Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wiosennym spacerkiem po Warszawie

GRZEGORZ SZTOLER
Nike, wiadomo, syreńska i seksowna...
Nike, wiadomo, syreńska i seksowna...
Tramwajarka tak przyhajcowała, że wysiadam. Leje się ze mnie. A słonko przygrzewa.

Marcowy poranek, choć nieco jeszcze chłodny. Okopowa, przystanek. I dalej pieszo, aleją Solidarności. Z urzędu wychodzą jubilaci, nieczynny sobota. Portier nie wie, gdzie jest punkt informacji turystycznej. Z toaletą też problem, stacja benzynowa nieczynne. Magistrat - nie wpuszczą. Jest jeszcze szpital i zakon, ale tam nie zaglądam. Trafiam na sympatyczną knajpkę. O tak, tego mi trzeba – grzaniec i siusiu. I dalej, bo tutejszy szef przydrożnego gasthausu [to trochę mocno na wyrost], nie jest zbyt rozmowny. Czy warszawiacy tak mają? Tylko o pogodzie rozmowa się klei. Więc wychodzę dalej, bo szkoda słońca.

Jest Nike, syreńska wersja, dosyć współczesna. Kobieta wygięta w łuk jak w akcie seksualnym, ekstazie. I miecz w dłoni, druga odpycha powietrze, rozpycha przestrzeń [w „starej” wersji syrenki w drugiej dłoni jest tarcza]. Interpretacji tyle, ilu patrzących. I oto chodzi, to jest sztuka, jej istotą jest wieloznaczność.

Zamek Królewski zupełnie malowniczo prezentuje się w tym marcowym słoneczku, z kolumną Zygmunta i… biało-czerwonym Stadionem Narodowym w tle. Patriotycznie. Zmierzam do wnętrza tego „zabytku” [w cudzysłowie dlatego, że w zasadzie zbudowany od nowa, totalna rekonstrukcja, ale imponująca]. Ochroniarz odsyła mnie do kasy, a ja chcę tylko trafić do sklepu z pamiątkami, wreszcie łaskawie, na hasło „sklep z pamiątkami”, przepuszcza mnie do środka, gdzie normalnie wchodzi się z biletami. Schodami w dół [piwnice?], i trafiam na miejsce. Urocza pani, prezentuje mi wszystkie magnetyczne nalepki z wizerunkiem zamku. Tak, to dla mojej „cery”. Książki drogie, pracownicy, jak się dowiaduję, też nie mają zniżek. Jakaś reprodukcja mapy Rzeczpospolitej z 18. wieku to kwestia 50 zł.

Książki w antykwariacie na Krakowskim Przedmieściu są jeszcze droższe. Stracić tu miesięczną wypłatę, nie problem. Tym bardziej, że dostrzegam dobre książki – o skandynawskich początkach Rusi, średniowiecznym Szczecinie, obyczajowości w średniowieczu. Pamiętniki, biografie… Czego dusza pragnie… ale kogo na to stać? Książka jest droga…

Kościoły, a jest ich trochę, znane i nie… W prawie każdym prace remontowe. W kościele św. Jana zasłonięta połowa świątyni. Dochodzi rzężenie szlifierek, mechaniczny szum. I nie można dojrzeć nikogo, bo rusztowania wysokie i zasłonięte szczelnie przez zwiedzającymi. Piłsudski, Szopen ich popiersia sąsiadują z tym hałasem. I tak jest niemal we wszystkich kościołach na Krakowskim Przedmieściu. Remonty, renowacje.

Narodowy. Stadion dumnie wygląda z daleka. Im bliżej tym więcej można dostrzec chwastów, badziewia. Koło niego [tuż przed?] rusza budowa drugiej linii metra. Chyba będą się przebijać pod Wisłą. Bo z drugiej strony stoi Syrenka w klatce [żeby nie odpłynęła]. I obok niej ogrodzona budowa.

Z mostu Świętokrzyskiego widok na Warszawę jest przewspaniały, więc jest i stare [miasto], i nowe [wieżowce], z nieodłącznym Pałacem Kultury im. tow. Stalina. Od czasu do czasu mostem przejeżdża rowerzysta, przechodzą zakochani. Biegacze więcej niż spacerowiczów. Choć wieje, to świeci słońce, a ludzie spragnieni korzystają z jego uroków.

Pytam ochroniarzy Narodowego, czy można wejść. Myślałem, w swojej naiwności [jak to mówią literaci], że skoro taaaki obiekt, za taaaaką kasę stoi, to teraz będą się nim chwalić. Nic takiego, szczelnie ogrodzony [by nie rozkradli przed Euro?], nawet mysz się nie przeciśnie. Chociaż przed wejściem stoi kilka limuzyn. No tak, są równi i równiejsi.

Kiedy ostatni raz tu byłem w tej Warszawie? W ósmej klasie? Nie, bywałem częściej, ale po Starym mieście, wstyd przyznać, to w podstawówce, i jeszcze chyba – to już na studiach - ze ślubną. Czemu Ślązaków jakoś nie ciągnie do Warszawy [pomijam sprawy zawodowe], tak zwyczajnie, sentymentalnie? Jak choćby do Krakowa [bliżej?], Pragi, czy Wiednia?

Pamiętam, że przed naszą wycieczką do Warszawy, w podstawówce, dyrektor zrobił kazanie. Notabene, była to jeszcze komuna, końcowy Jaruzelski. Warszawa, akcentował pan dyrektor, jest miastem powstańców, pamiętajcie o tym, żebyście wstydu zachowaniem nie przynieśli, podkreślał, i zachowujcie się wobec warszawiaków z głębokim szacunkiem. Tak było. Ale nie ludzie i historia, najmocniej zszokowało nas kakao i rodzynki łatwo dostępne w każdym niemal sklepie [albo mieliśmy szczęście?]. Więc od razu kolejka.

To zamyślenie, historyczną refleksję przerywa mi scenka. Jadę autobusem, dojeżdżam do centralnego [dworca oczywiście]. Wszędzie remonty, objazdy, reorganizacja ruchu. Z lewej mija nas rodzinka w małym, żółto-seledynowym auciku. Mylą się na skrzyżowaniu, może nawet wymuszają pierwszeństwo. Kierowca, warszawski z siwym wąsem, klnie na czym świat stoi. Przepuściłby pewnie swoim, ale to czarni są. Murzyńska rodzinka [mama, tata i dzieci, małe pociechy] trafiła się warszawskiemu kierowcy autobusu. I zadarła z nim. – Patrz bambusie na znaki – wrzeszczy na całego.

Boże! W centrum Kopernika znowu kolejka odpuszczam, choć konik oferuje mi wejście bez problemu. Odmawiam. Zaraz potem zaczepia młodą kobietę z rodziną. – Mam trzy, jak pani chce – oświadcza. Tradycję należy kultywować, wtrącam mimowolnie.

Wuce przy Zamkowym Placu, kosz dwa złote. Młody synek przebiera sie misia. - Trzeba jakoś dorobić na te studia, i na życie – tłumaczy. – A będziem tak pewno do siedemdziesiątki…

– Patrz pan, co to się w tej naszej Polsce porobiło – wzdycha szatniarka, już na emeryturze.

Tylko marcowe słońce świeci jeszcze nad Warszawą – za darmo.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto