MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Walczyli o godność

Jacek Bombor,
Leopold Sobczyński, uczestnik strajku z 1980 roku, do dziś pracuje w kopalni „Zofiówka”, która przed ćwierćwieczem nosiła nazwę: „Manifest lipcowy
Leopold Sobczyński, uczestnik strajku z 1980 roku, do dziś pracuje w kopalni „Zofiówka”, która przed ćwierćwieczem nosiła nazwę: „Manifest lipcowy
Każdy z nas miał wtedy silne przekonanie, że tym razem już nie wolno się cofnąć. Że teraz wygramy, tylko trzeba przetrwać - przypomina dziś Leopold Sobczyński, członek Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, który ...

Każdy z nas miał wtedy silne przekonanie, że tym razem już nie wolno się cofnąć. Że teraz wygramy, tylko trzeba przetrwać - przypomina dziś Leopold Sobczyński, członek Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, który doprowadził do podpisania słynnych Porozumień Jastrzębskich w cechowni kopalni "Manifest Lipcowy" (dzisiejsza "Zofiówka"), które otworzyły drzwi do demokratycznych przemian w Polsce. Wcześniej ugody społeczne podpisano w Szczecinie i Gdańsku.

Sobczyński był jednym z kilkuset górników, którzy siedzieli w wypełnionej po brzegi kopalnianej cechowni 3 września 1980 roku. Spontaniczny strajk trwał sześć dni, a ostatnia tura wyczerpujących rozmów z delegacją rządową ciągnęła się nieprzerwanie przez kilkadziesiąt godzin. Ostateczny tekst porozumień podpisano o godzinie 5.40 nad ranem. W poparciu dla prowadzonego strajku na Śląsku stanęło wówczas 28 kopalń, a komitet reprezentował łącznie 56 śląskich zakładów pracy.

- Najważniejsze zapisy dotyczyły wolnych sobót i niedziel, a także zniesienia niszczącego więzi rodzinne czterobrygadowego systemu pracy i powstania wolnych związków zawodowych - przypomina Sobczyński.

Ludzi ogarnęła wtedy prawdziwa euforia, jednak zderzenie z rzeczywistością było bardzo bolesne, bo wkrótce komunistyczna władza pokazała swoje prawdziwe oblicze. Już w następnym roku w tej samej kopalni podczas strajku padły strzały, a wielu górników trafiło do więzień.

- Siedziałem siedem miesięcy. Dwa lata temu Instytut Pamięci Narodowej przyznał mi status pokrzywdzonego przez władze PRL. Zajrzałem w dokumenty, 16 pracowników kopalni podpisało wtedy papiery, że trzeba mnie izolować. Wielu z nich mijam dziś na ulicach miasta, mają się dobrze - komentuje Sobczyński.

Dziś pan Leopold nadal pracuje w tej samej kopalni. Jest inspektorem w zakładzie przeróbczym. Jest dumny, że 25 lat temu razem z kolegami postanowił walczyć o swoje prawa. - Udowodniliśmy wtedy, że górnicy to nie bydło, a tak byliśmy traktowani - mówi. •

Na początku strajku, 28 sierpnia 1980 roku, górnicy narzekali na brak rękawic, butów i podstawowych narzędzi. Nikomu się nawet nie śniło, że sześć dni później uda się znieść czterobrygadowy system pracy, wywalczyć wolne soboty i niedziele i uzyskać zgodę na tworzenie wolnych związków zawodowych. Nic dziwnego, że 3 września o godz. 5.40, gdy na dokumencie składano ostatni podpis, na kopalni "Manifest Lipcowy", wybuchła euforia.

Leopold Sobczyński miał wtedy 32 lata, był elektrykiem w oddziale dźwigów. Wczoraj pokazał nam historyczne miejsca na kopalni, dziś noszącej nazwę "Zofiówka", gdzie rozgrywały się najważniejsze momenty prowadzące do podpisania Porozumień Jastrzębskich.

Pan Leopold dołączył do strajkujących 29 sierpnia. Przyjechał do pracy na pierwszą zmianę, o godz. 6. A już w nocy górnicy spontanicznie porzucali miejsca pracy. Wszyscy brudni, bo wyjechali z nocki.

