MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Skok na wielką kasę

Mirosław Łukaszuk
Może to z mojej strony rzeczywiście niefrasobliwe, ale uważałem, że jeśli będę miał gotówkę przy sobie, będzie bezpieczniejsza, niż w niewielkim sejfie w kantorze - mówi dzisiaj D.

Może to z mojej strony rzeczywiście niefrasobliwe, ale uważałem, że jeśli będę miał gotówkę przy sobie, będzie bezpieczniejsza, niż w niewielkim sejfie w kantorze - mówi dzisiaj D. Zresztą patrząc teraz z perspektywy napadu, wiele rzeczy inaczej by urządził. Choćby ubezpieczenie pieniędzy.

Dom na uboczu

Niestety nikt z właścicieli pojedynczych kantorów gotówki nie ubezpiecza. W kantorze czy banku jest ona bezpieczna, a najbardziej narażona na rabunek jest w czasie transportu. Ale też żaden ubezpieczyciel nie wystawi polisy, jeśli pieniądze nie będą odpowiednio transportowane, tzn. specjalnym samochodem, z uzbrojoną obstawą. A to przecież kosztuje, więc dopiero przy naprawdę grubej gotówce poziom ryzyka nakazuje wynajęcie gości z bronią do ochrony.

Albo przechowywanie w domu - oczywiście nie trzymał pieniędzy na wierzchu, ale co to za problem - wejść przez okno. Przy tych upałach wszystko jest pootwierane, a dom stoi na uboczu... Jerzy D. zna skalę swoich możliwości, wie, że aby wymusić na kimś wyjawienie, gdzie leżą pieniądze, potrzeba tylko kilku chwil. W domu zawsze znajdzie się pod ręką choćby żelazko, a więksi od niego twardziele nie wytrzymują przypalania członków rodziny.

Więc i tak straciłby pieniądze, teraz można nawet powiedzieć: miał szczęście, że dopiero teraz, że nikt wcześniej ich nie napadł. Może zresztą jego niefrasobliwość w obchodzeniu się z gotówką właśnie z tego wynika? Przez te dziesięć lat, gdy prowadził kantor, jedynym kontaktem ze światem przestępczym była próba szantażu. Właścicielowi grożono, że coś przytrafi się jego rodzinie.

- Ale to nie była żadna mafia, tylko gówniarze. Zrobili to tak nieudolnie, że policja szybko ich zatrzymała - mówi Jerzy D.

Nigdy nikt nie przychodził ściągać haraczu. Choć podejrzani klienci zdarzają się, jak w każdym miejscu, gdzie obraca się pieniędzmi. Ale i tego nie można być pewnym na sto procent, po prostu tak mu podpowiadało doświadczenie życiowe. Ot, przychodzi człowiek wymienić niecałe 15 tys. euro, dobrze pewnie wie, że od 15 tys. musiałby go właściciel kantoru zarejestrować. A potem znowu się pojawia z podobną sumą.

Torba i rower

Kantory żyją z tego, że kupują taniej dewizy od klientów, a potem sprzedają bankom po specjalnym kursie dla kantorowców. 90 proc. działalności to właśnie skup walut, dolarów amerykańskich, euro, a w ostatnich latach także brytyjskich funtów.

To zrozumiałe, Polacy najczęściej zarabiają na Zachodzie, przyjeżdżają do kraju, gdzie kurs rodzimej waluty jest dla nich korzystniejszy niż gdzie indziej. Ale zawsze trochę innych pieniędzy w kantorze potrzeba, bo zdarza się, że ludzie przychodzą coś kupić, zanim inni zdążą sprzedać. To dlatego w torbie z kasą kantoru Jerzy D. oprócz złotówek miał także trochę obcej waluty.

Dla kantorów dni wolne od pracy oznaczają więcej kupujących. W długi czerwcowy weekend nie pracowali tylko w Boże Ciało i niedzielę. W piątek właściciel wziął z kantoru do domu pieniądze, w sobotę do pracy nie zawoził wszystkiego, za to po zakończeniu dnia wszystko zabrał ze sobą do Wilkowic.

I to wszystko wyniósł z domu rano w poniedziałek 19 czerwca. Otworzył bramę, chciał wyciągnąć rower, tak dojeżdżał do pracy. I wtedy mignęło mu trzech zamaskowanych mężczyzn w kominiarkach.

Dramatyczna minuta

To co stało się później, pamięta jak przez mgłę. Dostał w głowę kijem bejsbolowym, wprawdzie nie stracił przytomności, ale upadł całkowicie oszołomiony i bezwolny. Bandyci użyli jeszcze gazu łzawiącego, co jego dezorientację jeszcze bardziej pogłębiło.

Żonę, która wybiegła z budynku, usadzili na miejscu lufą karabinu. Jerzy D. stracił poczucie czasu, ale wszystko trwało może minutę. Zerwali mu z ramienia plecak, w którym woził gotówkę i zniknęli.

Bandyci wsiedli tuż pod domem Jerzego D. do ciemnego golfa III, który 400 metrów dalej, na zapleczu jedynego w Wilkowicach domu handlowego porzucili, przesiadając się do innego samochodu. Jakiego, to już trudno ustalić. Napad miał miejsce około godz. ósmej. Co prawda wtedy z tyłu sklepu ludzi nie brakuje, ale to w zdecydowanej większości miłośnicy tanich win, więc ich wiarygodność jest niewielka.

Napad dobrze przygotowany

Zarówno wyraźne ukierunkowanie bandytów na plecak, jak i staranne przygotowanie całej akcji wskazują, że zrobili to zawodowcy, choć mimo wszystko początkujący. Pozostawili po sobie dużo śladów, na dodatek kierowca samochodu był niezamaskowany. Jego twarz zapamiętała żona napadniętego i to dzięki niej powstał portret pamięciowy kierowcy.

Widziała go także sąsiadka, która przed napadem przejeżdżała wąską dróżką obok domu Jerzego D. i mijała parkujący na poboczu samochód. Zresztą ten samochód, choć niekoniecznie z tym samym kierowcą, widziała w pobliżu już kilka dni wcześniej.

- Dziś nie tylko ja bym się inaczej zachował, sąsiedzi też mówią, że zareagowaliby, gdyby tylko przypuszczali, że to bandyci. No bo kto mógł przypuszczać... - mówi Jerzy D.

Ciemny golf III został skradziony kilka miesięcy wcześniej w Tychach, miał tablice rejestracyjne także skradzione z innego auta, tym razem w Dąbrowie Górniczej. Na miejscu napadu, pod domem Jerzego D. policjanci znaleźli pistolet gazowy z pustym nabojem, użyto go przecież podczas obezwładniania właściciela, a w krzakach pustą puszkę po piwie.

Śladów jest zresztą dużo więcej, ale policja nie chce o nich mówić.

Tajemnica małego fiata

D. jest przekonany, że obrabowano go na zlecenie konkurenta z branży wymiany walut.

- Jest silna konkurencja, nawet wyeliminowanie jednego kantoru daje większą przestrzeń na rynku - uważa Jerzy D.

Policja rzeczywiście bierze tę wersję pod uwagę. Ale także samodzielną inicjatywę jakiejś miejscowej grupy przestępczej, która od jakiegoś czasu obserwowała kantorowca jeżdżącego do pracy na rowerze z gotówką w plecaku. Świadczyłby o tym samochód skradziony już dużo wcześniej.

Jest jeszcze trzecia wersja robocza, ale policja nie chce jej ujawnić, bo bardzo wyraźnie wskazuje na podejrzanych. A po co ich płoszyć? Na razie są po cichu sprawdzani...

Sprawdzany jest także ślad z maluchem. Tego dnia, o nieco późniejszej porze, leśniczy w Wilkowicach na ścieżce zobaczył fiata 126p z czwórką młodych mężczyzn w środku. Chciał ich wylegitymować, bo nie wolno wjeżdżać do lasu, ale mężczyźni uciekli. Na razie wiadomo, że niedługo przed napadem auto zmieniło właściciela.

Może świadków byłoby więcej, ale bielska policja publicznie nie poinformowała o napadzie. - Aż się dziwiłem, bo przecież nie codziennie rabuje się pieniądze w wysokości rocznej pensji lekarza w Stanach, czy wartości małego domu - mówi Jerzy D.

Może portret pamięciowy kierowcy pomoże w schwytaniu bandytów, może 10 tys. zł nagrody, jaką za pomoc wyznaczyło Stowarzyszenie Właścicieli Kantorów?

- Ale jak tak na to z boku popatrzeć to najgorsze, co mogło mnie spotkać, to nie strata pieniędzy, tylko kalectwo. Albo krzywda kogoś z mojej rodziny... - dodaje Jerzy D.

Portret kierowcy

Jedyną osobą, której twarz rozpoznali świadkowie zdarzenia, był kierowca volkswagena golfa III, którym uciekli napastnicy. Udało się sporządzić jego portret pamięciowy. Mężczyzna ma ok. 25 lat, jest szczupłej budowy ciała, miał włosy krótkie koloru ciemny blond, czoło wysokie, brwi średniej szerokości, proste, nos średniej długości, wąski, prosty, usta średniej długości, uszy przylegające, twarz bez zarostu. Osoby mogące pomóc w ustaleniu sprawców napadu proszone są o kontakt z sekcją dochodzeniowo-śledczą Komendy Miejskiej Policji w Bielsku-Białej, ul. Rychlińskiego 17, tel. (0-33) 812-12-30, (0-33) 821 12 55, lub numer alarmowy - 997.

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto