W szpitalach trwa wielkie liczenie pieniędzy na podwyżki dla lekarzy i pielęgniarek. Tymczasem Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy już zapowiada strajk i masowe składanie zwolnień.
Powód? Brak realizacji ustaleń, zgodnie z którymi lekarze mieli zarabiać po 2400 zł brutto w ramach płacy podstawowej. Tego właśnie domagali się podczas poprzednich strajków.
- Dziś już wiemy, że większość, żeby nie powiedzieć wszyscy koledzy, nie osiągną tego poziomu płac - mówi dr Maciej Niwiński, szef śląskiego oddziału OZZL.
Bez konkretnych kwot
Zanim jednak wybuchnie kolejny spór trzeba podzielić środki przeznaczone na podwyżki na trzy najbliższe miesiące. W ustawie, która uruchomiła pieniądze na podwyżki, nie ma mowy o konkretnych kwotach. Wiadomo tylko, że dodatkowe pieniądze na płace muszą być wykorzystane jedynie na ten cel, a sumy, które ewentualnie pozostaną po podziale, mają być zwrócone do kasy NFZ.
Dyrektor może odebrać
- Dlatego nie możemy oddać nawet złotówki i nawet raniąc poczucie sprawiedliwości trzeba wydać wszystko na płace - mówi dr Eugeniusz Piłat, szef OZZL w Górnośląskim Centrum Medycznym w Katowicach. Dodaje jednak, że wysokość podwyżki zależy tak naprawdę tylko od dobrej woli dyrektora. - Może to być zero procent lub 40 proc., bo zgodnie z interpretacją ustawy dyrekcja ma prawo sobie odebrać z przekazanej przez NFZ sumy te kwoty, które już przeznaczyła na tzw. pomostówki, czyli dodatki do płac za ostatnie trzy miesiące.
W GCM rozpoczęły się negocjacje płacowe. - Może zdarzyć się, że gdy dyrekcja podliczy wszystkie poniesione już wydatki na płace i je sobie odbierze, to na podwyżki nie zostanie nam nic. Mam jednak nadzieję, że tak się nie stanie. Rozmowy idą w dobrym kierunku - mówi dr Piłat.
Przestrzega jednak, że negocjacje nie mogą trwać dłużej niż miesiąc, bo gdy porozumienie nie zostanie osiągnięte w terminie, to dyrekcja może arbitralnie podzielić pieniądze.
Poziom podwyżki będzie zależeć od sytuacji finansowej szpitala, a także od gospodarki płacowej prowadzonej przez dyrektora placówki. W niektórych placówkach płace zabierają aż 70 proc. budżetu, w innych - 40 proc. Bogaci dostaną zatem więcej niż biedniejsi. Rozwarstwienie płacowe między szpitalami spotęguje się.
- Warto dodać, że to tylko rozwiązanie tymczasowe, a nie stały dodatek do płac. Nie wiemy, czy będą jakieś pieniądze na płace po nowym roku - mówi się dr Piłat.
Od czego zależy podwyżka
Pozostaje jeszcze jeden problem: kto będzie kontrolował dyrektorów, by sprawdzić, czy przestrzegają ustaleń i nie wydają płacowych pieniędzy na np. na remonty? Tego też nie wiadomo. Prawdopodobnie muszą to robić właściciele szpitali, czyli organy założycielskie.
Cała prawda o podwyżkach wyjdzie na jaw najpóźniej do 10 listopada, a zatem do dnia, w którym listopadowe pensje zostaną wszystkim wypłacone.
- Moim zdaniem o wysokości podwyżek powinny decydować kwalifikacje pracownika - ocenia Ewa Fica, szefowa sekretariatu zdrowia śląsko-dąbrowskiej Solidarności.
Miliard na podwyżki
"Pomostówki" to efekt porozumień zawieranych przez dyrektorów w strajkujących szpitalach. W zależności od zasobów danej placówki dyrektorzy przyznawali określone dodatki do płac swoim pracownikom. Ustawa miała zapewnić pieniądze na podwyżki do końca tego roku. Prezes NFZ wygospodarował 1 mld złotych, by wywiązać się z obietnic złożonych przez ministra zdrowia Zbigniewa Religę, który proponując takie rozwiązanie zgasił lekarski protest.
Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?