MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Szefowie swoich szefów

Maciej Wąsowicz
Jacek Krywult f z szefem swojego sztabu Jamesem Jurczykiem.
Jacek Krywult f z szefem swojego sztabu Jamesem Jurczykiem.
Roztropnie zaplanowana i przeprowadzona kampania wyborcza może stanowić ponad 50 procent ostatecznego sukcesu - tak twierdzi Marek Mazur, specjalista od marketingu politycznego na Uniwersytecie Śląskim.

Roztropnie zaplanowana i przeprowadzona kampania wyborcza może stanowić ponad 50 procent ostatecznego sukcesu - tak twierdzi Marek Mazur, specjalista od marketingu politycznego na Uniwersytecie Śląskim.

Na wiele miesięcy przed wyborami wiedzieli o tym kandydaci, a dziś już prezydenci w swoich miastach. Kilka miesięcy temu musieli rozstrzygnąć komu zaufają w drodze do stanowiska.

Eugeniusz Sornek i Piotr Uszok w Katowicach, James Jurczyk i Jacek Krywult w Bielsku-Białej, Joachim Otte i Marek Kopel w Chorzowie aż w końcu Grzegorz Dąbrowski i Kazimierz Górski w Sosnowcu - to pary, które podczas minionych wyborów samorządowych dojechały na wspólnym tandemie do zwycięskiego końca.

Kandydaci oraz szefowie ich sztabów wyborczych przez ostatnie kilka tygodni spędzili razem więcej czasu, niż ze swoimi małżonkami. Choć w dużej mierze, to właśnie "marketingowcy" decydują o zwycięstwie swoich pryncypałów, pozostają w ich głębokim cieniu. Znają swoje miejsce w szeregu. Jednak podczas kampanii rolę się zamieniają.

- Prezydent Górski był usłuchany - mówi Grzegorz Dąbrowski, szef sztabu Kazimierza Górskiego, który zwyciężył już w pierwszej turze wyborów w Sosnowcu, choć sondaże wcale na to nie wskazywały. - Podczas kampanii nasze role się nieco zmieniają. Wprawdzie nie jest tak, że to ja zostaje szefem kandydata, ale z podległości służbowej przechodzimy na stopę koleżeńską.

Dąbrowski na co dzień pełni funkcję rzecznika prasowego tamtejszego urzędu. Jednak już 1 października, kiedy rozpoczynał prace nad kampanią swojego kandydata, poprosił o bezpłatny urlop. Od tamtej pory z gmachu Urzędu Miasta przeprowadził się do lokalu przy Teatralnej, gdzie Kazimierz Górski miał siedzibę swojego sztabu. Przeprowadził się, bo jak mówi, praca w kampanii kandydata, to zajęcie nie od rana do wieczora, a od rana do rana, cały czas na najwyższych obrotach.

Cztery lata temu, kiedy po raz pierwszy prowadziłem kampanię Kaziemirza Górskiego schudłem aż 10 kilogramów - mówi Dąbrowski. - Teraz nieco mniej, bo kampania była znacznie krótsza.

Trzeba bowiem wiedzieć, że zupełnie inaczej prowadzi się działania promujące świeżego kandydata, a inaczej osobę, która legitymuje się już pokaźnym dorobkiem.

James Jurczyk, pół-Szkot, pół-Polak, wie o tym, jak nikt inny. Choć w odróżnieniu od Dąbrowskiego nie jest specjalistą od marketingu politycznego a inżynierem budowlanym, już drugi raz z powodzeniem zajął się kampanią Jacka Krywulta, prezydenta Bielska - Białej.

- Za pierwszym razem, cztery lata temu, robiliśmy wszystko, by znaleźć się w dogrywce - mówi Jurczyk. - Wtedy nie mogliśmy powtórzyć błędu, który popełnili nasi konkurenci - dać się wciągnąć w brudną walkę polityczną. Udało się pokazać, że jedyny związek w jaki uwikłany jest nasz kandydat to związek filatelistów. Bezpartyjność - to był klucz do sukcesu.

Era plakatów powinna odejść do lamusa. Tak twierdzi dr Joachim Otte, obecny wiceprezydent miasta, który już trzeci raz poprowadził do zwycięstwa Marka Kopla, prezydenta Chorzowa. Nieskuteczność "papierowych metod" potwierdza wynik wyborczy Tomasza Szpyrki, którego podobizna zalepiła całe Katowice.

- Trzeba wyjść do ludzi. Rozmawiać z nimi i zbliżyć kandydata do wyborców - wyjaśnia Otte. - To zadanie należy nie tylko do samego prezydenta, ale także do kandydatów na radnych startujących z jego listy. My uporaliśmy się z tym wzorowo.

Jak zostaje się szefem sztabu? Bardzo różnie. Historie związania się Uszoka z Sornekiem, Jurczyka z Krywultem, Otte z Koplem i Dąbrowskiego z Górskim pokazują, że nie ma reguły. Najważniejsze jest jednak zaufanie.

- Pięć lat temu prowadziłem kampanię parlamentarną Marii Potępie, kandydatce SLD do Sejmu. Chociaż startowała z nienajlepszego, 13 miejsca, udało się wprowadzić ją do parlamentu - wspomina Dąbrowski. - Wtedy jeszcze nie znaliśmy się z Kazimierzem Górskim, mówiliśmy sobie "dzień dobry", ale nic poza tym. Dlatego, kiedy otrzymałem od niego propozycję prowadzenia kampanii, niemal spadłem z krzesła.

Podobna historia nie powtórzyła się w żadnym innym przypadku. Uszok z Sornekiem znali się na długo wcześniej przed tym jak prezydent zaproponował Sornekowi prowadzenie kampanii.

- Od trzech kadencji jestem przewodniczącym samorządu Kostuchny, w której mieszka Piotr Uszok - mówi Eugeniusz Sornek. - Wcześniej pracowaliśmy razem w KWK "Murcki". W tym zgłosiłem się do jego sztabu wyborczego jako wolontariusz. Piort Uszok obdarzył mnie zaufaniem i zaproponował tę funkcję.

Podobnie było z Jurczykiem i Krywultem. Obaj panowie znali się z Regionalnej Izby Handlu i Przemysłu, w której byli wiceprezesami.

Wszyscy zgodnie twierdzą, że w czasie kampanii spędzają ze swoimi kandydatami zdecydowanie więcej czasu niż z własną rodziną. W przedwyborczym czasie trzeba postawić wszystko na jedną kartę, jak mówią, "na właściwego konia". Przekonał się o tym Grzegorz Dąbrowski, który znalazł się na liście kandydatów do Rady Miasta w Będzinie. Nie zdążył jednak zadbać o swoją kampanię, tak jakby chciał.

- Moje ulotki pojawiły się na osiedlu dwa dni przed ciszą wyborczą - mówi szef sztabu Kazimierza Górskiego. - Można powiedzieć, że ja bardziej figurowałem na liście niż uczestniczyłem w wyborach.

od 7 lat
Wideo

Ukraina rozpocznie oficjalne rozmowy o przystąpieniu do UE

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto