MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Za dwa dni Polacy zaatakują szczyt

Wojciech Trzcionka
Nocny widok na bazę polskiej grupy u stóp Mount Everestu.
Nocny widok na bazę polskiej grupy u stóp Mount Everestu.
Od specjalnego wysłannika DZ &nbsp Nastroje w ekipie Falvit Everest Expedition 2006 są różne. Część wspinaczy jest w dobrej formie, część do niej dochodzi. - Wciąż odczuwam skutki przebywania na wysokości 7.200 metrów.

Od specjalnego wysłannika DZ
&nbsp
Nastroje w ekipie Falvit Everest Expedition 2006 są różne. Część wspinaczy jest w dobrej formie, część do niej dochodzi. - Wciąż odczuwam skutki przebywania na wysokości 7.200 metrów. Miałam złą noc i zły dzień. Bóle głowy, mdłości, kłopoty z oddychaniem. Rozważałam nawet zejście do obozu I na wysokości ponad 6.000 metrów - mówi Martyna Wojciechowska.

Simone Moro, Włoch, członek polskiej grupy, przez pięć dni leczył antybiotykami bolący ząb. - Dołączę wkrótce do reszty, a potem chcę iść wyżej - mówi.

Huśtawka nastrojów

Wspinacze codziennie odbywają wycieczki aklimatyzacyjne. Poza tym ćwiczą z trzema Szerpami rozkładanie rosyjskich namiotów, które staną w obozach III i IV.

Martyna na szczęście poczuła się trochę lepiej i zdecydowała, że nie zejdzie niżej. Choroba wysokościowa, która ją dopadła, wpłynęła na zmianę planów ekipy. Decyzja o pozostaniu Martyny w obozie II na wysokości 6.400 metrów zapadła po konsultacjach lekarskich. Podobnego zdania był Simone Moro. - Lepiej niech spróbuje się podleczyć - powiedział doświadczony włoski wspinacz.

- Leżę więc plackiem i odpoczywam. Zalecenie jest też takie, żebym dużo piła i przez godzinę poleżała pod tlenem. Jeżeli najbliższą noc prześpię i rano będę się lepiej czuła, jutro z Darkiem znowu wejdziemy do obozu III - dodaje Martyna.

Pierwsi w trójce

W obozie III na wysokości 7.200 metrów przebywają Janusz Adamski, Tomasz Kobielski, Jura Jeremaszek i Bogusław Ogrodnik.

- Na platformie mamy ustawione dwa rosyjskie namioty. Liczymy, że jutro dotrą do nas Martyna i Darek i że znowu będziemy w komplecie. Obok nas rozbili się Czesi. Oni jednak wybierają się na Lhotse - mówi Janusz Adamski.

- Spośród 25 wypraw i kilkuset wspinaczy, którzy zdobywają w tym sezonie Mount Everest, Górę Gór, Polacy z Falvit Everest Expedition pierwsi dotarli do obozu III na wysokości 7.200 metrów. Jest to o tyle godne uwagi, że Polacy korzystają z pomocy tylko trzech Szerpów, podczas gdy w innych ekspedycjach obsada Szerpów jest znacznie większa.

Następnego dnia Martyna znowu dotarła do obozu III, bijąc swój życiowy rekord wysokości.

Herbata ze śniegu

- Teraz codziennie pobijam ten rekord. Każdy krok w górę jest dla mnie sukcesem. Za pomyślność pijemy herbatę z wytopionego śniegu lub kompot. A piwo wychylimy po zejściu do bazy - obiecuje Wojciechowska.

W polskiej ekipie wszyscy znowu czują się świetnie. - Ja też, ale zobaczymy, jak będzie w nocy z moim kaszlem i męczącą mnie niewydolnością oddechową - zastanawia się Martyna.

Ekipa Falvit Everest Expedition zbiera siły przed atakiem na szczyt, którego należy spodziewać się jutro lub pojutrze. W tej sprawie Polacy spotkali się z ekipą z Majorki, która również chce atakować szczyt Everestu w pierwszej połowie maja. Obie grupy zamierzają wejść na szczyt najpóźniej do poniedziałku.

- 13 maja mamy pełnię Księżyca, co nie jest bez znaczenia. Z obozu IV na wysokości 8.000 metrów na szczyt wyrusza się w środku nocy - mówi Martyna.

Prognozy mówią o dobrej pogodzie do 15 maja. - Chcemy to wykorzystać, bo nie wiemy, jakie warunki zapanują po tym terminie. Wolimy nie ryzykować. Gdyby pierwszy atak się nie powiódł, będziemy mieli jeszcze czas na regenerację sił i powtórzenie go - mówi szefowa grupy.

Miss bazy

W tym sezonie Everest nie został jeszcze zdobyty od strony południowej. Jako pierwsi szczęścia próbowali Szwajcarzy z grupy Kariego Koblera, ale napotkali na wiele problemów, m.in. na grubą warstwę śniegu, utrudniającego wspinaczkę.

Wczoraj himalaiści z Majorki opowiedzieli polskiej ekipie, że uznali Martynę Wojciechowską za nieoficjalną miss bazy.

- Braliśmy pod uwagę kilka kobiet, które próbują zdobyć Everest i tylko jedna dorównywała Martynie - przekonuje Juan Antonio Olivieri, jedyny wśród nas wspinacz z dredami.

- Zdobycie Everestu wymaga spokoju długodystansowca. I teraz widzę, jaki to wielki problem - mówi Martyna. - Mam silną psychikę, wielokrotnie sprawdzałam się w trudnych sytuacjach, ale tym razem potrzeba cierpliwości. I tego mi najbardziej brakuje.

Wszystkich w ekipie już nosi, szukamy sobie zajęć na siłę. Każdy chciałby jak najszybciej wejść na górę i zmykać do kraju.

Koncentracja energii

- Wczoraj miałam dzień apatii - mówi Martyna - a dzisiaj wstało słońce, więc jest lepiej, wstąpiła we mnie energia. Nawet pranie zrobiłam. Gdybym teraz mogła iść na szczyt, to spakowałabym plecak w pięć minut i poszła. No, ale... nie chcemy być na szczycie pierwsi, bo to wiąże się z przecieraniem szlaku, z brnięciem w metrowym śniegu i zakładaniem lin poręczowych. Nasza ekipa liczy 6 wspinaczy i 3 Szerpów, podczas gdy są tu wyprawy komercyjne, które mają 40-50 osób i mogą wykonać tę pracę znacznie mniejszym nakładem sił. Jeszcze nie wierzę, że za kilka dni, jeżeli wszystko dobrze pójdzie, stanę na najsłynniejszym ośmiotysięczniku. Na razie koncentruję się na zdobywaniu kolejnych obozów i aklimatyzacji. Na pewno zdobycie szczytu to nie będzie bułka z masłem. Gdyby wejście na Mount Everest było proste, nie zginęłyby tutaj 186 osób, najwięcej podczas schodzenia.

Atak na szczyt potrwa 18 godzin.

od 7 lat
Wideo

Ukraina rozpocznie oficjalne rozmowy o przystąpieniu do UE

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto