Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sarny padają z głodu

Marianna Lach, Mirosława Książek
Krystian Bugla przyniósł sarnę do domu. Fot. A. Materna
Krystian Bugla przyniósł sarnę do domu. Fot. A. Materna
Sarna przez całą noc i wczorajszy dzień nie ruszyła się z miejsca. - Jest tak wygłodzona, że nie ma nawet siły wstać. Nawet strach przed człowiekiem jej do tego nie zmobilizuje - mówi Józef Strzałka z Żabnicy.

Sarna przez całą noc i wczorajszy dzień nie ruszyła się z miejsca.
- Jest tak wygłodzona, że nie ma nawet siły wstać. Nawet strach przed człowiekiem jej do tego nie zmobilizuje - mówi Józef Strzałka z Żabnicy. Wspólnie z żoną prowadzą Pensjonat Skalny, z jednej strony jest główna droga, z drugiej ich posesja graniczy z polami, nie jest ogrodzona płotem.

- Już nie wiem co mamy robić. Co noc przychodzi tu stado chyba ze dwudziestu saren i jeleni. Poniszczyły nam drzewa owocowe, ozdobne jałowce, tuje, wzięły się też za inne iglaste drzewka. Wyłożyłam już sporo siana w oddali od ogrodu, na noc zapalamy też światło na zewnątrz. Zwierzęta są jednak tak głodne, że to ich nie odstrasza - tłumaczy Anna Strzałka. Młoda sarna weszła pod wóz, stojący pod wiatą tuż przy domu. Tam skuliła się i położyła.

Niestety, za szkody poczynione przez zwierzynę płową Strzałkowie nie dostaną odszkodowania.

- Koła Łowieckie zwracają pieniądze za straty poczynione w uprawach rolnych, nie dotyczy to ogrodów przydomowych - informuje Zygmunt Chromik, szef Zespołu Parków Krajobrazowych Województwa Śląskiego z siedzibą w Żywcu. Zimę zwierzyna dotkliwie odczuwa na własnej skórze. Dokarmianie przez myśliwych nie wystarcza. Podchodzą pod domy w poszukiwaniu pożywienia, są wycieńczone.

Prezes Koła Łowieckiego Knieja z Cięciny Tomasz Waligóra wyjaśnia, że z własnej kieszeni kupuje już jedzenie dla jeleni i saren, bo pieniądze koła na ten cel już się skończyły.

- Wydaliśmy ponad 10 tysięcy złotych na dożywianie płowej zwierzyny. Wyłożyliśmy już 20 ton buraków, owsa ze trzy, cztery tony, do tego siano i marchew. Nasze koło zajmuje się terenem o powierzchni 4,5 tysiąca hektarów, wykładamy jedzenie do naszych paśników i pod lasem. Niestety, tegoroczna zima, mroźna i śnieżna jest bardzo trudna dla zwierzyny - mówi Waligóra. Zwierzyna wychodzi też na ulice.

- Czuje sól, jaką wysypuje się na drogi. Niestety, codziennie mam telefon o potrąconej łani czy przejechanej przez samochód sarnie - mówi Waligóra. Do wypadków dochodzi też na trasach szybkiego ruchu, policja apeluje do kierowców o ostrożną jazdę.

- Zwierzę oślepione przez reflektory samochodu nie ucieka, jest ogłupiałe. Trzeba o tym pamiętać - mówi Wiesław Zoń z żywieckiej policji. Wiosna po tak surowej zimie niestety, też zbierze wśród płowej zwierzyny śmiertelne żniwo. Myśliwi wyjaśniają, że wygłodzone sarny najadają się świeżego zielonego, najczęściej tzw. koniczyny zajęczej, co wywołuje biegunki i rozdęcie jelit.


Krystian Bugla z Rydułtów długo nie zapomni wczorajszego dnia. Chciał pomóc rannej sarnie. Przez kilka godzin nie doczekał się jednak fachowej pomocy od żadnej z instytucji, do których dzwonił. Po południu zwierzę już nie żyło.

Gdy rano Krystian Bugla wyjrzał przez okno w kuchni, na pokrytym śniegiem polu zauważył krew. Ślady doprowadziły go do rannej sarny. W odruchu współczucia wziął zwierzę na ręce i zaniósł do domu. Potem chwycił za telefon, by wezwać fachową pomoc.

– Sarna musiała stracić dużo krwi, bo była bardzo słaba, ale miała tylko zranioną nogę, byłem pewien, że weterynarz uratuje jej życie. Szkoda mi było zwierzęcia – wspomina.

Pierwszy telefon wykonał do lecznicy weterynaryjnej w Rydułtowach. Stamtąd odesłano go do leśniczówki w Wodzisławiu Śląskim.

– Usłyszałem tylko, że sarna to mienie państwowe, żebym nie próbował jej zatrzymywać. Ale ja nie miałem zamiaru jej zabić i ugotować. Chciałem jej pomóc. Dostałem tylko kolejny numer telefonu – wspomina rydułtowianin.

Zadzwonił do Nadleśnictwa Rybnik. Co usłyszał? Że ma dzwonić pod następny numer, tym razem na komórkę prywatnej osoby. Dowiedział się, że nie jest to weterynarz.

– Pewnie podali mi numer jakiegoś myśliwego, żeby ją zastrzelił. A ja chciałem tę sarnę uratować – wzdycha mężczyzna. Pod podany numer nie zadzwonił.

Skontaktowaliśmy się z Nadleśnictwem Rybnik.

– Przykro mi, ale nie możemy pomóc. To sprawa dla weterynarza – powiedział nam Artur Ciba, leśniczy odpowiedzialny za gospodarkę łowiecką. – Takich spraw mamy bardzo dużo. Na naszym terenie brakuje jednak ośrodka, który przyjmowałby ranne dzikie zwierzęta. Najbliższy znajduje się w Katowicach – wyjaśnia leśniczy.

Co miał zrobić Bugla, któremu w przedpokoju zdychała ranna sarna? Mógł wezwać do niej weterynarza na własny koszt albo zawieźć ją do specjalnego ośrodka w Katowicach. Nie stać go było ani na jedno, ani na drugie.

– Skoro to mienie państwowe, jakiś urząd powinien zadbać o tę sarnę. Przynajmniej przysłać weterynarza. Najbardziej w tej sprawie boli mnie znieczulica ludzi – mówi rozgoryczony mężczyzna.
Po kilku godzinach czekania na pomoc sarna zdechła. W końcu pan Krystian zadzwonił do Urzędu Miasta w Rydułtowach, jakiś urzędnik powiadomił straż miejską, straż miejska skontaktowała się z nadleśnictwem i po południu martwe zwierzę zabrano z domu Buglów.

Na tym jednak kłopoty rydułtowianina się nie skończyły. Istnieje (wprawdzie niewielkie) ryzyko, że sarna mogła być zarażona wścieklizną. Potrzebne będą badania martwej sarny.

– Zaczynam żałować, że w ogóle rano wyjrzałem na dwór. – mówi Krystian Bugla.


Możesz pomóc
Każdy z myśliwych ma obowiązek dokarmiania zwierzyny. Jak się okazuje, przy takiej srogiej zimie, jaka panuje w tym roku, to nie wystarcza. Teraz zwierzętom jest szczególnie ciężko dokopać się do jedzenia. Gdy mają w lesie pędy jeżyn, mają prawie wszystko co jest im potrzebne – bo są one bardzo bogate w potrzebne składniki odżywcze. Ale takie pędy nie występują już teraz często, poza tym tkwią głęboko w śniegu. Zwłaszcza samice potrzebują teraz wartościowego pożywienia, bo niedługo na świat przyjdzie „nowe pokolenie”. Ruja następuje w lipcu, sierpniu. Ciąża u saren trwa 40 tygodni, ale po zapłodnieniu zarodek się nie rozwija, jest to tzw. ciąża utajona. Dopiero w zimie zaczyna się jego rozwój. Po ok. 24 tygodniach, wiosną, rodzi się młode koźlę. Siano, kapusta, buraki, jabłka i marchew, nawet obierki z warzyw czy owies pomogą zwierzętom dotrwać do zejścia śniegów. Lepiej pożywienie wykładać z dala od zabudowań, aby nie kusić zwierzyny, by podchodziła bliżej. Nauczona może być natrętnym gościem przez cały rok.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto