Była przyjaciółką malarzy i poetów, którym dorównywała wrażliwością i wyobraźnią. Julia Margaret Cameron, ustosunkowana i zamożna Brytyjka nie miała pojęcia, że zyska sławę dzięki podarunkowi, jaki otrzymała od swojej córki Mii na 48 urodziny. Aparat fotograficzny miał tylko rozproszyć nudę codziennych rytuałów życia wyższych sfer, wkrótce stał się jednak medium, przez które pani Cameron pokazywała subtelny świat własnej fantazji. Jej zdjęcia natychmiast zyskały uznanie wielu ludzi (z królową Wiktorią na czele) z wyjątkiem zawodowych fotografów. Krytykowali ją nie tylko dlatego, że robiła zdjęcia na podobieństwo obrazów, ale także dlatego, że była kobietą i była sławna. To się nie mieściło w patriarchalnej hierarchii społecznej tamtej epoki.
Wielka dama jest sama
Córka Szkota i francuskiej arystokratki urodziła się w 1815 roku, w znaku Bliźniąt w Kalkucie. Ojciec Julii Margaret Pattle był urzędnikiem w Kompanii Wschodnioindyjskiej, a rodzina miała wysoką pozycję społeczną. Panna Pattle odebrała staranne wykształcenie, między innymi w Wersalu, gdzie mieszkała jej babka ze strony matki. Gdy skończyła 21 lat, wyszła za mąż za Charlesa Camerona, dokładnie dwa razy starszego od niej.
O swoim małżeństwie mówiła z szacunkiem, a związek uznawała za szczęśliwy, nie zmieniało to jednak faktu, że mąż podróżujący służbowo, całymi miesiącami pozostawał poza domem. Julia Margaret poświęciła się wychowaniu dzieci, spotkaniom ze śmietanką angielskiej arystokracji i... niczemu więcej. Jej błyskotliwość i potrzeba działania rodziły coraz większą frustrację, a dyskretne obgadywanie pań z towarzystwa niewyobrażalnie nudziło. To wtedy córka podarowała jej aparat fotograficzny, który odmienił życie matki.
Zdjęcia jak obrazy
Była zafascynowana fotografią, bo miała świadomość, że dzięki niej utrwalić może, na długie lata, krewnych i przyjaciół. Zaczynała od fotografowania rodziny w codziennych sytuacjach, szybko odkryła jednak, że jeśli dzieci, rodzeństwo, a nawet służbę przebrać w kostiumy, odpowiednio upozować i oświetlić, to można układać kompozycje, przypominające obrazy.
Twórczość Julii Margaret zbiegła się z działalnością silnego prądu w malarstwie angielskim, reprezentowanym przez grupę prerafaelitów. Ich obrazy charakteryzowały baśniowe tematy i fotograficzne (tak!) oddanie szczegółów. Julia przyjaźniła się z malarzami z tego kręgu. Fotografowała ich modelki i zapożyczyła aurę nierzeczywistości. Paradoksalnie jednak, o ile prerafaelici malowali każdą żyłkę na liściu, o tyle ona świadomie zacierała w fotografii wszelkie drobiazgi. Zyskiwała tym zabiegiem niezwykły, poetycki klimat prac.
Hobby pani Cameron spodobało się jej możnym przyjaciołom. Chętnie przywdziewali stylizowane stroje i pozowali długie minuty. Julia sfotografowała także wielu ludzi sztuki - głównie literatów i muzyków. Najchętniej eksperymentowała jednak z własną rodziną, we własnym ogrodzie, który zamieniał się na fotografiach w raj, średniowieczną puszczę czy baśniowy krajobraz. Migawką i czasem oświetlenia zmieniała służące w bohaterki znanych powieści, a dzieci w mitologiczne bóstwa. Umiała wydobyć z każdej postaci wewnętrzne piękno i dziwne światło, które zachwyca nas do dziś.
Intuicja artystki
Julia niespecjalnie znała się na technice fotografowania. Kierowała się bardziej intuicją i spontanicznym odruchem niż wiedzą, co skutkowało wrażeniem lekkości. Miała natomiast patent: mężczyzn fotografowała zwykle z boku i w ostrzejszym świetle, a kobiety oświetlała rozproszonym blaskiem. Dożyła swojej sławy%3B od 1861 r. brała udział w europejskich wystawach, a jej zdjęcia trafiły do zbiorów znanych kolekcjonerów. Umarła w 1879 roku, na Cejlonie, gdzie ostatecznie zamieszała z mężem kilka lat wcześniej.
Do 25 stycznia
Prace Julii Margaret Cameron przyjechały do Polski dzięki fundacji Positive Image i właścicieli zbioru - J. M. Cameron Trust of Wight Wight, Wielka Brytania. To tylko jeden z cykli fotograficznych artystki, ale szalenie interesujący w formie i charakterystyczny dla jej metody twórczej. Cykl składa się z 22 fotografii i nazywa się "Sielanki królewskie", a inspirowany był legendą o królu Arturze. Wystawę od dziś oglądać można w Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu (ul. 3 Maja 19). Ekspozycja czynna będzie do 25 stycznia.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?