MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Śląska "Solidarność" ma już dość Prawa i Sprawiedliwości

Witold Pustułka
Ostatnie napięcia w górnictwie oraz ostry spór między związkowcami a rządem o wypłatę zysku, jak okazuje się, to tylko wierzchołek góry lodowej. Tak naprawdę konflikt między tutejszą "Solidarnością" a Prawem i ...

Ostatnie napięcia w górnictwie oraz ostry spór między związkowcami a rządem o wypłatę zysku, jak okazuje się, to tylko wierzchołek góry lodowej. Tak naprawdę konflikt między tutejszą "Solidarnością" a Prawem i Sprawiedliwością jest o wiele głębszy.

Śląsko-Dąbrowską "Solidarność" w ubiegłorocznej kampanii parlamentarnej po cichu wspierała PiS, w wyborach prezydenckich za to już zupełnie otwarcie poparła Lecha Kaczyńskiego. Ludzie "S" byli w w naszym regionie w wielkiej części architektami zwycięstwa wyborczego Prawa i Sprawiedliwości. Wydawało się, że podobnie, jak za czasów AWS, "Solidarność" przejmie w województwie śląskim władzę we własne ręce. Śląskich związkowców utwierdziła w takim myśleniu prywatna wizyta, jaką z wyrazami wdzięczności złożył im w grudniu ub. roku ówczesny prezydent-elekt - Lech Kaczyński. W ich obecności oświadczył, że gdyby mieli jakieś problemy, zawsze mogą dzwonić do szefa Kancelarii - Andrzeja Urbańskiego, który kilka dni temu został właśnie odwołany ze stanowiska.

Liderzy tutejszej "Solidarności" uwierzyli w te zapewnienia i poczuli wiatr w żaglach. Nie na długo. Szybko okazało się, że PiS wcale nie zamierza się za nic odwdzięczać. Śląscy posłowie wozili do premiera listy kandydatów na ważne stanowiska przygotowane w Zarządzie Regionu "S", ale kandydatury te były odrzucane.

- Jakiś tajemniczy "Wielki Brat" odrzucił wszystkie nasze kandydatury - mówi jeden z liderów tutejszej "S". - Wyjątkiem jest Bożena Borys-Szopa, którą udało się przeforsować na stanowisko Głównego Inspektora Pracy.

Związkowcy z "S" za pośrednictwem mediów dowiadywali się o kolejnych nominacjach. Kilka było dla nich szokujących - tak było przede wszystkim z odpowiedzialnym za górnictwo wiceministrem gospodarki Pawłem Poncyljuszem, kompletnym nowicjuszem w tym środowisku, który przed nominacją nigdy nie był w kopalni i nie odróżniał Śląska od Zagłębia ("Miałem kiedyś dziewczynę ze Śląska, mieszkała w Będzinie"). Wielkim zaskoczeniem był też z nikim nie konsultowany desant kolegów premiera Kazimierza Marcinkiewicza na Kompanię Węglową, który na szczęście został szybko spacyfikowany.

Jeszcze do niedawna wydawało się, że są to ledwie incydenty - ale teraz już wiadomo, że liderzy PiS traktują związkowców jako element mitycznego "układu" rządzącego Śląskiem. Wspomniany minister Poncyliusz o wiele częściej jak ze związkowcami, czy nawet regionalnymi posłami PiS spotyka się tutaj z jedną z dziennikarzem, która na bieżąco informuje go o reakcjach na jego poczynania. "Solidarność" układ ten doprowadza do pasji, bo tak naprawdę, w tej chwili przy "swoim" rządzie, ma ona o wiele mniej do powiedzenia niż za czasów rządów SLD.

Śląscy liderzy związku za obrońcę swoich interesów u braci Kaczyńskich do niedawna uważali wspomnianego ministra Urbańskiego - gdy został odwołany nie mają innego wyjścia - siłę argumentów będą musieli zastąpić argumenetem siły.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Mateusz Morawiecki przed komisją śledczą

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Śląska "Solidarność" ma już dość Prawa i Sprawiedliwości - Wisła Nasze Miasto

Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto