Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Tymonem Tymańskim, muzykiem

Bogdan Prejs
Tymona Tymańskiego wraz z zespołem Transistors będzie można posłuchać w niedzielę 17 grudnia w katowickim klubie Cogitatur (ul. Gliwicka 9a). Początek o godz. 19.00, bilety kosztują 25 zł. Bogdan Prejs
Tymona Tymańskiego wraz z zespołem Transistors będzie można posłuchać w niedzielę 17 grudnia w katowickim klubie Cogitatur (ul. Gliwicka 9a). Początek o godz. 19.00, bilety kosztują 25 zł. Bogdan Prejs
Dziennik Zachodni: Kiedy jakiś czas temu zapytałem Michała Pfeifa z zespołu Pogodno o yass, odpowiedział krótko - "Yass zgasł". Zgodzisz się z tym ty, twórca tego gatunku? Tymon Tymański: Nie jestem wyznawcą teorii, ...

Dziennik Zachodni: Kiedy jakiś czas temu zapytałem Michała Pfeifa z zespołu Pogodno o yass, odpowiedział krótko - "Yass zgasł". Zgodzisz się z tym ty, twórca tego gatunku?

Tymon Tymański: Nie jestem wyznawcą teorii, że coś, co się zapoczątkowało, trzeba kontynuować całe życie. Yass spełnił swoją dziejową rolę. Było to zaznaczenie, że z polską muzyką improwizowaną dzieje się coś kreatywnego, że muzycy w sposób swobodny podchodzą do materii zwanej jazzem i go przekształcają w muzykę bardziej współczesną.

DZ: Czyżby za mało ci było Stańki, Ptaszyna i innych wielkich postaci polskiego jazzu?

TT: Urodziliśmy się w czasach wielkiej postmoderny, kiedy wydaje się, że wszystko już było. Zapewne pojawią się nowe nurty i gatunki, ale obecnie trudno zrobić coś odkrywczego. Przecież wszystko już jest. Przyszliśmy już po Beatlesach, Bobie Marleyu i po Franku Zappie, dlatego czujemy się epigonami. Yass też nie był czymś wyjątkowym, lecz tylko ożywieniem skostniałego jazzu, wskazaniem mu nowej drogi.

DZ: Czujesz chyba jednak, że stałeś się twórcą jednej z zaledwie trzech naszych rodzimych subkultur - po bikiniarzach w latach 50. i gitach w latach 70. na dobrą sprawę nie było innej rdzennie polskiej, bo trudno przecież wspominać o blokersach i dresiarzach...

TT: To przyjemne. Chodziło o to, by się troszeczkę wyodrębnić ze świata jazzu, bo to nie był nasz świat, na dodatek on nas odrzucił. Jazz był inny w latach 60., ale teraz pozostał na stanowiskach mocno konserwatywnych. Ta muzyka już od dawna nie stanowi zaskoczenia. Miała złoty róg, z którym wiadomo, co się stało. Polscy muzycy jazzowi mają wielki potencjał, ale koniec końców jest jak na boisku piłki nożnej, gdy grają nasi.

DZ: I dlatego właśnie ożywiłeś jazz yassem?

TT: Tak mi się wydaje. Samo słowo wziąłem ze śmietnika historii, z jakiegoś starego plakatu, w którym pisownia była właśnie taka.

DZ: Yass nie był jednak jedynym gatunkiem muzyki, który uprawiałeś. Pytanie cię, co dotychczas grałeś, byłoby chyba nie na miejscu. Myślę, że należałoby raczej zapytać, czego jeszcze nie grałeś?

TT: Na poważnie to nie grałem klasyki, bo wykonywałem ją wyłącznie na poziomie totalnie podstawowym.

DZ: Pytałem, czego nie grałeś, a może powinienem zapytać - z kim nie grałeś?

TT: Nie grałem z Waglewskim, z Maleńczukiem, chociaż już się prawie dogadywaliśmy, z Kazikiem też, choć były takie plany.

DZ: Podpowiem ci, że nie grałeś z Krzysztofem Krawczykiem...

TT: To racja.

DZ: A przecież wszyscy z nim grali - Muniek Staszczyk, Edyta Bartosiewicz...

TT: Prawdę mówiąc, ja jakoś nie jestem fanem twórczości pana Krzysztofa, chociaż mam do niego dużą sympatię. Jestem jednak wierny ideałom. Miałem starszego brata, dlatego jako chłopak fascynowałem się SBB, Grechutą, Niemenem, wychowałem się na Beatlesach, Stonesach, Jethro Tull, Led Zeppelin i Genesis. "Parostatków" nie słuchałem. Krzysztof Krawczyk był wtedy u mnie w domu "wiochą".

DZ: Z kim chciałbyś zagrać?

TT: Z polskich muzyków? Planujemy zrobić płytę dla dzieci z Sidneyem Polakiem.

DZ: Czyżby nowe "Małe

VooVoo"? Nieprzypadkowo wspominam płytę Waglewskiego, ale wymienię też Lecha Janerkę, bo razem z nimi jesteś uważany za szarą eminencję polskiego rocka.

TT: Na pewno podkreślam swoje związki z tym wykonawcami, podobnie jak z Grzegorzem Ciechowskim, bo na ich muzyce się wychowałem. Czuję się z nimi mocno związany. Czuję się kolejnym linkiem w tym continuum artystów.

DZ: Dobrze, ale piosenki Ciechowskiego, Waglewskiego i Janerki trafiały na listy przebojów, a ty nie. Nie brakuje ci tego?

TT: Można im tylko pozazdrościć. Oni trafili w dobre dla tej muzyki lata 80., jednak później, gdy czasy i mody się zmieniły, to ich twarde lądowanie z wysokiego konia musiało być bolesne. Nagle z 200 tysięcy egzemplarzy płyt zostało 20 czy 10 tysięcy, jak dobrze pójdzie. Bardziej jednak martwi mnie to, że przecież jestem osobą medialną, ale mimo to na koncerty przychodzi tylko 60 czy 100 osób. Mniemam, że ludzie są biedni i nie mają pieniędzy na bilety. Czyżby jednak muzyka gitarowa została tak mocno zmarginalizowana? Uważam, że to jest świetny nośnik buntu młodzieży. Na szczęście byłem na koncercie Deep Purple i to mnie pocieszyło, bo zobaczyłem obok starych wąsatych gości ich 15-letnie dzieci, które były wzruszone koncertem. Wtedy pomyślałem, że ta miłość do gitary jednak jeszcze nie umarła.

Ryszard „Tymon” Tymański – (ur. w 1968 r.) w ostatnich kilkunastu latach lider kilku zespołów, m.in. Miłość, Kury, NRD, Tymański Yass Ensemble i Tymon and Transistors. Obecnie współprowadzi program „Łossskot! w TVP 1 (emisja: czwartki, godz. 22.50).
Stworzony przez niego yass łączy tradycyjny jazz z nowoczesnymi trendami (punkiem, alternatywą, rockiem).
Gatunek zyskał zwolenników skupionych m.in. wokół bydgoskiego klubu „Mózg” i podejmujących nieszablonowe inicjatywy artystyczne.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto