Do celu zabrakło im 400 metrów. Wpadli do jednej ze szczelin, które powstały na lodowcu wskutek ocieplenia. To błąd czy nieszczęśliwy wypadek?
Dwóch mieszkańców Pszczyny zginęło w miniony piątek podczas wspinaczki na austriacki lodowiec Grossglockner. Jeden miał 37 lat, drugi - 21. Trzy towarzyszące im kobiety (w wieku 34, 28 i 26 lat) odniosły poważne rany i trafiły do szpitali w Schwarzach, Lienz i Salzburgu.
Jednym z dwóch mężczyzn, którzy zginęli jest 37-letni Krzysztof Rozmus z Pszczyny, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 2 w Goczałkowicach.
Nim rok temu został dyrektorem szkoły goczałkowickiej, był nauczycielem informatyki w Gimnazjum nr 3 w Pszczynie. Pozostawił tu po sobie tradycję wspólnej zabawy w parku pałacowym wszystkich gimnazjalistów na zakończenie roku szkolnego. Impreza pod nazwą Basztary była okazją do wręczenia nagród najlepszym gimnazjalistom. Nagrodą główną były oczywiście Basztary (czyli szkolne Oskary; nazwa powstała zresztą z połączenia tychże z basztami, którymi ozdobiony jest budynek szkoły).
Kochał góry, kochał wspinaczki. W austriackie Alpy wybrał się z żoną i trojgiem innych miłośników górskich wspinaczek.
Jak podała TVN 24, grupa spięta była jedną liną, wspólnie zmierzając w kierunku schroniska Erzherzog-Johann-Huette (na wysokości 3.454 m n.p.m.). Do celu zabrakło im 400 metrów. Wpadli do jednej ze szczelin, które powstały na lodowcu wskutek ocieplenia.
Policja podejrzewa, że przyczyną tragedii był błąd alpinistów. Jak podała stacja telewizyjna TVN 24, od roku 2000 w drodze na Grossglockner, najwyższy szczyt Austrii, zginęło 1.407 osób. Prawie zawsze z powodu braku doświadczenia lub niedostatecznego sprzętu.
Jak Grossglocknera oceniają alpiniści? - Nie jest to szczyt technicznie trudny - twierdzi tyszanin, Robert Rozmus. - Powiem nawet, że dla doświadczonych alpinistów jest bardzo łatwy, ale trzeba przestrzegać podstawowych zasad. Podczas tragedii, do jakiej doszło w piątek, asekuracja w postaci liny była. Nie wiem, jak z odstępami pomiędzy poszczególnymi członkami wspinaczki, nie wiem jak z odpowiednim napięciem liny... Wszystko mogło być w porządku, a wtedy można uznać, że był to po prostu nieszczęśliwy wypadek. Takie też się zdarzają.
Z ogromnym żalem przyjąłem wiadomość o śmierci Krzysztofa - powiedział wiceburmistrz Pszczyny, Dariusz Skrobol. - To był człowiek o wspaniałych pomysłach. Mieliśmy kilka planów do zrealizowania z myślą o dzieciach...
Góry są dla wszystkich - rozmowa z Robertem Rozmusem, prezesem Stowarzyszenia Annapurna Klub Tychy
Dziennik Zachodni: Czy w związku z dużą ilością wypadków podczas wspinaczek wysokogórskich są jakieś specjalne obostrzenia przepisów dla organizatorów takich wypraw?
Robert Rozmus: Dodatkowych obostrzeń nie ma. Trzeba mieć po prostu odpowiednie przygotowanie. Natomiast do wielu wypadków dochodzi podczas wejść na tzw. własną rękę. Nikt nikogo nie pyta o certyfikaty przed rozpoczęciem wspinaczki. Góry są dla wszystkich. Wspinamy się na własną odpowiedzialność.
DZ: Jakie uprawnienia powinien mieć organizator wypraw wysokogórskich?
RR: Góry wymagają po prostu dobrego przygotowania i dużego doświadczenia. Nasze stowarzyszenie działa na zasadzie partnerstwa. Zbieramy się i wyjeżdżamy. Oczywiście, każdy z nas jest po pewnym szkoleniu, gdzie mówi się o podstawowym zachowaniu w górach, o sposobie używania raków czy czekanu, o pomocy komuś, kto wpadnie do szczeliny... Na wspinaczki wysokogórskie nie zabieramy ludzi, którzy nie mają takiej wiedzy i podstawowego doświadczenia.
DZ: Bez czego na pewno nie można się wybrać na spotkanie z najwyższymi górami?
RR: Niezbędne są: lina, czekan, raki, uprząż, pętle, kask, latarka, szabla śnieżna i sonda lawinowa, jeśli wybieramy się w rejony zagrożone lawinami.
DZ: O czym ludzie najczęściej zapominają?
RR: Do tragedii może dojść nawet przy kompletnym ekwipunku. Wypadki są często efektem lekkomyślności czy nadmiaru ambicji, które zagłuszają głos zdrowego rozsądku oraz odbierają zdolność właściwej oceny sytuacji pogodowej (nie mówiąc już o tym, że niektórzy w ogóle nie sprawdzają prognoz meteorologicznych). Lekkomyślność polega często na pomijaniu liny w wyposażeniu. Widziałem takich nawet w drodze na Mont Blanc.
Wypadki polaków w górach
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?