MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z WOJCIECHEM CEJROWSKIM, dziennikarzem i podróżnikiem

Adrian Karpeta
– Staram się chodzić boso, kiedy tylko mogę. Żeby moja stopa nie straciła swojej twardości – mówi Wojciech Cejrowski. – To pozwala mi utrzymać twardą podeszwę małp, naszych przodków.
– Staram się chodzić boso, kiedy tylko mogę. Żeby moja stopa nie straciła swojej twardości – mówi Wojciech Cejrowski. – To pozwala mi utrzymać twardą podeszwę małp, naszych przodków.
Dziennik Zachodni: Czy może pan zdradzić, w jaką podróż wybiera się pan w najbliższym czasie? &nbsp WOJCIECH CEJROWSKI: Ja nie żyję tak jak pan i nie planuję.

Dziennik Zachodni: Czy może pan zdradzić, w jaką podróż wybiera się pan w najbliższym czasie?
&nbsp
WOJCIECH CEJROWSKI: Ja nie żyję tak jak pan i nie planuję. Bo jak się planuje, to najczęściej nie wychodzi, albo nie wychodzi na sto procent. Gdy do mnie dzwoni wydawca ze Stanów Zjednoczonych i pyta, czy mogę wyjechać do Gujany, to ja zawsze odpowiadam, że mogę. Potem on pyta: kiedy. Ja od lat odpowiadam: podstaw taksówkę za dwadzieścia minut. To taki nasz żart branżowy. Bo zawsze trzeba przecież zorganizować na przykład bilety. I to nigdy nie trwa dwadzieścia minut.

DZ: To chyba nudne, jeśli powtarza się od lat...

WC: Ale wydawca raz się przygotował! I ja do niego stałym tekstem: podstaw taksówkę za dwadzieścia minut. A on odpowiada: już stoi, masz być na dole za pięć. Byłem po dwudziestu sekundach. Po prostu, tak jak stałem!

DZ: Czyli żyje pan na walizkach.

WC: A gdzie tam! Po co mi bagaż? Wszędzie dokąd jeżdżę, czyli w obu Amerykach, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, Australii, Azji jest taniej niż w Polsce. Więc bagaż zabierany z Polski jest mi niepotrzebny. Lepiej zabrać ze sobą kartę kredytową albo trochę pieniędzy do kieszeni.

DZ: Pana zamiłowanie do podróży wzięło się podobno stąd, że nie lubi pan długiej zimy.

WC: Nie długiej. Po prostu zimy jako takiej. Ja nie cierpię temperatur poniżej temperatury ciała. Jak jest mniej niż 36,6 - to uważam, że dokładam do interesu. To mi się nie opłaca. Jak jest powyżej 36,6 - to z kolei muszę się studzić i też niedobrze. Najlepiej jak jest 36,6,

a w Polsce temperatura ciała w powietrzu bywa bardzo rzadko.

DZ: Podkreśla pan, że świat, do którego pan jeździ, jest bardziej uporządkowany.

WC
: On jest uporządkowany w tym sensie, że przewidywalny. A przewidywalny, bo honorowy. Mnie jest się łatwiej porozumieć z dziką bestią w dżungli, bo wiem, jak ona reaguje, aniżeli z dziką bestią w Europie, w jakimś mieście. Człowiek jest najbardziej nieprzewidywalnym zagrożeniem dla drugiego człowieka. Nie wie, czego się spodziewać. Może zrobić każde najgorsze świństwo, złamać wszystkie reguły, które wcześniej ustaliliśmy. A w dzikiej puszczy Indianin zachowuje się honorowo, dzikie zwierzę też. Zachowuje się po zwierzęcemu honorowo, to znaczy pewnych rzeczy nie robi. Na przykład jaguar. Nie rusza padliny. Więc jak będę udawał padlinę, to jaguar mnie obwącha, ewentualnie obliże. I jak będę skutecznie udawał padlinę, czyli leżał bez ruchu i śmierdział, to mnie nie zagryzie. Natomiast jak będę leżał i śmierdział na warszawskiej ulicy, gdzieś po złej stronie Wisły, to i tak mnie potną scyzorykiem, żeby zdjąć obrączkę z palca.

DZ: Powiedział pan kiedyś, że te podróże to trochę poszukiwanie Boga.

WC
: Chrześcijanin, czy może głębiej: katol, Boga szuka przez całą drogę swego życia. Ja go akurat szukam w podróży. Tam mi się łatwiej skupić i mniej się denerwuję na bliźniego swego. Polska to mój kraj urodzenia. Za komuny marzyłem, że będzie inna. Ona teraz mnie frustruje, doprowadza do wściekłości. To troszkę było widać w "WC Kwadransie". Ja tam byłem Pan Wściekły, na maksa poirytowany. I taki jestem do dzisiaj. Ale już nie robię takiego programu, bo to niczemu nie służy. Chrześcijanin powinien szukać Boga inaczej, a nie poprzez wściekłość. Natomiast jak wyjadę za daleką granicę, to łatwiej mi się na bliźnich otworzyć. Ja mam przyjaciół mówiących wyłącznie w innych językach, w innych kolorach skóry. Mówię o takich przyjaciołach głębokich, do których się wraca latami, i o których się ciągle myśli.

DZ: Tam, gdzie pan dociera, jest inne podejście do śmierci. Indianie umierają ze śpiewem na ustach.

WC: Opowiadam o tym, gdzie tylko mogę. U nas jest moda na hospicja, medycynę paliatywną. To takie sprawy, o których ja wiem bardzo mało. Natomiast pośród Indian dostrzegam podobne zapotrzebowanie - żeby umierać godnie i samotnie. Jest taka reguła pośród dzikich plemion, że gdy ktoś umiera, to cała wioska schodzi się do szałasu tej osoby. Gromadzi się wokół hamaka i śpiewa pieśń umierających. To jest kołysanka śmierci. Czasami kołyszą kogoś dwa albo trzy dni, bo konanie może trwać bardzo długo. Jak ktoś odpadnie, bo nie wytrzyma, to zasypia w kącie. Ale nikt nie opuszcza tego człowieka. Nie tylko najbliższa rodzina. Schodzą się ludzie z całej wioski, żeby śpiewać umierającemu. I on umiera pośród śpiewu, a czasami ze śpiewem na ustach.

DZ: Czy znalazł pan już miejsce, w którym zechciałby się zestarzeć?

WC
: Chciałbym się zestarzeć w kilku miejscach naraz. Po pierwsze w ramionach mojej żony. A jeśli mógłbym umrzeć w tych ramionach, to byłoby w ogóle cudownie. Inne miejsca to m.in. dom na Karaibach. Próbuję też zbudować statek na Amazonce. Jest polski inżynier w Brazylii, który buduje moim przyjaciołom domy pływające. Ja zamówiłem taki dom, projekt już jest. Kosztuje dużo mniej niż mieszkanie w Warszawie, a ma sześć pokoi drewnianych, wielkie przewiewne okna, wspaniały klimat. I rzecz najważniejsza: można ten dom przestawić, jeśli na przykład sąsiad czy mer nam nie odpowiada.

DZ: Dlaczego chodzi pan na bosaka? Myślałem, że to tylko w dżungli, tymczasem ostatnio w Rybniku też nie miał pan butów...

WC
: Żeby móc chodzić na bosaka w dżungli, trzeba nogi hartować. Bo jak się nadepnie na przykład na skorupkę zdechłego winniczka, który jest większy od męskiej pięści, można stracić palec! Stopa wyjęta z buta cierpi nawet jak się chodzi po żwirku. Natomiast po dwóch tygodniach odzyskuje twardą podeszwę małp, naszych przodków. Ja taką podeszwę mam, przecierpiałem moje dwa tygodnie. Włożenie na powrót stopy do buta na dwa tygodnie jej nie rozmiękczy, ale już na cztery tak. Dlatego staram się chodzić boso, kiedy tylko mogę. Żeby moja stopa nie straciła swojej twardości. Tak jak każdy sportowiec, który nawet jak nie ma mistrzostw świata, trenuje codziennie.

DZ: A jak to jest u pana z jedzeniem robaków czy mrówek?

WC
: Człowiek bardzo łatwo się do nich przekonuje, kiedy jest głodny. Królowa brytyjska ma takie powiedzonko, że najlepszym kucharzem jest głód. Jak człowiek jest w podbramkowej sytuacji, to zje nawet robaka. Nie jemy ich z przyjemnością, ale z konieczności. Chodzi o sytuacje ekstremalne, na przykład w dżungli.

DZ: A po powrocie do domu? Zajada się pan schabowymi?

WC: Świń nie jadam, bo świnie jadają świństwo. Ptactwa też nie, bo ono jada robaki. Jadam jedynie koszerne, czyli roślinożerców. Kozę mogę zjeść, barana, wołowinę. Natomiast świńskiego i ptasiego nie. A jeszcze teraz, jak jest ptasia grypa, to już w ogóle rezygnuję z takich rzeczy.

DZ: Jaką podróż na początek poleciłby pan osobie, która pracuje za biurkiem i ma dwa, trzy tygodnie urlopu w roku?

WC
: Meksyk! To moja pierwsza miłość. Przez wiele lat mówiłem: Polska moja matka, Meksyk moja żona. Jako dorosły człowiek zakochałem się w nowym kraju i jakby Polska zniknęła, to miałbym swoje miejsce na ziemi. Czuję się tam tak samo jak u siebie. Meksykanie mają tak jak Polacy ułańską fantazję. Też nie lubią pracować, obgadują innych. Tylko że oni to wszystko robią z uśmiechem od ucha do ucha. Odpowiada mi także kuchnia meksykańska. Poza tym to jest kraj skrojony pod turystę. Przede wszystkim bezpieczny. Jak się idzie w złą stronę, to Meksykanie wezmą za łokieć i powiedzą, że lepiej tam nie iść. To kraj tańszy niż Stany, a jednocześnie podobnie cywilizowany.

DZ: Sporo pan podróżuje, jest pan otwarty na inne kultury. Więc powinien pan być również otwarty na różne poglądy. Tymczasem jest pan konserwatywny.

WC
: Nieprawda! Jestem tylko całkowicie zamknięty na kulturę europejską. Uważam, że to dekadencja, dziadostwo i świństwo. Od dziecka byłem kulturowym Amerykaninem. Najpierw moją kulturą, jeśli chodzi o muzykę, literaturę, kino i wszystkie inne dziedziny sztuki, była kultura Ameryki Północnej, Stany Zjednoczone. Do dzisiaj nie oglądam innych filmów, jak hollywoodzkie, a jeśli oglądam inne, to takie, które zrobiły karierę w USA, czyli np. wszystkie chińskie filmy typu "hero". Jak coś nie zrobiło kariery w Ameryce, to mnie też nie interesuje. Literaturę od jakichś piętnastu lat czytam głównie po angielsku. Nie chce mi się czytać tłumaczeń, bo po co, skoro mogę wziąć oryginał. To samo dotyczy języka hiszpańskiego.

DZ: Pana muzyką jest country.

WC
: Jakoś tak się zdarzyło, że interesują mnie gatunki amerykańskie rdzenne, czyli blues, inspirowany muzyką afrykańską, ale jednak urodzony pośród niewolników w Stanach, na głębokim południu. Prócz tego południowy rock amerykański, country, no i wszelkie gatunki muzyki tropikalnej. Tego w Polsce się nie robi. A jeżeli się robi, to jest to wtórne. Podsumowując, jestem absolutnie nietolerancyjny i zamknięty na kulturę europejską, również na europejską politykę, na ten kołchoz, który się buduje. Bo Unia Europejska to nie jest to samo, co Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. A miała być. To jest jakaś potężna, tłusta biurokracja nieruchawa.

Wojciech Cejrowski (rocznik 1964) jest dziennikarzem, podróżnikiem, fotografem, autorem książek. Znalazł się w gronie trzech Polaków zaproszonych i przyjętych do Królewskiego Towarzystwa Geograficznego w Londynie. Mówi płynnie w trzech językach. Jego najnowsza książka "Rio Anaconda" ukaże się 15 lipca.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Robert EL Gendy Q&A

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rozmowa z WOJCIECHEM CEJROWSKIM, dziennikarzem i podróżnikiem - Wisła Nasze Miasto

Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto