Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rząd wcale nie chce ograbić armii przyszłych emerytów

Andrzej S.Bratkowski
Tok myślenia krytyków rządowej propozycji zmian systemu emerytalnego jest następujący: skoro reforma emerytalna była dobra dla gospodarki i emerytów, a rząd zmienia system pod naciskiem problemów budżetowych, to mamy tu do czynienia ze skokiem na kasę.

Rozumiem, że oczywisty powód, dla którego rząd zdecydował się na te zmiany - czyli groźba przekroczenia przez dług publiczny poziomu 55 proc. PKB - może wywoływać głęboki niepokój. Byłem jednym z ekspertów przygotowujących w latach 90. reformę emerytalną i też uważam ją za ważny krok w kierunku uzdrowienia finansów publicznych. Sądzę jednak, że obecnie propozycje rządu, choć są motywowane doraźnymi potrzebami i nie rozwiązują problemu długofalowej stabilności finansów publicznych, poprawiają system emerytalny i służą rozwojowi gospodarczemu w długim okresie.

Zacznijmy od sprostowania oczywistych nonsensów pojawiających się w krytyce propozycji rządowej. Po pierwsze, przesunięciu do ZUS ulega tylko ta część składki, która i tak była inwestowana w skarbowe papiery wartościowe. Środki, które dotychczas mogły być przeznaczone na inwestycje w sektorze prywatnym, nadal będą w dyspozycji OFE. Po drugie, propozycja rządu nie zmniejsza bezpieczeństwa oszczędności emerytów. Zobowiązanie państwa w formie obligacji jest tak samo wiarygodne jak zobowiązania w formie indywidualnych kont emerytalnych w ZUS. W przypadku katastrofy budżetu realizacja obu form zobowiązań byłaby zagrożona. Po trzecie, zwiększona składka do ZUS trafiałaby na indywidualne konto i byłaby dziedziczona. "Emerytalny dług publiczny" nie zostanie więc ponownie ukryty, a ubezpieczonym nikt nie odbiera ich składki.

- Nowy system raczej zwiększy, a nie zmniejszy emerytury. Opłaty pobierane przez OFE w dłuższym okresie nie mogą być zrekompensowane "zarządzaniem portfelem obligacji", bo zyski kapitałowe z tytułu takiego zarządzania są w skali całego rynku równe zeru. Natomiast odsetki od obligacji będą zwiększały kapitał także w części przekazywanej do ZUS. Twierdzenie, że OFE są w stanie "zarobić" na swoje prowizje, jest równoznaczne z arbitralnym zapewnieniem, że "ograją" one innych uczestników hurtowego rynku obligacji: fundusze inwestycyjne, banki, firmy ubezpieczeniowe. Można za jednym z dziennikarzy postawić pytanie: skoro są to działania racjonalne, dlaczego nie wprowadzono ich wcześniej? Furia, z jaką obecnie krytykuje się te zmiany, dobrze tłumaczy, dlaczego żaden rząd nie próbował wcześniej wprowadzić zmian. W przypadku autorów reformy trzeba otwarcie przyznać, że zbyt optymistycznie ocenili rozwój sytuacji na naszym i światowych rynkach finansowych.

Gdy tworzono system oparty na dwóch filarach, panowało przekonanie, że współczesne regulacje rynków finansowych chronią je przed głębokimi kryzysami, a więc wartość kapitałów w drugim filarze nie będzie podlegała dramatycznym zmianom. Limity OFE inwestycji w akcje i inne ryzykowne aktywa finansowe miały być zwiększane tak, by docelowo papiery skarbowe stanowiły w portfelach OFE tylko rezerwę płynności. Ostatni kryzys pokazał, że gwałtowne załamania czasem jednak występują. Proponowana przez krytyków rządu koncepcja tworzenia specjalnych "bezpiecznych" funduszy dla osób bliskich emerytury nie rozwiązuje problemu. Nie można przecież zapewnić, że przejście do takich funduszy nastąpi przed, a nie w samym dnie kryzysu. Na dodatek bezpieczne, to znaczy lokujące przede wszystkim w skarbowe papiery wartościowe - a wszystko dlatego, by uniknąć niebezpieczeństwa uzależnienia emerytów od wypłacalności państwa!

Zakładano, że rozwój krajowego rynku kapitałowego będzie na tyle szybki, by inwestycje polskich towarzystw emerytalnych (zarządzających OFE) nie prowadziły do powstawania baniek spekulacyjnych. I tak też było w pierwszych latach reformy. Ale wielkie prywatyzacje już się kończą. Dziś widać, że nawet obecne limity inwestycji w akcje grożą przegrzaniem giełdy. Z drugiej strony Polska, jako kraj "na dorobku" jeszcze przez wiele lat będzie importerem oszczędności netto. W sumie oznacza to, że kanał rynku kapitałowego jest w Polsce zbyt mało pojemny, by zapewnić efektywną dystrybucję wszystkich potrzebnych gospodarce oszczędności. Czynnikiem dodatkowo destabilizującym rynki jest nieszczęsna zasada gwarantowanej stopy zwrotu, która powoduje tak niebezpieczne dla stabilności rynków finansowych "stadne" reakcje funduszy emerytalnych.

Można też było oczekiwać, że Unia Europejska w ocenie kryteriów przyjęcia do strefy euro przynajmniej częściowo skoryguje kryteria fiskalne tak, by były one porównywalne dla krajów po i przed reformą emerytalną _- co się niestety nie stało. Ujawniony "dług emerytalny" stał się więc dodatkową przeszkodą, a nie wsparciem w wejściu do strefy euro.

Zniesienie limitów na inwestycje zagraniczne podobnie jak rezygnacja z gwarantowanej stopy zwrotu są potrzebne, by poprawić alokację inwestycji OFE. Jednak przy ograniczonej pojemności krajowego rynku kapitałowego, im większa część składki emerytalnej będzie inwestowana w akcje, tym większy będzie eksport krajowych oszczędności wymagający skompensowania wyższym - i na ogół droższym - importem kapitału zagranicznego. Poprawę alokacji krajowych oszczędności można osiągnąć raczej przez obniżki podatków, a nie zwiększanie inwestycji kapitałowych PTE.

Konkludując, w perspektywie najbliższego dziesięciolecia udział giełdy w alokacji składek emerytalnych nie powinien być zwiększany. A jeśli tak, to nie ma sensu nadal kierować do OFE składek, które i tak będą inwestowane w papiery rządowe, bo takie rozwiązanie jest bardziej kosztowne, a koszt ten obniżać będzie przyszłe emerytury.
"Kreatywna księgowość" rządu nie rozwiązuje długofalowych problemów, stwarza też potencjalne zagrożenie następnych, mniej uzasadnionych zmian, ale zmniejsza ryzyko pod_wyżek podatków lub drastycznych cięć publicznych wydatków inwestycyjnych - bo tyl_ko w ten sposób można w krótkim czasie ograniczyć wzrost "oficjalnego" długu publicznego, tak by nie przekroczył 55 proc. PKB. Zaprzestanie gromadzenia w OFE składek przeznaczanych na zakup obligacji ułatwi też wejście do strefy euro.

Jedyna droga do trwałego uzdrowienia finansów publicznych to wzrost aktywności zawodowej Polaków przez podniesienie wieku emerytalnego i zwiększenie elastyczności rynku pracy. Krytycy rządowej propozycji, zamiast podkreślać ten fakt, przekonują opinię publiczną, że stabilność naszej gospodarki zależy od tego, jak dużą część systemu de facto publicznego ukryjemy w pozornie kapitałowych funduszach zarządzanych przez OFE.

Autor jest doradcą prezesa Polkomtela, wcześniej był głównym ekonomistą banku Pekao SA i wiceprezesem Narodowego Banku Polskiego

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rząd wcale nie chce ograbić armii przyszłych emerytów - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto