Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Tomkiem Urbańskim, gitarzystą zespołu Blenders

Rozmawiała: Ola Szatan
Frontmani zespołu Blenders w komplecie. Z lewej Glenn Meyer, z prawej Tomek Urbański. fot. ARC
Frontmani zespołu Blenders w komplecie. Z lewej Glenn Meyer, z prawej Tomek Urbański. fot. ARC
Dziennik Zachodni: W ciągu ostatnich paru lat zespół Blenders nie ustrzegł się zmian personalnych. W jakim składzie obecnie występujecie. TOMEK URBAŃSKI: Gramy w pierwotnym i najbardziej znanym składzie, ale bez ...

Dziennik Zachodni: W ciągu ostatnich paru lat zespół Blenders nie ustrzegł się zmian personalnych. W jakim składzie obecnie występujecie.

TOMEK URBAŃSKI: Gramy w pierwotnym i najbardziej znanym składzie, ale bez Szymona Kobylińskiego. Czyli: Glenn Meyer, Mariusz "Nosek" Noskowiak, Sławek Urbański i ja.

DZ: Glenn jest ponownie głównym wokalistą?

TU: Tak, wróciliśmy do sprawdzonych schematów.

DZ: Czy sprawdzony układ oznacza, że jesteście coraz bliżej nowej płyty?

TU: Rzeczywiście zaczęliśmy już pracować nad nowymi piosenkami. Mamy takie założenie, że jeżeli chcemy nagrać materiał absolutnie zawodowy, to musimy przeznaczyć na to odpowiednią ilość czasu i zaangażowania. Nie pracujemy nad czymś co ma być "tylko" niezłe. Nagranie tej płyty jest dla nas rzeczą prestiżową. Nie chcemy zrobić na niej niesamowitych pieniędzy, bo potrafimy zarobić je w inny sposób. Zależy nam na tym, by zrobić wrażenie na ludziach, którzy jej posłuchają, a przy okazji sobie sprawić tą płytę wielką przyjemność.

DZ: Chcecie nagrać płytę głównie z myślą o osobach, które znają was z takich przebojów jak "Ciągnik" czy "Biribomba"?

TU: Właśnie to chcemy osiągnąć! Żeby płyta brzmiała jak klasyczne Blenders, ale na szczytowym poziomie. Nasz ostatni krążek - "Kuciland" - był takim małym wybrykiem kierunkowo-brzmieniowym. Realizowaliśmy go w naszym nowym studio i zwyczajnie zachłysnęliśmy się wszystkimi sprzętami, komputerami i tymi bajerami, z których nagle mogliśmy korzystać do woli.

DZ: Dla wielu osób Blenders kojarzy się także z osobą Szymona Kobylińskiego, jednego z założycieli kapeli. Jak się wam gra bez niego?

TU: Ciężko powiedzieć... gra nam się po prostu inaczej! Łatwiej byłoby uzyskać klasyczne brzmienie Blenders gdyby Szymon z nami grał, ale on ma teraz inne cele w życiu.

DZ: Uściślijmy może pewne fakty: Szymon zdecydował się opuścić grupę, by poświęcić się swojej firmie rowerowej, którą prowadzi od paru lat?

TU: Tak. Ale w końcu wolny człowiek ma prawo wyboru i może być panem swojego losu. Szymon postanowił skupić się na czymś innym niż muzyka. Mam jednak nadzieję, że kiedyś wróci...

DZ: A jak wyglądała kwestia powrotu Glenna do zespołu. Kiedy rozstawaliście się w 1998 r. atmosfera nie była zbyt dobra. Czy trudno było przełamać lody, spróbować znowu zrobić coś razem?

TU: Gdy teraz patrzymy na to z pewnej perspektywy, to dochodzimy do wniosku, że nieporozumienia między nami nie wynikały z istotnych powodów. Między nami pojawiły się raczej raczej niedopowiedzenia, które bardzo łatwo sobie wytłumaczyliśmy.

DZ: Wasze poprzednie płyty powstawały w dość przewidywalnym tempie. A od premiery poprzedniego albumu minęło już sześć lat!

TU: Nagrania naszych płyt były poparte dokładną analizą i długimi próbami, więc siłą rzeczy proces samego przygotowania zawsze był długotrwały. Teraz też chcemy nagrać płytę "na żywo", czyli w czasie szybkiej sesji i bez zbędnych poprawek. Ale żeby to odpowiednio wyglądało i zabrzmiało, to trzeba się przygotować. Myślę, że dobrze się stało, gdy po "Kuciland" od razu nie nagraliśmy nowej płyty.

DZ: Dlatego, że to był gorący okres przetasowań personalnych w Blenders? Najpierw odszedł wokalista Nigel, potem długo nie było wiadomo co z Szymonem, wrócił Glenn...

TU: Częściowo tak, ale na rynku muzycznym wtedy zaczęły się dziać różne dziwne rzeczy. Wytwórnie miały "parcie" na inną muzykę, a my nie chcieliśmy się zmieniać. Był też moment, że robiliśmy inne rzeczy. Uważaliśmy, że Blenders musi poczekać.

DZ: Czy możesz chociaż zasygnalizować w jakim przedziale czasowym możemy spodziewać się nowego dzieła Blenders?

tu: Boję się obiecywać, bo już trochę naobiecywaliśmy. Ale 2008 rok to jest dobry rok. Mogę powiedzieć za siebie, ale naprawdę odczuwam potrzebę zrobienia fajnej płyty. To jest mój cel.

Ciągnik sukcesu

Choć zadebiutowali na festiwalu Yach Film w 1991 r., to ich pierwsza płyta "Kaszebe" ukazała się dopiero 4 lata później. Na początku określani byli mianem "polskich" Red Hot Chili Peppers. A to za sprawą miło bujających, rockowo-funkowych dźwięków, które pojawiły się zwłaszcza na drugiej płycie Blenders - "Fankomat" (1996). To z niego pochodzą takie przeboje jak "Ciągnik", "Biribomba" czy doskonała "Mała obawa".

Kolejne hity przyniósł album "Fankofil" m.in. "Czuję że ja muszę", "Owca" i "Poniedziałek". Następne cztery lata to intensywne koncertowanie. Fonograficznie zespół przypomniał o sobie w 2001 r. krążkiem "Kuciland", nawiązującym do muzyki disco lat 70, ze sporą dawką elektroniki i sekcją dętą. Dwa lata temu doszło do sporej zmiany personalnej w grupie. Blenders opuścił jednej z jego założycieli - gitarzysta i wokalista Szymon Kobyliński. Na pozycję frontmana wrócił z kolei urodzony w Teksasie Glenn "Glennski" Meyer. To z nim Blendersi osiągali największe sukcesy.

Blenders w Katowicach

Już w najbliższą niedzielę 30 września zespół Blenders zagra w katowickim Spodku. Muzycy wystąpią na wielki finał trzeciej edycji półmaratonu 4Energy. Bieg na dystansie 21 kilometrów prowadzić będzie ulicami Katowic. Ponadto zaplanowano mnóstwo dodatkowych atrakcji. Początek imprezy o godz. 10.00, a koncert Blenders rozpocznie się o 15.00.

od 7 lat
Wideo

Jak wyprać kurtkę puchową?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto