MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Uciekając pod przemocą domową

Irena Bazan
Marzeniem Anny (stoi tyłem z córką Klaudią) i Małgorzaty jest znalezienie mieszkania. Mają nadzieję, że to będzie początek lepszego życia.Irena Bazan
Marzeniem Anny (stoi tyłem z córką Klaudią) i Małgorzaty jest znalezienie mieszkania. Mają nadzieję, że to będzie początek lepszego życia.Irena Bazan
O szczęście trzeba walczyć, bo na to nigdy nie jest za późno. Tak jak Anna i Małgorzata, które uciekając pod przemocą domową, postanowiły połączyć swoje siły. Postanowiły zerwać ze swoim dotychczasowym życiem.

O szczęście trzeba walczyć, bo na to nigdy nie jest za późno. Tak jak Anna i Małgorzata, które uciekając pod przemocą domową, postanowiły połączyć swoje siły.

Postanowiły zerwać ze swoim dotychczasowym życiem. W jednej chwili rzuciły wszystko, opuściły domy tak, jak stały. Czuły, że jeżeli teraz tego nie zrobią, już nigdy się na to nie odważą. Miały dość bicia i poniżania. Chciały dla siebie czegoś innego, chciały po prostu normalnego, spokojnego życia. Los zetknął je ze sobą przypadkowo, ale teraz razem próbują znaleźć swoje miejsce i stworzyć dom, którego od dawna nie miały.

- Całe lata bałam się coś zrobić ze swoim życiem - opowiada Anna. - Bałam się, że sama sobie nie poradzę, że nie umiem żyć samodzielnie. Mąż przez ponad 20 lat naszego małżeństwa skutecznie wmówił mi, że jestem do niczego, że bez niego nic nie znaczę. Krzykiem i biciem dawał mi wiele razy do zrozumienia, że jestem zerem. Pokazywał mi, gdzie jest moje miejsce. Miesiąc temu pobił mnie znowu, tym razem jednak po raz ostatni.

Ostateczny argument pięści

Małgorzata przez niemal całe ponaddwudziestoletnie małżeństwo była ofiarą przemocy. Jej mąż, jak opowiada, znał tylko jeden argument - argument pięści. Bił, gdy zrobiła coś nie tak, bił, gdy nie zgadzała się z nim w jakiejś sprawie, a potem zaczął bić już bez żadnego powodu. W ten sposób rozładowywał swoje nerwy i odreagowywał niepowodzenia w pracy.

- Doszło do tego, że przepraszałam nawet za to, czego nie zrobiłam, byle tylko mnie nie uderzył - mówi kobieta. - Starałam się robić wszystko tak, jak chciał, niestety nic to nie dawało. Choćbym nie wiem jak się starała, byłam bita.

Beznadziejna wiara w męża

Jak wspomina, kilka razy lądowała w szpitalu po takich "rozmowach" z mężem. Na początku bała się i wstydziła przyznać, że została pobita we własnym domu. Wymyślała więc historyjki na temat nieszczęśliwych wypadków. Krewnym i lekarzom kłamała, że spadła ze schodów. W ten sposób tłumaczyła liczne siniaki i złamany nos. Gdy jednak sytuacja zaczęła się powtarzać, zebrała dowody, zrobiła obdukcję, ale na tym poprzestawała.

- Popełniałam ten sam błąd co tysiące poniżanych i maltretowanych żon - mówi Anna. - Nie miałam odwagi, by zrobić krok dalej i rozwiązać tę sprawę raz na zawsze. Wierzyłam również mężowi, że się poprawi, że nigdy więcej nie podniesie na mnie ręki. Jak pokazało życie, zupełnie niepotrzebnie. Owszem, po dużym pobiciu, gdy trafiałam do szpitala, on się poprawiał. Był miły, starał się, ale nie wytrzymywał zbyt długo. Po kilku tygodniach był taki sam, a nawet jeszcze gorszy. Ja mimo to zostawałam w domu, bo nie wiedziałam, co robić, bo dzieci były małe, bo prostu się bałam, bałam samodzielności...

Tak trudno odejść

Kobieta kilka lat temu próbowała opuścić męża. Trafiła do ośrodka, który pomaga ofiarom przemocy. Mąż tam ją jednak odnalazł. Mimo że jej to odradzały inne kobiety i pracownicy ośrodka, zgodziła się na jego prośbę wrócić do domu. Po raz kolejny miała nadzieję, że coś wreszcie zrozumiał, że naprawdę się zmienił...

- Ale było jeszcze gorzej - opowiada. - Pomyślał, że skoro wróciłam, jestem od niego całkiem uzależniona, że teraz może ze mną robić wszystko. Któregoś dnia pobił mnie tak mocno, że złamał mi rękę. Przeszłam dwie operacje, czeka mnie kolejna, ale ręka niestety nigdy nie będzie całkiem sprawna. Wtedy postanowiłam, że muszę coś zmienić, bo jak tak dalej pójdzie, to on któregoś dnia pobije mnie na śmierć.

Miesiąc temu Anna spakowała do niewielkiej torby najpotrzebniejsze rzeczy i wyszła z domu. Postanowiła, że nigdy już tam nie wróci. Mężowi założyła sprawę o znęcanie się fizyczne i psychiczne, złożyła także wniosek o separację i alimenty. Jak mówi, bardzo się boi, ale postanowiła zacząć życie od początku.

Spotkanie

Tułając się po różnych miejscach spotkała młodszą od niej o kilkanaście lat Małgorzatę. Ona także była w przełomowym momencie swojego życia - tak jak Anna została bez dachu nad głową. Razem z czteroletnią córeczką Klaudią w maju musiała uciekać nocą z domu. Zakrwawianej i pobitej kobiecie pomogli przypadkowi przechodnie, zawiadomili pogotowie i policję. Małgorzata przez tydzień dochodziła do siebie w częstochowskim szpitalu. Pobił ją brat, z którym mieszkała w jednym domu.

- Od początku moje życie nie było łatwe - mówi Małgorzata. - Przez własną rodzinę nie byłam akceptowana, czułam się odrzucona, nikomu niepotrzebna. Wtedy spotkałam pewnego chłopaka. To była prawdziwa miłość. Nareszcie ktoś mnie kochał, chciał ze mną być. Kiedy jednak okazało się, że jestem w ciąży, on odszedł. Postanowiłam urodzić dziecko i sama je wychować.

Niestety, nie mogła tego robić w rodzinnym domu.

Tak nie można żyć

Małgorzata mieszkała w starym domku w niewielkiej wsi w powiecie kłobuckim. Dom odziedziczyła po ojcu na spółkę z bratem. Ona zajęła jeden pokój, on z żoną i synkiem drugi. Mieszkanie z bratem pod jednym dachem nie było łatwe. On dużo pił, awanturował się, bił swoją żonę i syna. Był także agresywny wobec niej.

- Za spowodowanie wypadku drogowego trafił do więzienia - opowiada Małgorzata. - To strasznie zabrzmi, ale ten czas, gdy brat siedział, był chyba najszczęśliwszy w moim życiu. Żyłam jak w raju, było cicho i spokojnie. Niestety, brat otrzymał warunkowe zwolnienie, podobno za dobre zachowanie. Kiedy wrócił do domu, koszmar zaczął się od nowa. Odnoszę nawet wrażenie, że Marcin był jeszcze gorszy niż przez aresztowaniem. Nikt jednak we wsi ani mnie, ani mojej bratowej nie chciał pomóc. Nie chcieli się mieszać w nasze sprawy, ale chyba także bali się Marcina.

Pewnej nocy w maju mężczyzna znowu zaczął się awanturować. Tym razem był jednak bardziej agresywny niż zwykle. Jak opowiada kobieta, pobił żonę i trzyletniego syna, rzucił się także na nią i jej córeczkę. Przerażona tym, co się dzieje, Małgorzata cała zakrwawiona, boso, w koszuli nocnej uciekła z domu. Z ulicy została zabrana do szpitala. Jak opowiada, wyglądała strasznie, siniaki i rany długo się nie chciały goić.

Zrozumienie

- Leżąc w szpitalu postanowiłam, że muszę ratować siebie i swoje dziecko, że do domu nie wrócę - mówi Małgorzata. - Musiałam ułożyć sobie życie poza swoją wioską.

W jednej z kłobuckich fabryk znalazła pracę. Właściciel przyjął ją na tzw. przyuczenie. Zrobił to, jak opowiada, bo dowiedział się o jej trudnej sytuacji. Jest mu za to niezwykle wdzięczna. Szukając kąta dla siebie i Klaudii spotkała Annę. Jak mówi - od razu świetnie się rozumiały, połączyły je smutne doświadczenia i przeżyte tragedie. Stwierdziły, że będą się teraz trzymać razem. Uznały, że w dwójkę będzie im łatwiej zaczynać życie na nowo. Anna pomaga Małgorzacie, opiekując się dziewczynką. Małgorzata z kolei, jak opowiada Anna, podnosi ją na duchu.

- Ona jest ode mnie sporo młodsza, ale znacznie dzielniejsza niż ja - mówi Anna. - Czasami mam wrażenie, że to nie ja nią, ale ona mną się zaopiekowała. W niej jest tyle optymizmu, że i ja zaczęłam wierzyć w czekające nas jeszcze w życiu szczęście. Gdy mam chwile zwątpienia, ona mnie zawsze ustawia do pionu. Przypomina, ile już osiągnęłam i co jeszcze mogę zrobić ze swoim życiem.

Kobiety postanowiły, że zamieszkają razem. Po pierwsze, będzie im łatwiej finansowo, a po drugie, ważniejsze, każda będzie mieć przy sobie przyjaciółkę, która pomoże w trudnej chwili. Będzie z kim pogadać, kogo się poradzić, komu wypłakać w nocy... Trudnych chwil obie kobiety czeka niestety jeszcze sporo. Będą musiały uczestniczyć w sprawach sądowych o znęcanie się nad nimi, a także poszukać stałej pracy.

Mają nadzieję, że znajdą się jacyś dobrzy ludzie, którzy im pomogą. Potrzebują niewielkiego i w miarę taniego mieszkania. Są gotowe pracować w zamian za kąt dla siebie i Klaudii. Nie tracą nadziei, że szybko coś takiego znajdą.

Nie ma odwrotu

- Jak dotąd więcej pomogli mi w życiu obcy ludzie niż krewni lub ci, których kochałam - opowiada Małgorzata. - Mam nadzieję, że teraz też się na ludziach nie zawiodę.

- Czy się boję? Oczywiście, strasznie, ale wiem, że dobrze zrobiłam i odwrotu nie ma - mówi Anna. - Mimo tych obaw, że muszę zaczynać od zera, od przysłowiowej łyżki, niczego nie żałuję. Ani przez chwilę nie zwątpiłam, że robię dobrze. Mój przykład powinien pokazać innym maltretowanym kobietom, że można, że trzeba walczyć o swoje życie, o siebie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Katastrofa śmigłowca z prezydentem Iranu. Co dalej z tym krajem?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto