Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Śmierć labradora Frodo

Aldona Minorczyk-Cichy, (bus)
Ewa i Adam D. z Katowic, którzy w lipcu w paczce odesłali 2,5-miesięcznego labradora Frodo do hodowcy w Osieku pod Toruniem, odpowiedzą za swój czyn przed sądem. Grozi im kara do roku pozbawienia wolności lub grzywna.

Ewa i Adam D. z Katowic, którzy w lipcu w paczce odesłali 2,5-miesięcznego labradora Frodo do hodowcy w Osieku pod Toruniem, odpowiedzą za swój czyn przed sądem. Grozi im kara do roku pozbawienia wolności lub grzywna. Małżonkowie nie przyznają się do winy. Odmawiają też kontaktów z prasą.

Umieścili psa w kartonie, stanowiącym opakowanie przesyłki pocztowej i nadali ją do miejscowości Osiek pocztą kurierską, przez co spowodowali zbędne cierpienie i stres psa podróżą trwającą około 16 godzin, co skutkowało jego śmiercią — informuje prok. Elżbieta Mizeracka, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Katowice Centrum Zachód.
W czerwcu młode małżeństwo z Katowic kupiło w pod Toruniem szczeniaka labradora. Po kilku tygodniach odkryli, że Frodo ma... krzywy ogonek. Ponieważ katowiczanom marzył się udział w wystawach, medale i puchary, postanowili psiaka zareklamować tak, jak reklamuje się telewizor, pralkę czy buty i odzyskać pieniądze. Zamiast osobiście odwieźć go pod Toruń, wsadzili Frodo do kartonu i w największy upał wysłali pocztą. Wcześniej dzwonili do Moniki Dowgiałło, właścicielki hodowli i domagali się zwrotu gotówki. Po dotarciu do Osieku Frodo padł z wycieńczenia.

Pocztowcy od początku mieli wątpliwości, czy pies został dobrze zabezpieczony do przewozu. Sprawę bardzo dokładnie zbadano. Józef Buzała, kierownik działu kontroli Dyrekcji Okręgu Poczty Polskiej w Katowicach, twierdził już w lipcu, że jego pracownicy troskliwie zajęli się szczeniakiem. Do Torunia jechał w specjalnym wagonie. W czasie podróży został wypuszczony z paczki i biegał po wagonie. Mimo upału na zewnątrz było mu, zdaniem pocztowców, chłodno. Nieco później dopatrzono się jednak nieprawidłowości.

— Podczas wewnętrznego postępowania stwierdziliśmy minimalne uchybienia dotyczące rodzaju materiału, z jakiego została zbudowana klatka, w której przewożono psa. Podkreślam jednak, że nie miało to absolutnie żadnego wpływu na dalszy los szczeniaka — twierdzi Adam Lewandowski, rzecznik Dyrekcji Okręgu Poczty Polskiej w Katowicach.

Listonosz, który zawiózł przesyłkę do Osieku, nie zastał właścicielki hodowli w domu. Był jednak jej mąż. Mógł psa odebrać, ale nie chciał. Gdy po pół godzinie kobieta się pojawiła, stanowczo odmówiła przyjęcia Frodo. Listonosz skontaktował się wówczas ze swoim bezpośrednim przełożonym, który polecił mu powrót do adresata i wzięcie od niego odmowy przyjęcia przesyłki na piśmie. Dopiero wówczas właścicielka hodowli odebrała psa. Monika Dowgiałło twierdzi, że pies dotarł do niej po 18-godzinnej podróży w stanie skrajnego wyczerpania. Zaniosła go do weterynarza, któremu jednak nie udało się uratować mu życia. Następnie zawiadomiła o przestępstwie prokuraturę.

— Musiałam to zrobić, bo tak nie wolno traktować zwierząt. Zrobiłam wszystko, aby uratować Frodo — zapewnia Dowgiałło.
Prokuratura bada także dlaczego pracownicy poczty przyjęli nieprzepisową przesyłkę. Materiały tego wątku zostały jednak wyłączone do odrębnego postępowania. Na razie nikomu nie postawiono zarzutów.

Z przypadkami znęcania się nad zwierzętami mamy do czynienia na co dzień. Sądy przestały traktować tego rodzaju przestępstwa z przymrużeniem oka. W procesach dotyczących bestialskich aktów przemocy nad zwierzętami zapadają wyroki skazujące. W maju 2000 roku dwaj mężczyźni w wieku 24 i 26 lat wywieźli windą na dach wieżowca w Mysłowicach dobermana. Bili go i kopali, a następnie zrzucili na daszek przed klatką schodową. Zwierzę zginęło na miejscu. Sprawców zatrzymano. Byli kompletnie pijani. Psa zabrali znajomym, z którymi wcześniej pili na ogródkach działkowych. Zostali skazani na kary rocznego pozbawienia wolności bez zawieszenia. W Częstochowie o znęcanie oskarżono staruszkę, która przetrzymywała w straszliwych warunkach psy i koty na posesji przy ulicy Prostej. Kobieta twierdziła, że po prostu się nimi opiekowała. Inspektorzy ochrony praw zwierząt byli jednak innego zdania. Prokuratorzy potwierdzili, że kilkadziesiąt zwierząt było przetrzymywanych w okrutnych warunkach.

Czterej mężczyźni złapali w katowickim osiedlu Tysiąclecia kilka kotów. Powbijali im do pysków patyki. Zwierzęta zdechły w męczarniach. W tym samym okresie w Chorzowie sąd rozpatrywał sprawę kobiety, która na działce dręczyła psa. Gdy był mały założyła mu kolczatkę. Wraz ze wzrostem psa ostre druty wpijały się w jego ciało, w końcu przebiły skórę. Kobieta wycieńczone zwierzę przyprowadziła do schroniska, twierdząc, że już się nie nadaje do pilnowania działki. Z kolei w Opolu do więzienia trafił Henryk K., który organizował krwawe walki psów. Były one wyjątkowo brutalne. Psy zagryzały się na śmierć. Walki były organizowane w okolicy Dąbrowy Niemodlińskiej i przyciągały widzów z całej południowej Polski. Na kasecie wideo, która trafiła do prokuratury, widać samochody z rejestracjami śląskimi i małopolskimi. Słychać też było, jak organizatorzy walk szczują na siebie pokaleczone zwierzęta i licytują stawki (dochodziły do 10 tysięcy złotych). Na koniec demonstrowali przed kamerą ich zakrwawione łby.


Poczta świadczy usługi przesyłania zwierząt i roślin. Zgodnie z regulaminem zwierzę musi być zamknięte w klatce, koszu lub skrzyni z zawieszonym na niej kluczem. Pojemnik musi być obszerny i przewiewny. Zwierzę musi w nim swobodnie stać. Dodatkowo w pojemniku muszą się znajdować woda (na przykład namoczona gąbka) i jedzenie oraz podłoże chłonące wilgoć.


Labrador retriever to jedna z popularniejszych ras angielskich psów myśliwskich — aporterów. Nazwa pochodzi od czasownika „to retrieve”, co znaczy odzyskiwać, a w wolnym przekładzie przynosić. Labrador wywodzi się prawdopodobnie od żyjącego w XVIII wieku na Nowej Funladii psa znanego jako nowofundland św. Jana. Tamtejsi rybacy wykorzystywali go do pracy na kutrach. Pomagał wyciągać sieci na brzeg, aportował drobne przedmioty lub liny między łodziami, a nawet ratował tonących. Pierwsze psy sprowadził do Wielkiej Brytanii około 1820 roku lord Malmesbury. Razem z synem zajął się ich hodowlą i nazwał je labradorami. Są to psy mocnej budowy, aktywne i ruchliwe, o doskonałym węchu, inteligentne, pojętne i żywe, o przyjaznym usposobieniu. Wzrost: psy 56-57 cm, suki 54-56 cm. Włos krótki bez fal i frędzli, w dotyku dość szorstki. Podszerstek gęsty i nieprzemakalny, chroniący przed wodą. Maść czarna, biszkoptowa (od koloru jasnokremowego do rudego) i czekoladowa (wątrobiana).
Niełatwe, pracowite życie u boku człowieka ukształtowało wspaniały charakter labradora, a dobra pamięć i wrodzona chęć przypodobania się panu uczyniły z niego psa łatwego do wychowania i zdolnego do zapamiętania znacznej liczby poleceń. Labrador pracuje w wielu zawodach i w każdym jest tak samo poszukiwany: przy wykrywaniu narkotyków i ładunków wybuchowych, jako przewodnik ociemniałych i głuchych (80 proc. psów zatrudnionych do pomocy osobom niepełnosprawnym to labradory). Wśród myśliwych cieszy się popularnością jako typowy pies na kaczki. Bywa wykorzystywany w stosowanej na Zachodzie dogoterapii (terapii przez kontakt z psami), gdyż cenią sobie jego usługi pracownicy szpitali i domów opieki społecznej. Czekoladowy, czarny czy biszkoptowy — zawsze jest uosobieniem łagodności. Jego pełne dobroci spojrzenie świadczy o życzliwości dla całego świata. Spokojny, zrównoważony i inteligentny, ma naturalne umiejętności aportowania. Jest również absolutnie godny zaufania w kontaktach z dziećmi. Potrzebuje dużo ruchu, aby utrzymać się w formie. Powinien od czasu do czasu mieć możliwość popływać, gdyż miłość do wody jest częścią jego przeszłości, od której nie może uciec.


Komentarz DZ
Małżonkowie D. z Katowic nie przyznają się do winy. To nie oni wpadli na szatański pomysł, żeby w największy upał wsadzić przesympatycznego szczeniaka do pudła i wysłać w daleką podróż. To nie oni nie dali mu wody i jedzenia. To nie oni musieli słuchać jego przeraźliwych pisków, patrzeć, jak gryzie własne łapy, pije własny mocz i nurza się we własnych ekskrementach. Oni są przecież prawdziwymi miłośnikami przyrody, a psów w szczególności. I z tej miłości pojechali pod Toruń, żeby szczeniaka kupić, a kiedy uznali, że z ogonkiem jest coś nie tak, już im się pod Toruń jechać nie chciało, tylko nadali psa jak rzecz. Tak samo jak rzecz potraktowali psa pocztowcy, którzy teraz udają świętych. Tak samo zachowała się właścicielka hodowli. Bo pies z krzywym ogonkiem nie znalazł nikogo mądrego po drodze. Bo jako rzecz stracił na wartości. Miłość za pieniądze nie jest żadną miłością. Bogu dzięki, że zrozumiała to prokuratura i dobrała się tym „miłośnikom” do skóry. I mam nadzieję, że zrozumie to także sąd. Stosunek do zwierząt jest również miarą naszego stosunku do ludzi. Małżonkom D. zabroniłbym od razu dożywotnio kontaktów ze wszelkimi czworonogami. Chyba że w ramach pokuty sami zechcą się nadać w paczce na drugi koniec Polski.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto