Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szczęściarz wieku wojen

Grażyna Kuźnik
Mój ojciec nigdy nie twierdził, że miał wyjątkowe życie. Po prostu był Ślązakiem i trafił na takie czasy – mówi Teofil Mrowiec.
Mój ojciec nigdy nie twierdził, że miał wyjątkowe życie. Po prostu był Ślązakiem i trafił na takie czasy – mówi Teofil Mrowiec.
Jan Mrowiec z Piotrowic przeżył pierwszą wojnę światową, bitwę pod Verdun, trzy powstania śląskie, wybuch drugiej wojny światowej, obóz w Ostaszkowie, niemiecki obóz w Kielcach i okupację bez podpisania niemieckiej ...

Jan Mrowiec z Piotrowic przeżył pierwszą wojnę światową, bitwę pod Verdun, trzy powstania śląskie, wybuch drugiej wojny światowej, obóz w Ostaszkowie, niemiecki obóz w Kielcach i okupację bez podpisania niemieckiej listy narodowościowej. Śmierć wiele razy zaglądała mu w oczy. Nosił w ciele mnóstwo odłamków, wiele utkwiło w samej głowie! Zmarł spokojnie po skończeniu 90 lat.

- Nie wiedział dlaczego inni ginęli w bitwach i w obozach, a on nie. Prawdę mówiąc, nie był nawet za bardzo wierzący. Nie chodzi też o spryt czy spokój ducha. Może to też odegrało jakąś rolę, ale po prostu miał szczęście - mówi jego syn Teofil Mrowiec

Dla niego największym cudem było zwolnienie ojca z obozu w Ostaszkowie. Takiej szansy nie dostało ponad sześć tysięcy polskich policjantów, urzędników i celników, którzy spoczywają dzisiaj w Miednoje.

- Nie słyszałem, żeby ktoś uczcił pamięć śląskich celników, którzy nigdy nie wrócili z Ostaszkowa - żałuje Teofil Mrowiec. - Przez pół wieku nie wolno było o tym mówić. Ojca to bardzo bolało. Może teraz odezwie się ktoś, kto wie coś więcej o losach pracowników Urzędu Celnego w Katowicach. Może żyją ich krewni?

Jan Mrowiec urodził się w Kochłowicach, obecnej dzielnicy Rudy Śląskiej. Rodzina miała wiejskie gospodarstwo, była bardzo związana ze sobą i polska. Gdy zmarła matka, dziećmi zajęła się macocha. Jan najbardziej kochał starszego brata Antoniego i młodszego Pawła, po drugiej żonie ojca. Obu stracił podczas wojen.

Już cię nie puszczę

Kiedy wybuchła I wojna światowa, Jan miał 16 lat, chciał się uczyć, bo zwłaszcza pisanie szło mu dobrze. Ale wkrótce w niemieckim mundurze trafił na front, z którego właśnie wrócił ciężko ranny jego brat. Trochę podleczonego, ale wciąż osłabionego Antoniego odesłano z powrotem pod kule.

- Ojciec ośmielił się wtedy napisać wzruszające zażalenie do władz, że Antoni nie nadaje się do walki, musi zostać w szpitalu, żeby wyzdrowieć. Skutek był taki, że ojca zabrali do kompanii karnej, a Antoś wkrótce zginął gdzieś na froncie. Ojciec zawsze miał łzy w oczach, gdy mówił o tym ukochanym bracie - wspomina Teofil.

18-letni Janek walczył pod Verdun, w samym centrum najkrwawszej bitwy w dziejach ludzkości. Zginęło tam ponad 700 tys. młodych mężczyzn. Codziennie jeden pocisk spadał na metr kwadratowy pola bitewnego.

- To był cmentarz. Ziemia była zasłana ciałami, a jedno z nich należało do mojego ojca. Trafił go pocisk; żył, ale nic nie widział, bo wypłynęło mu oko, a w drugim tkwił odłamek - opowiada Teofil. - Leżał obok kałuży wody, więc mógł pić. Tak w gorączce i w błocie przeleżał dwa tygodnie. Obok przebiegali sanitariusze, ale nie dawali mu szans, biegli dalej. W końcu ojciec na ślepo złapał któregoś za nogę i zawołał: - Ja cię nie puszczę! Szczęście chciało, że był to Ślązak, niejaki Piątek, masarz z Kochłowic. Znali się od dzieciństwa.

Piątek wyciągnął go spod kul i to był pierwszy cud. Ale odłamek tkwił w oku Mrowca do końca długiego życia; lekarze nawet nie liczyli, ile ich ma w nodze. Była cała niebieska. - Ojciec tylko wtedy leżał w szpitalu, gdy był ranny. Poza tym nigdy nie chorował. Czasem tylko wychodził mu spod skóry kolejny odłamek, zdarzało się, że i z twarzy - mówi Teofil.

Polski celnik

Jan dostał szklane oko, a rany się wygoiły. Akurat wyzdrowiał na tyle, żeby wziąć udział w powstaniach, tak jak jego bracia. Na terenie Rudy Śląskiej walki były ostre, ale zwycięskie, ponad trzy tysiące powstańców walczyło o polskość miasta. Wielu zginęło, ale w Kochłowicach na Polskę głosowało 3364 osób, na Niemcy tylko 968. Ruda Śląska przypadła Polsce. - Ojciec najczęściej wracał wspomnieniami właśnie do powstań - mówi jego syn. - Wtedy walczył o sprawy, w które głęboko wierzył.

Mrowiec dostał propozycję pracy w tworzącej się właśnie administracji celnej na Śląsku. W lutym 1920 roku powstał Departament Ceł Ministerstwa Skarbu, a Dyrekcji Ceł w Mysłowicach podlegał między innymi Urząd Celny w Katowicach.

Rodzina Mrowców, bo Jan zdążył się ożenić z Polką spod Krakowa, zamieszkała w skromnym mieszkaniu przy ulicy Kostki-Napierskiego w Katowicach. Urodziło się im tu troje dzieci.

- Okazało się, że mieszkanie ojciec wybrał dobrze, bo po wybuchu wojny Niemcy nas nie przesiedlili. Nasze dwupokojowe mieszkanie nie było dla nich dość atrakcyjne - wspomina Teofil.

Droga do obozu

Ojciec zarabiał jako celnik 150 zł miesięcznie. Żyli skromnie, ojciec był głową domu, z jego decyzjami nie było dyskusji.

- Gdy we wrześniu powiedział, że z innymi pracownikami urzędu celnego, zgodnie z rozkazami musi udać się na wschód, do Rumunii, był to dla nas koniec świata. Matka była załamana. Widzę go jeszcze, jak z walizką na lasce odchodzi i tracę go z oczu - mówi Teofil.

Po wybuchu wojny urząd celny został zmilitaryzowany. Rodziny celników musiały uciekać ze Śląska; Mrowcowie znaleźli kąt u krewnych matki w Racławicach. Po drodze przeżyli bombardowanie z hitlerowskich samolotów i rozstanie z ojcem.

- Dla innych rodzin odejście ojca na Wschód oznaczało rozstanie na zawsze. Ale do nas ojciec wrócił. Wtedy nie zdawaliśmy sobie sprawy, jakie to niewiarygodne - uśmiecha się jego syn.

Śląscy celnicy, którzy chcieli przedostać się do Rumunii, spotkali się we Lwowie. I tam właśnie zostali aresztowani przez NKWD. 17 września wojska sowieckie przekroczyły polską granicę, a 19 września komisarz spraw wewnętrznych Ławrientij Beria nakazał utworzyć obozy dla jeńców wojennych w Starobielsku, Kozielsku, Ostaszkowie...

Celnicy z Katowic znaleźli się w Ostaszkowie. - Ojciec nie wiedział, co się szykuje, bo nikt tego nie wiedział. Jeńcy mieli nadzieję, że wyjdą na wolność, że to tylko kwestia czasu - zapewnia Teofil.

Zbombardowane wsie

Obóz powstał na terenie klasztoru, na jednej z wysp jeziora Seliger, 11 kilometrów od Ostaszkowa. Panował tu zaostrzony rygor; łagier przeznaczono dla policjantów, żandarmerii wojskowej, straży granicznej, służby więziennej i granicznej, w tym z województwa śląskiego.

Przesłuchania zaczęły się w grudniu 1939 roku, w marcu 1940 roku Stalin podpisał rozkaz rozstrzelania polskich jeńców. Polaków z Ostaszkowa rozstrzeliwała grupa speców z Moskwy, w podziemiach gmachu NKWD w Twerze. Sprowadzanym do piwnicy więźniom strzelano w tył głowy, egzekucje trwały od wieczora do świtu. Zwłoki układano na ciężarówkach i wrzucano do dołów w Miednoje. Według zachowanych akt personalnych, w Twerze rozstrzelano 6311 jeńców.

- Ojca już wtedy nie było w obozie - opowiada Teofil Mrowiec. - W Ostaszkowie przebywała niemiecka zakonnica i Niemcy domagali się jej powrotu. Rosjanie szukali kogoś, kto zna dobrze niemiecki i będzie mógł ją eskortować. Zgłosił się ojciec.

Koledzy z pułku

Jan Mrowiec nie wiedział jeszcze, że to ucieczka z piekła. Enkawudziści wręczyli mu przy wyjściu wszystko, co miał przy sobie w chwili aresztowania. Walizkę, laskę, nawet stary budzik. Miał pociągiem dowieźć zakonnicę do Kielc.

Mijali zbombardowane wsie, ciała leżące na szosach. Dojechali bez przeszkód. Ale gdy pożegnał się z zakonnicą, natychmiast został aresztowany, tym razem przez Niemców. Trafił do obozu jenieckiego.

Czuł, że tego obozu nie przeżyje. Warunki były straszne. - Ojciec jakoś dostał się do komendanta i poskarżył się, że jest inwalidą spod Verdun, nie stanowi zagrożenia i chce wracać do domu. Komendant zapytał, w jakiej był jednostce i okazało się, że byli w tej samej. Ojciec, powstaniec śląski i szef obozu hitlerowskiego, koledzy z pułku - dziwi się syn.

Dzięki temu Mrowcowi udało się wydostać z obozu, co było kolejnym cudem. Tak jak stał, dojechał do Katowic.

- Pamiętam ojca, gdy wrócił. Zarośnięty, chudy. Ale najgorsze, że chodziły po nim wielkie białe wszy. Ojciec mówił, że są ruskie spod Ostaszkowa, w Kielcach nie mógł się ich pozbyć - wspomina Teofil.

Okupacja to bieda, stan zagrożenia. Rodzina nie przyjęła listy narodowościowej, więc jako Polacy skazani byli na głodowe racje żywnościowe, szykany. Nie mogli nosić butów, mieli przydział na drewniaki. Ojca wysłano na roboty do Niemiec, ale uciekł. Do Auschwitz trafił drugi brat Jana, Paweł, świetny sportowiec, kolarz związany z chorzowskim Ruchem. Wrócił z ciężką gruźlicą i umarł. W Auschwitz zginął szwagier Jana.

Po wojnie Jan Mrowiec już nie znalazł pracy. Przedwojenny celnik, więzień Ostaszkowa, żył w obawie, czy nie zostanie aresztowany. Doczekał się skromnej emerytury. - Po latach Niemcy przysłali mu informację, że przysługuje mu od nich renta, bo był ich żołnierzem. Stanowczo i ostro odmówił - przyznaje jego syn.

Gdy Jan Mrowiec rozmawiał z synami, nie twierdził, że miał wyjątkowe życie. Po prostu był Ślązakiem i trafił na taki wiek.

Elżbieta Gowin, rzecznik Izby Celnej w Katowicach:

Wojenne losy pracowników Urzędu Celnego w Katowicach wciąż są dla nas niewyjaśnioną zagadką. Nie wiemy, ilu pracowników służby celnej trafiło do obozów, ilu zginęło. O tym, że znaleźli się w Ostaszkowie, nie wiedzieliśmy. Liczne reorganizacje administracji celnej po wojnie sprawiły, że nie ma kompletu dokumentacji, brakuje archiwaliów, a nasi emeryci w tamtym okresie jeszcze nie pracowali. Dlatego każda relacja jest dla nas ważna. Prosimy rodziny przedwojennych celników o podzielenie się informacjami. Może wspólnie uda nam się zapełnić tę białą kartę. Zachęcam też historyków i studentów do badań nad tą kwestią. Powstałaby bardzo potrzebna i chyba jeszcze przez nikogo nie podjęta praca.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto