Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wymazany kawałek życia

Aldona Minorczyk-Cichy
Bożena Porębska, mieszkanka Tucznawy, po wypadku przeszła długą rehabilitację nim wróciła do zdrowia.
Bożena Porębska, mieszkanka Tucznawy, po wypadku przeszła długą rehabilitację nim wróciła do zdrowia.
Przeżyli koszmar, cudem uniknęli śmierci. Walczyli o zdrowie i sprawność, teraz walczą z ubezpieczycielami o godziwe odszkodowania. Co roku w kraju dochodzi do około 50 tys. wypadków. Rannych zostaje w nich ponad 60 tys.

Przeżyli koszmar, cudem uniknęli śmierci. Walczyli o zdrowie i sprawność, teraz walczą z ubezpieczycielami o godziwe odszkodowania. Co roku w kraju dochodzi do około 50 tys. wypadków. Rannych zostaje w nich ponad 60 tys. osób. Ci ludzie najpierw są szczęśliwi, że przeżyli, potem... zmagają się z przeciwnościami losu. A tych nie brakuje.

Bożena nie pamięta niczego. Ani z tego dnia, ani z dziesięciu następnych. Obudziła się w szpitalnym łóżku. Nie wiedziała, co tam robi. Dopiero po tygodniach, a może i miesiącach zaczęła sobie pewne sprawy układać w głowie. - Czerwone światła. Przede mną samochód osobowy, za mną tir volvo z naczepą. Kierowca chyba był zmęczony. Przysnął. Ja tam stałam. Po prostu - opowiada Bożena Porębska, mieszkanka Tucznawy. Z auta została miazga. Cztery miesiące po wypadku, gdy wypisano ją ze szpitala w Bytomiu, pojechała na złomowisko. - Musiałam zobaczyć samochód. Myślałam, że to pomoże mi odzyskać pamięć - wspomina.

To stało się 3 sierpnia 2005 roku. Bożena pracuje w Gliwicach. Jest kontrolerem jakości w magazynach warzyw i owoców. Pierwsze wspomnienie po wypadku to wizyta w szpitalu obcego mężczyzny. - Nie wiedziałam, kto to. Nic nie mówił. Przyniósł kwiaty. Był taki smutny. Razem z nim przyszła blondynka - opowiada. Dopiero na drugi dzień, gdy odwiedził ją mąż i córki, dowiedziała się, że to był kierowca tira, sprawca jej nieszczęścia: - Nie winię go. Był trzeźwy. Nie skrzywdził mnie świadomie. Mój mąż też jest kierowcą ciężarówek. Wiem, jak to jest prowadzić auto przez wiele godzin. Zmęczenie wzięło górę. Nie widział mnie i auta przede mną. W sądzie zeznał, że usnął. Ma żonę i dzieci...

Z auta została miazga

W szpitalach spędziła ponad miesiąc. Najpierw w Dąbrowie Górniczej. Potem w specjalistycznej placówce w Bytomiu. Przez pewien czas utrzymywano ją w stanie sztucznej śpiączki. Przeszła wylew krwi do mózgu, miała krwiaki, problemy z nerkami. Napuchnięta głowa, przekrwione gałki oczne. Wyglądała strasznie. Czuła się jeszcze gorzej.

- Fizycznie doszłam do siebie w miarę szybko. Problemem do tej pory pozostaje głowa. Lekarz powiedział jednak, że z czasem wszystko sobie przypomnę. Tak wielu rzeczy musiałam się uczyć od nowa - żali się Bożena. Jedną z pierwszych była jazda samochodem. Odważyła się usiąść za kierownicą już 5 miesięcy po wypadku. To była konieczność. - Było mi wstyd, że nie wiem, jak zachować się w autobusie. Nie wiedziałam, jak wsiąść, że trzeba skasować bilet. To przecież podstawowe sprawy - wspomina.

Czułam się fatalnie

Bardzo starała się przypominać sobie ludzi, sytuacje, czynności. Mimo że od wypadku minęło półtora roku, nadal ma luki w pamięci. Zdarzają się też zawroty głowy. To jest dla niej problemem. Zdarza się, że źle odbiera czyjeś słowa, gesty.

- Tak było z moim powrotem do pracy w styczniu 2006 roku. Ktoś zwrócił mi uwagę, że źle zaparkowałam auto. Czułam się fatalnie. Wszystko odbierałam jak krytykę. Rozpaczałam, płakałam. Dopiero szef wziął mnie na rozmowę. Powiedział, że jestem potrzebna. Dzięki temu prę do przodu. Wiem, że muszę dać sobie radę - zapewnia. Praca znaczy dla niej wiele. - Szybki powrót do niej postawił mnie na nogi. Musiałam zadbać o wygląd i ubiór. Kontakt ze współpracownikami i klientami dał mi energię do dalszego życia. Zrozumiałam, że mam tylko jedno życie. Że jest ono bardzo krótkie. I dlatego warto cieszyć się każdą jego chwilą - podkreśla Bożena.

Teraz walczy o godne odszkodowanie. Firma ubezpieczeniowa wypłaciła jej zdaniem zbyt małą kwotę. - Dostałam 18 tys. zł. Walczę jeszcze o 30 tys. zł. Pomaga mi w tym stowarzyszenie "Wokanda" - mówi Bożena.

Znów będzie chodził

Michałek ma teraz 6 lat. Potrzebuje bardzo intensywnej rehabilitacji i specjalistycznego oprzyrządowania. W czerwcu 2005 roku wraz z rodzicami wracał z Gdańska do Częstochowy. Jadący z przeciwka samochód zjechał na lewy pas ruchu. Doszło do czołowego zderzenia. Odniósł wiele obrażeń. Najgorsze z nich to uszkodzenie rdzenia kręgowego i głęboki spastyczny niedowład kończyn dolnych. Na stronie internetowej Fundacji "Zielony Liść", która opiekuje się Michałkiem, czytamy: - Ponad półtora roku leczenia i rehabilitacji dało efekty pozwalające wierzyć, że Michałek może odzyskać władzę w nogach i samodzielność. Rodzina dziecka nie jest w stanie dłużej ponosić ogromnych kosztów zakupu oprzyrządowania i rehabilitacji. Osoby, które chciałyby pomóc chłopcu, są przez fundację proszone o kontakt pod numerem telefonu 0801112982.

Szukanie dziury w całym

Z pomocy stowarzyszenia "Wokanda" korzysta Paweł Nowak z Otoli pod Zawierciem. 1 maja 2004 roku wybrał się na dyskotekę do sąsiedniej wioski. Poznał dziewczynę. Wyszli na zewnątrz. Stali na poboczu, gdy wjechał w nich samochód. Nie miał świateł. Kierowca wcześniej uszkodził je uderzając w inne auto.

- Pamiętam tylko huk. Nic więcej. Obudziłem się w szpitalu - relacjonuje zdarzenie Paweł. - Doznałem poważnych obrażeń: krwiak mózgu i ciągle powracające bóle głowy, złamana kość lewego podudzia. I najgorsze - uszkodzony splot nerwowy w lewym barku. Mam niewładną rękę.

Ciągła rehabilitacja. Niestety, jest nieskuteczna.

- Lekarze mówią, że ta ręka nigdy nie będzie już sprawna. Straciłem pracę. Nie wiem, co ze mną dalej będzie - opowiada. Sprawca wypadku miał 17 lat. Był pijany. Samochód pożyczył od kolegi. Nie miał prawa jazdy. Dostał 2 lata w zawieszeniu i pięcioletni zakaz prowadzenia pojazdów.

Paweł także walczy o wyższe odszkodowanie. Niestety, utarczki z ubezpieczycielem są dla większości poszkodowanych w wypadkach chlebem powszednim. - Przyznane kwoty są albo zaniżane, albo ubezpieczyciel widzi tylko część obrażeń. Jeszcze gorzej jest z wypłatami za ból i cierpienia - irytuje się Marcin Marszołek, prezes stowarzyszenia "Wokanda".

Jego zdaniem bez sądu nie ma szans na uzyskanie od większości firm godziwego odszkodowania. Sąd zawsze coś dorzuci.

- Poszkodowani nie wiedzą, że można domagać się np. renty uzupełniającej - mówi Marszołek i opowiada historię kierowcy, który w wypadku stracił nogę. Ubezpieczyciel przyznał mu 25 tys. zł.

- To bzdury. Ten człowiek nigdy już nie będzie zawodowym kierowcą. Spadły jego dochody. Należy mu się renta i dużo wyższe odszkodowanie. Pomożemy mu to wywalczyć - zarzeka się prezes "Wokandy".

Wymienia grzechy główne ubezpieczycieli: - Niekompetencja, zwlekanie po 3 miesiące z odpowiedziami na listy, odmawianie wypłat przed zakończeniem leczenia i generalnie szukanie dziury w całym. Do tego część firm już na początku próbuje oszukać poszkodowanych. Podsuwa im przy wypłacie zaniżonego odszkodowania pismo, w którym zrzekają się dochodzenia dalszych roszczeń. Dlatego dobrze, by zanim podejmie się rozmowy z firmą ubezpieczeniową, skorzystać z porady prawnej - mówi prezes Marszołek.

Stowarzyszenie "Wokanda" pomagające ofiarom wypadków ma siedzibę w Katowicach przy ul. Jagiellońskiej 5.
Tel. 032-781-64-65.

Pół miliarda na leczenie

• Od przyszłego roku 12 proc. składki obowiązkowego ubezpieczenia OC płaconego przez kierowców trafi do Narodowego Funduszu Zdrowia. To pomysł Zbigniewa Religi, ministra zdrowia. Pieniądze zrekompensują szpitalom leczenie i rehabilitację ofiar wypadków drogowych. Rocznie to będzie około pół miliarda zł.

Zdaniem ministerstwa w większości państw świata przyjęto zasadę, że skutki leczenia ofiar wypadków realizuje się z pieniędzy właścicieli pojazdów. Nie jest zasadne, aby w Polsce koszty leczenia pokrywał ogół społeczeństwa.

• Tylko w zeszłym roku w około 48 tys. wypadków drogowych zginęło 5,4 tys. osób, a ponad 61 tys. zostało rannych. Otrzymały nie tylko bezpośrednią pomoc po wypadku. Większość z nich przeszła długą hospitalizację, skomplikowane operacje, wieloletnią rehabilitację. To wszystko kosztowało.

Projekt nowej ustawy bulwersuje ubezpieczycieli. W zeszłym roku sprzedali kierowcom polisy OC za 5,4 mld zł. Wypłacili im odszkodowania w wysokości prawie 3 mld zł. Nowe obciążenie rzekomo znacząco zmniejszyłoby rentowność firm ubezpieczeniowych.

Ubezpieczyciele mają zastrzeżenia do wyliczeń NFZ. Według ich szacunków koszty leczenia ofiar wypadków są o wiele niższe od kwoty, jaką NFZ chce ściągnąć z polis OC i nie przekraczają 300-400 mln zł.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wypadek na Obwodnicy Trójmiasta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto