Informacja o tym obiegła górską miejscowość lotem błyskawicy. Górale, nawet ci, którzy nie interesowali się poczynaniami mistrza po zakończeniu przez niego kariery skoczka, z uwagą śledzili kolejne doniesienia o wypadku. A te przedstawiały się następująco: "Ze wstępnych relacji wynika, że samochód jechał zbyt szybko na zakręcie. Małysz pędził z prędkością około 170 kilometrów na godzinę. Tuż po wypadku przy samochodzie pojawiły się służby ratunkowe" - podała po południu TVN24.
Szybko jednak okazało się, że wypadek nie był taki groźny, a Orzeł z Wisły wyszedł z samochodu o własnych siłach.
- Wszystko jest w porządku. Poza katarem, nic mi nie jest. To był wypadek przy pracy. Cieszymy się, że udało się pobić rekord - mówił sławny wiślanin reporterom chwilę po zdarzeniu.
Opowiadał również, że do wypadku doszło zaraz po starcie. Jechał z niezbyt dużą prędkością, na koleinach go zarzuciło i wylądował na dachu, ale szczęśliwie, bo mimo wywrotki Małyszowi udało się pobić rekord prędkości rajdu, który należał do Alberta Gryszczuka z zespołu Porsche RMF Caroline.
Gryszczuk na pętli o długości 5 kilometrów, na której najdłuższa prosta ma 1000 metrów, uzyskał prędkość 176 km na godzinę. Wiślański Orzeł pędził 180 km na godzinę. Po tych informacjach górale odetchnęli z ulgą. JAK
Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?