Sobczyński pokazuje na rząd niskich budynków, nieopodal głównego wejścia. Teraz znajdują się tam sklepy i pomieszczenia biurowe. - A wtedy pierwsi szefowie strajku chodzili tam się naradzać, to tam powstały pierwsze postulaty - mówi Sobczyński.

Dziś cechownia wygląda nieco inaczej. W środku z jednej strony znajduje się kapliczka św. Barbary, ale otuchy dodawał napis: "Szczęść Boże", umieszczony na olbrzymiej tablicy.

Dlaczego akurat w "Manifeście" wybuchł strajk? Sobczyński ma na to swoją teorię. Ówczesny dyrektor traktował ludzi po chamsku. Pamięta jedno z jego powiedzeń: "Ja wam barany wagon siana załatwię".

- To chyba najpełniej oddaje, jak byliśmy traktowani. On tępił dozór, dozór tępił szeregowych górników. Liczyło się tylko wydobycie. I to wszystkich bolało najbardziej. Nie dość, że byliśmy traktowani jak bydło, to jeszcze wszystkiego brakowało. Nawet podstawowych narzędzi do napraw - mówi.

Cechownia pełna była ludzi. Tam toczyło się strajkowe życie. Słuchano komunikatów komitetu strajkowego, przyniesiono telewizor. Wszyscy chcieli, by dziennik pokazał całej Polsce, że Śląsk protestuje.

- I faktycznie podali komunikat. Ktoś jednak zadzwonił do rodziny w Polsce. I okazało się, że w ich wydaniach nie było o tym słowa. Cenzura zrobiła swoje.

Punktem zwrotnym było przybycie delegacji z kopalni "Borynia" z rosłym chłopiskiem na czele. To był Jarosław Sienkiewicz, późniejszy lider strajku.

- Umiał mówić, poruszał tłumy. Ostro zaczął, że trzeba kierownictwo zmienić, wszyscy zaczęli klaskać. Był inżynierem, my wszyscy najwyżej po technikach, więc był dobrym kandydatem na naszego przedstawiciela - mówi.

Tak szybko zawiązał się międzyzakładowy komitet strajkowy. Sobczyński przypomina, jak na kopalnię przyjechał odpowiedzialny za resort minister, Włodzimierz Lejczak.

Od bramy kopalni górnicy zrobili mu szpaler, prowadzący wprost na cechownię.

- Mówił, że był górnikiem, że nas rozumie. Śmiechu było co niemiara - gdzie minister mógł wiedzieć, co znaczy robota na dole? - komentuje.

Ktoś przytomnie zapytał, czy ma kompetencje do prowadzenia rozmów.

- Stwierdził, że tak naprawdę nic nie może, więc było po rozmowach - mówi Sobczyński.

Mijał dzień za dniem, cechownia stała się ich drugim domem. Górnicy mówili między sobą, że to nie wojsko, a najbardziej jastrzębskie kobiety mogły przyczynić się do rozbicia strajku. Jak przyjdzie jedna z drugą i krzyknie: "Józek, do domu, masz dzieci", byłoby po wszystkim. Ale były dzielne i do końca popierały strajkujących.

- I nikt im nawet za to do tej pory nie podziękował, a jest za co. Taksówkarze dowozili je pod bramę kopalni za darmo, dostarczały nam jedzenie - przypomina Sobczyński.

Przyszedł 30 sierpnia. Porozumienia podpisano w Szczecinie. Dzień później z rządem dogadał się Gdańsk. Wtedy strajk mógł się załamać...

- Pojawiły się głosy, że może wystarczy, że koniec. Ale przyjechał ksiądz i odprawił mszę, to wszystkich pokrzepiło. Byli gotowi na kolejne dni.

2 września na kopalnię stawili się rządowi przedstawiciele. Stronę rządową reprezentował wicepremier Aleksander Kopeć, a robotników - MKS z jego szefem Sienkiewiczem na czele. Na cechownię wniesiono stół prezydialny, kilkadziesiąt krzeseł. Sobczyński zasiadł na jednym z nich, jako członek MKS, otrzymał stosowny numer: 85.

Sala wypełniła się po brzegi górnikami. Zrobiono nagłośnienie. Załoga zażyczyła sobie, by ich reprezentanci siedzieli przodem do nich, a ministrowie plecami. - Woleliśmy swoim patrzeć w oczy - mówi pan Leopold.

Walczono o każdy punkt. Do szału wszystkich doprowadzała robota dzień w dzień, w każdą sobotę i niedzielę czy święto. Oficjalnie niedziela była wolnym dniem, ale górników to nie dotyczyło.

Sobczyński ocenia, że Kopeć w którymś momencie po prostu nie wytrzymał tych argumentów i presji tłumu.

- Okazało się, że był człowiekiem. Odwrócił się do nas i zapytał, czy jeśli załatwi nam wolne soboty, wrócimy do pracy. Odpowiedziały mu owacje. Potem jego kariera w rządzie szybko się skończyła...

Na ten zapis zdecydowanie inaczej z kolei zareagował Andrzej Żabiński, zastępca członka Biura Politycznego, sekretarz KC PZPR.

- To był typowy aparatczyk. Siedział tyłem, ale dało się poznać, że się w środku, aż gotuje. Uszy to miał purpurowe z wściekłości - przypomina z uśmiechem Sobczyński.

Kalendarium strajku

27/28 sierpnia

W nocy rozpoczyna się strajk w KWK "Manifest Lipcowy" w Jastrzębiu. Wybrany zostaje 20-osobowy Komitet Strajkowy.

29 sierpnia

Rano do kopalni przyjeżdża delegacja partyjno-rządowa z wiceministrem górnictwa Mieczysławem Glanowskim. KS przedstawia postulaty m.in. zniesienia czterobrygadowego systemu pracy, wolnych od pracy sobót i niedziel, wolnych związków zawodowych oraz ogłoszenia w prasie i telewizji informacji o strajku w "Manifeście Lipcowym" solidaryzującym się z robotnikami Wybrzeża. Do KS dołączają inne zakłady i utworzony zostaje pierwszy na Śląsku Międzyzakładowy Komitet Strajkowy z przewodniczącym Jarosławem Sienkiewiczem.

30 sierpnia

Środki masowego przekazu informują o ukonstytuowaniu się MKS w Jasrzębiu.

2 września

Negocjacje między prezydium MKS a komisją rządową pod przewodnictwem wicepremiera Aleksandra Kopcia.

3 września

Po trwających ponad dobę negocjacjach o godz. 5.40 zostaje podpisane porozumienie. Protokół gwarantuje realizację postulatów Porozumień Gdańskich i Szczecińskich, postulatów załóg strajkujących dotyczących spraw branżowych, płacowych i socjalno-bytowych, wprowadzenia od 1 stycznia wszystkich wolnych sobót.

Tak powstały związki

Po podpisaniu Porozumienia Jastrzębskiego na Śląsku powstały dwie duże organizacje założycielskie nowych związków zawodowych: Międzyzakładowa Komisja Robotnicza przy Hucie Katowice (później Międzyzakładowa Komisja Założycielska) oraz Międzyzakładowy Komitet Robotniczy NSZZ Jastrzębie. To właśnie one 17 września reprezentowały Śląsk na gdańskim spotkaniu przedstawicieli 35 organizacji międzyzakładowych, gdzie powołano Komisję Porozumiewawczą, na czele której stanął Lech Wałęsa. Tam zdecydowano, że powstanie jeden wspólny dla wszystkich, wielobranżowy związek obejmujący zasięgiem cały kraj: NSZZ "Solidarność".

Wkrótce Region Śląsko-Dąbrowski liczył prawie 1,5 mln członków i stał się najpotężniejszy w kraju. Tym samym na Śląsku w grudniu 1980 roku działały dwa duże regiony MKZ Katowice i MKR Jastrzębie oraz trzy mniejsze: tyski, bytomski i siemianowicki. 16 grudnia 1980 roku delegaci MKZ Katowice podjęli uchwałę powołującą Zarząd Regionalny MKZ NSZZ "S". Było to jednak działanie bez porozumienia z pozostałymi śląskimi regionami. Przewodniczącym "nieformalnego" jeszcze regionu MKZ Katowice został Andrzej Rozpłochowski.

Dopiero w lipcu 1981 r. został powołany Zarząd Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ "S" z siedzibą w Katowicach. Na jego czele stanął Leszek Waliszewski - dotychczasowy przewodniczący MKZ NSZZ "S" Tychy.

od 7 lat
Wideo

Ukraina rozpocznie oficjalne rozmowy o przystąpieniu do UE

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto