MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Tomaszem Hajtą, 62-krotnym reprezentantem Polski

Łukasz Klimaniec
Tomasz Hajto – na piłkarską emeryturę jeszcze się nie wybieram. Łukasz Klimaniec
Tomasz Hajto – na piłkarską emeryturę jeszcze się nie wybieram. Łukasz Klimaniec
Dziennik Zachodni: Niektórzy obwieszczali, że przechodzi pan na piłkarską emeryturę. A pan znalazł się w ŁKS. Tomasz Hajto: Nie wiem, kto tak mówił. Może ci nieżyczliwi. Miałem kilka propozycji z Anglii i Cypru.

Dziennik Zachodni: Niektórzy obwieszczali, że przechodzi pan na piłkarską emeryturę. A pan znalazł się w ŁKS.

Tomasz Hajto: Nie wiem, kto tak mówił. Może ci nieżyczliwi. Miałem kilka propozycji z Anglii i Cypru. Ale po 10 latach postanowiłem wracać do Polski. O tym zadecydowała przede wszystkim rodzina. Mam 13-miesięczną córkę i 13-letniego syna. Mieli dość eskapad. Szukałem klubu, z którym mogłem związać się na dłużej. I z taką propozycją wyszedł ŁKS. Rozmawiałem z Pogonią, Lechem, Cracovią, ale te oferty nie były takie, jak chciałem. Chciałem związać się na dłużej, by zostać przy piłce. A nie skończyć grę i chodzić z kolegami na browar. Podpisałem dwuletni kontrakt jako piłkarz i sześcioletni jako menedżer. Jestem więc grającym menedżerem.

DZ: To ma pan nową rolę.

TH: Jaką nową? Moje doświadczenia, które zdobyłem na Zachodzie, są cenniejsze niż wszystkie szkoły. Nie wszystkiego można się nauczyć z książek. Na doświadczeniach więcej zyskasz, niż na teorii. Władam trzema językami, mam dużo kontaktów w Niemczech i w Anglii. W ŁKS będę zajmował się przede wszystkim transferami i ułożeniem klubu od podstaw. To taka funkcja, jaką miał Rudi Assauer w Schalke 04.

DZ: Skoro mowa o Niemcach - jakie wrażenia po mundialu?

TH: To był chyba pierwszy mundial tak defensywny. Może poza jednym meczem, w którym Argentyna rozgromiła Serbię. Wiele gwiazd rozczarowało. Dlaczego? Bo byli zmęczeni sezonem i nie mogli grać, jak chcieli. Potwierdziło się też, że jeśli mundial jest na Starym Kontynencie, zespół spoza Europy nie dochodzi do finału.

DZ: Kto pana zawiódł?

TH: Ballack. Dla mnie grał po prostu bardzo słabo. Jak na jego możliwości, które widziałem w Niemczech, zagrał tragicznie.

DZ: Potrafi pan zrozumieć zachowanie Zinedina Zidana w finale?

TH: Nie wiem, co Materazzi mu powiedział. Na pewno strasznie go sprowokował. Najbardziej rozczarowało mnie jednak, że Zidane, taki wielki piłkarz, nie przyszedł jako kapitan odebrać srebrnego medalu. To mnie bardziej zabolało niż jego czerwona kartka. Przecież był kapitanem drużyny, a drużyna mu krzywdy nie zrobiła. Raczej pomogła, bo na początku grał słabo. Nie wiem, jaką on ma psychikę. Wiem, że w karierze dostał kilkanaście czerwonych kartek. I to nie za ostre wejścia, a za takie zagrania. Czy ja bym się tak zachował? Nie wiem. Choć w Korei gościa potraktowałem trochę ostro (Hajto naskoczył na nogę Portugalczyka - red.). Ale w rejonie jego nóg była piłka.

DZ: Reprezentacja Polski na mundialu?

TH: Co mogę powiedzieć? Znów zostaliśmy źle przygotowani do mistrzostw. Nie będę jednak oceniał i krytykował chłopaków.

DZ: Mówi pan "znów"?

TH: Nasi trenerzy powinni jeździć na Zachód i patrzeć, jak przygotowuje się reprezentację. Nie chodzi tylko o wydolność. Janas mówi w gazetach, że miał za mało czasu. A wszyscy mieli tyle samo. To co! Chciałby pół roku pracować z kadrą, jak czterdzieści lat temu? Szuka wytłumaczenia, a czasem trzeba umieć uderzyć się w pierś i powiedzieć: przepraszam, popełniłem błędy, przykro mi. Awansował i chwała mu za to. Potem zaczął od skandalu przy powołaniach, a skończył na skandalu w przygotowaniach.

DZ: Był pan zdziwiony powołaniami?

TH: Byłem zaskoczony, gdy w połowie eliminacji mnie odstrzelił. Zupełnie nie wiem za co. Przecież gdy za Bońka zrezygnowałem z gry w kadrze, to Janas do mnie zadzwonił i poprosił, bym wrócił na mecz z Węgrami w Chorzowie. A potem nie miał ambicji, by podziękować. W ogóle trenerzy w Polsce, jeśli chodzi o reprezentację, boją się piłkarzy doświadczonych. Najczęściej chcieliby rządzić i nie szukają dialogu z zawodnikami, którzy idą czasem w innym kierunku.

Janas największy błąd popełnił w przygotowaniach. Otoczył się ludźmi bez doświadczenia - Skorżą czy Jastrzębskim. Człowiek, który całe życie trenuje piłkę ręczną, ma przygotowywać piłkarzy na mundial?! To tak, jakbym dziś rugbistów przygotowywał na mistrzostwa świata. Nigdy nie zgodzę się, że skoro Skorża naoglądał się meczów za granicą, to przez to czegoś się nauczył. Na koniec jeszcze na mistrzostwa jedzie syn Janasa. Nawet nie wiem, czy jest trenerem. To dla mnie największy skandal w historii polskiej piłki. A na konferencję prasową przychodzi kucharz. To lekceważenie kibiców!

Można być kontrowersyjnym, owszem. W Polsce jest się takim, gdy mówi się prawdę, bo ona w oczy kole. Ale na samokrytykę też trzeba umieć się zdobyć. Zawsze uważałem, że jeśli trener kadry ma reprezentację dłużej niż cztery dni, to nic nie polepszy, a może tylko zepsuć. Kiedy przyjeżdżaliśmy trzy dni przed meczem, wszystko potem taktycznie wychodziło. Jeśli zgrupowanie było siedmio-, ośmiodniowe, kłopoty mieliśmy z Walią i Irlandią. My, piłkarze, potrafimy uderzyć się w pierś. To samo powinni zrobić trenerzy. Bo gdyby byli tacy dobrze, pracowaliby w innych klubach na świecie.

DZ: Niektórzy mówią, że polskiej drużynie na mundialu zabrakło charakteru. Takiego, z jakiego pan słynie.

TH: Kiedyś Janas powiedział, że powołuje mnie do kadry dla atmosfery. Potem rzekomo dla tej atmosfery odsunął mnie od reprezentacji. Nie wiem, o co mu chodziło. Ciągnie za sobą Dudkę, którego miał w Amice. Na mundial jedzie Jop, który odchodzi z Wisły, bo tam przyszedł Kłos. Wybieramy Kłosa najlepszym obrońcą w Polsce, po czym Kłos nie jedzie na mundial, a w pierwszym składzie gra Jop. Paranoja. Potwierdza się powiedzenie, że niektórzy trenerzy nie dorośli do awansu. Potem wariują i uważają, że są tak mocni, że mogą każdą decyzję podjąć. Dziwię się, że PZPN nic nie zrobił w tym kierunku, a przecież miał doświadczenia z Korei. To przykre. Kiedyś usłyszałem, jak Skorża po meczu, który dawał nam awans, stanął w szatni, popatrzył na nas i powiedział: "no ja nie wiem, myśmy z tą drużyną awansowali...". Troszeczkę się "zabiegł" po kilku zwycięstwach we Wronkach. A powinien mocno stąpać po ziemi. Bo - jak powiedziałem mu kiedyś - za jakiś czas może ja będę decydował, czy on będzie gdzieś pracował.

Uważam, że trzeba mieć szacunek do siebie. Jestem osobą, która zawsze powie, co jej leży na sercu. Może dlatego ludzie mówią, że jestem kontrowersyjny. Ale jeśli ktoś kłamie i nie jest obiektywny, powinien ponosić konsekwencje. Gdy popełniłem błędy, przychodziłem na konferencję prasową. Stwierdziłem, że nie tylko po zwycięstwach, ale i po porażkach trzeba mieć czas dla dziennikarzy. I lubiłem też się z nimi pokłócić. To też ma swoje dobre strony.

DZ: Nowym trenerem kadry został Leo Beenhakker. To dobre rozwiązanie?

TH: Jeżeli pierwszy trener kadry jest z zagranicy, to i drugi też powinien taki być. Wtedy byłoby czysto, bez układów. Graliby najlepsi. Nie byłoby ważne, czy masz 16 lat, czy 38. PZPN chce się ratować w ciężkiej sytuacji, ale połowicznie. A połowicznie nie da się wsiąść do pociągu. Albo wsiadasz, albo zostajesz na stacji.

Dla mnie dobrym trenerem byłby Smuda. Mam do niego duży szacunek. Pewnie, że każdy ma coś za uszami - wszyscy wiedzą, że u niego ciężko się trenuje. Ale on i Kasperczak byli dla mnie najpoważniejszymi kandydatami, jeśli miałbym coś do powiedzenia. A uważam, że piłkarze, którzy oddali dla Polski i PZPN trochę zdrowia i krwi, powinni mieć zdanie, które w pewnym stopniu decyduje. Z polskich trenerów więc Kasperczak i Smuda. Ale powiem szczerze, że... zaryzykowałbym i poszedłbym w kierunku bardzo młodego trenera. Jak Niemcy. Zaryzykowałbym totalnie i zatrudnił młodego trenera bez doświadczenia, który inaczej zainspirowałby zespół.

DZ: Jak Dariusz Wdowczyk?

TH: Po tych sukcesach, jakie miał teraz w Legii, powinien być w kręgu zainteresowań. Legię, zespół bez gwiazd, poukładał bardzo dobrze. Na razie, na dwa lata, powinien jednak przyjść trener z zagranicy. Najlepiej trzech szkoleniowców - pierwszy, jego asystent i trener bramkarzy. Trenerzy w Polsce i dziennikarze zobaczyliby, jak wygląda profesjonalne podejście jednych do drugich. Że nie wchodzi się z kamerą na boisko, nie robi zdjęć kiedy chce, że piłkarze na konferencję zawsze przyjdą, jeśli jest z góry ustalona. Wszystko ma ręce i nogi.

DZ: Gdyby trener Beenhakker wysłał panu powołanie na mecz?

TH: Najpierw chcę wrócić do mojej normalnej dyspozycji. Nie myślę o reprezentacji. Myślę bardziej o meczu, który zakończy moją przygodę z reprezentacją. Rozegrałem w kadrze 62 mecze. Życzę każdemu, by tyle zagrał. I przeżył tak piękne chwile w reprezentacji, jak ja.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Sensacyjny ruch Łukasza Piszczka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto