zaowocował nawet płytą DVD. W międzyczasie zaczęły dziać się jednak niedobre rzeczy. Ja uważałem, że Kat nie powinien się dzielić. Niestety, stało się inaczej. Piotrek Luczyk, gitarzysta, inaczej widział ten zespół.

DZ: Jest więc Kat Piotra Luczyka oraz zespół Kat i Roman Kostrzewski.

RK: Umowy między nami nie pozwalały na separatystyczne korzystanie z nazwy. Piotrek to jednak zrobił. Razem z Irkiem Lothem, perkusistą, musieliśmy się bronić. Publiczność wyrażała stosunek do tego rozdźwięku między członkami zespołu na koncertach, na których miałem żegnać się z zespołem. Ujawniły one tęsknotę publiczności do tego, by stary Kat coś jeszcze zagrał. Obiecaliśmy wówczas wraz z Irkiem, że postaramy się pociągnąć to dalej. Prawie dwuletnie muzykowanie zaowocowało dotarciem się muzyków. Historia tego odłamu zespołu jest już naznaczona dużą liczbą koncertów. Czeka nas jednak zadanie podstawowe w sensie twórczym: płyta. Na razie kończę sprawy związane z moim solowym materiałem; wydam go jeszcze jesienią. W następnej kolejności ukaże się obiecana płyta zespołu.

DZ: Solową płytę zapowiada pan od dłuższego czasu.

RK: Rzeczywiście dość długo pracowałem nad solową płytą. Ona miała trudny los - podupadłem trochę zdrowotnie, miałem problemy głosowe. Dzisiaj czuję się lepiej. A wracając do płyty, ona oczywiście będzie się różniła od tego, co prezentował Kat. Ten zespół to nie tylko wolność, ale też określona formuła, której po troszkę jako artysta jestem niewolnikiem, bo publiczność nie znosi radykalnych zmian. Z drugiej strony nie chcę zaprzeczać moim poprzednim dociekaniom artystycznym. Rodzaj pewnej kontynuacji jest sensowny.

DZ: A płyta Kata?

RK: Znam zajawki utworów, które będą ją tworzyły. Sądzę, że nie będą one odbiegać od intelektualnej formuły, którą rozwijał Kat. Charakter głosu również nie będzie się różnił. Niezależnie od chęci oddalania się od pewnych formuł, które towarzyszyły mi w przeszłości, w dużej mierze mam ciągle ten sam głos. On może się zmieniać, mogę śpiewać inne melodie, ale jego charakter pozostanie ten sam. Myślę, że ten zespół ma szansę na to, żeby zatrzymać sympatię publiczności. Wydaje mi się, że zespół czekają jeszcze fajne, miłe chwile.

DZ: W jednym z wywiadów powiedział pan, że do muzyki metalowej pasuje tylko stara twarz.

RK: W polityce starzy politycy tak samo dają d... jak młodzi. W muzyce jest troszkę inaczej. Pielęgnuje się pewien rodzaj charakteru muzycznego, który w młodym wieku jest dopiero kształtowany, około trzydziestki jest wzmacniany, a dopiero w wieku późniejszym - konsumowany przez artystów. W dobie dzisiejszej utraty autorytetów obserwuje się szacunek publiczności do twardzieli życiowych. Żeby wytrzymywać w tej muzyce długo, trzeba mieć naprawdę dość silny charakter.

DZ: Powiedział pan, że muzyka Kata jest dobrą formą relaksu.

RK: Metal to bardzo wdzięczną muza! Pozwala się nie tylko zrelaksować, ale również troszkę wyżyć, poszaleć, znaleźć przyjaźnie. Ten świat jest mi bardzo bliski. Chciałbym w nim jeszcze trochę pożyć, nieraz jeszcze odnaleźć się. Zarówno jako muzyk Kata, jak i artysta solowy.

DZ: Razem z Katem grał pan na koncertach z zespołem Metallica.

RK: Zagraliśmy razem dwa koncerty, dla nas udane. To były fantastyczne czasy. Muzycy zespołu Metallica byli bardzo skromni. W Polsce grupa miała największą publikę. Muzycy byli tym faktem zaskoczeni i czuli dużą satysfakcję z tego, że w kraju, o którym niewiele wiedzieli, ludzie ich słuchają. Wcześniej kojarzyli Polskę z krajem, w którym zimują niedźwiedzie.

DZ: Dalszej współpracy podobno nie było z powodu koszulek, które chłopakom z zespołu Metallica rozkradli dziennikarze.

RK: Dziennikarze krzątali się na zapleczu. Prosili o koszulki zespołu Metallica, podając się za muzyków Kata. Na Zachodzie istniał taki zwyczaj, że grając razem, wymieniało się prezenty. I po te prezenty przyszło tylu dziennikarzy, że Metallica rozdała chyba z 80 koszulek! Kiedy później rozmawialiśmy o wspólnym graniu na Zachodzie, menedżer spuentował dyskusję pytaniem: a ile koszulek będziemy musieli przygotować? Nie sądzę jednak, że to było powodem niezagrania trasy. Myśmy przecież jeszcze nawet paszportów nie mieli.

DZ: W pana biografii jest element górniczy.

RK: W młodości pracowałem na dole w kopalni Rozbark. Jednocześnie studiowałem. Dzisiaj kopalnia już nie istnieje. Szkoda. Decyzja o zamknięciu została moim zdaniem podjęta niesłusznie.

DZ: W czasie pracy w kopalni prowadził pan nawet strajk i był związany z Solidarnością.

RK: Do dzisiaj mam duży sentyment do Solidarności z tamtych czasów. Teraz widać, że nie była to idea wspólnie rozumiana.

ROMAN KOSTRZEWSKI jest barwną postacią polskiej muzyki metalowej. Urodził się w 1960 roku. Wychował się w domu dziecka. Muzyków Kata spotkał w grudniu 1981 roku. Wspólnie nagrali kilka bardzo ważnych dla polskiej muzyki rockowej płyt, m.in.: „666” i „Oddech wymarłych światów”. Kostrzewski i Kat byli oskarżani o satanizm. W 1995 roku wokalista wydał muzyczną wersję fragmentów „Biblii satanistycznej” Antona Szandora La Veya. Obecnie występuje z zespołem Roman Kostrzewski & Kat. Gra przede wszystkim stare kompozycje.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto