Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zaklinacze owiec

Agnieszka Barzycka
Michał i Rafał  Legierscy kontynuują rodzinną tradycję.
Michał i Rafał Legierscy kontynuują rodzinną tradycję.
Kiedy Michał po raz pierwszy wszedł do zagrody, w której pasło się prawie 50 owiec, widać było tylko tabun białych owczych loków i czubek jego czarnej czupryny.

Kiedy Michał po raz pierwszy wszedł do zagrody, w której pasło się prawie 50 owiec, widać było tylko tabun białych owczych loków i czubek jego czarnej czupryny.

Chwycił małymi rączkami pierwszą lepszą owcę za szyję i tak prowadził zwierzęta do wyjścia. Jedna po drugiej. Przez godzinę. A owce nie uciekały, szły jak zahipnotyzowane za tym dziewięcioletnim chłopcem, wprawiając wszystkich wokół w zdumienie.

- Patrzyłem na ten obrazek i pomyślałem, że ten chłopak ma owczorstwo we krwi. Trzeba mu dać szansę - opowiada Henryk Kukuczka, gazda ze Stecówki w Istebnej, właściciel kilkudziesięciu owiec. Nic dziwnego. Chłopcy wywodzą się z szanowanej rodziny Legierskich, w której dziadek był najbardziej znanym owczorzem w całej wsi. - Nawet dzisiaj mówi się, że idziemy do Owczorka, a nie do Legierskiego - wspomina gazda.

Najmłodsi bacowie w Polsce

9-letni Michał Legierski i jego 13-letni brat Rafał zamiast kopać na podwórku w piłkę, albo klikać w klawiaturę komputera, postanowili zostać bacami.

- To najmłodsi bacowie z prawdziwego zdarzenia w Polsce. I to jacy! Wielu może im zazdrościć odwagi, samozaparcia i wytrwałości - chwali młodych baców Henryk Kukuczka.

Ich praca powoli dobiega końca. Zresztą zaczął się rok szkolny i nauka zabiera im coraz więcej czasu. "Kto owce pasie po świętym Michale (29 września), ten już nie wraca na halę", czyli po prostu nie dożyje wiosny - mówi pasterski przesąd. Tego zwyczaju kiedyś skrupulatnie przestrzegano. Przed tym dniem gaszono ogniska w bacówkach święconą wodą. Potem bacowie spędzali stada z gór i oddawali owce gospodarzom. Tradycyjny jesienny rozchod odbył się w ubiegłą niedzielę, ale teraz to już tylko impreza dla turystów. Większość stad w Beskidach zostanie na halach aż do pierwszego śniegu. Tak jest po prostu taniej.

Kiedy rozmawiamy, co chwilę ktoś podchodzi, gratuluje chłopcom, klepie z uznaniem po plecach. - Oj, udali się ci bacowie Heńkowi, udali - mówi z podziwem jeden z mężczyzn. - Rafałek, Marcinek, a pójdźcie, chłopcy, co zjeść. W ognisku są jeszcze pieczoki - mówi do nich ciepło. - Pójdziem, pójdziem, ale najpierw trzeba pomóc ujcowi Heńkowi - mówi 13-letni Rafał, bawiąc się zielonym źdźbłem trawy. - Żal się rozstawać z owcami, ale rodzice zabronili opuszczać się w nauce, więc musimy jedno z drugim godzić. Jak tylko wcześniej wracamy ze szkoły, to od razu do pana Heńka biegniemy.

- A nie nudzi się wam? - pytam. - W końcu cały dzień na łąkach, z dala od domu. Jakoś tak cicho, tyle godzin!

Chłopiec patrzy na mnie z roześmianymi oczami i rzuca szybko:

- Lubię sobie tak siedzieć i patrzeć, jak owce chodzą przede mną. To mnie jakoś tak... no, jak to powiedzieć... uspokaja.

- A wie pani, co one robią, jak tylko usłyszą drobny szmer w trawie? Tworzą taki jakby sztuczny tłum - śmieje się 9-letni Michaś. - Wiedzą dobrze, że w grupie raźniej, no i bezpieczniej.

Nie chwalić, bo się rozbestwią

Rafał przyszedł do Heńka Kukuczki jakiś rok temu. Najpierw obserwował tylko z boku pracę lokalnego gazdy. Potem zaczął podchodzić coraz bliżej, aż w końcu zapytał nieśmiało: "Ujcu, a może w czymś pomóc?"

Heniek Kukuczka wspomina: - Zapytałem go wtedy: "A owczorzem chciałbyś zostać?". "Pewnie ujcu, pewnie! Przyjdziemy!" aż krzyknął z radości Rafał.

Potem przyprowadził młodszego Michałka. - Od razu mi się spodobali, ale głośno tego nie mówiłem. Chwalić za bardzo nie można. No tak sobie myślę - śmieje się gazda. - Żeby się zbytnio nie rozbestwili.

Pobudkę mają punktualnie o szóstej rano. Godzinę później trzeba się już zameldować na Stecówce. Mama chłopców, Renata Legierska opowiada, że z porannym wstawaniem nigdy problemów nie było. - Nawet jak mieli trzy kilometry iść, to nie marudzili. Wskakiwali tylko na rower i tyle ich widziałam - śmieje się kobieta. - Nie zdziwię się, jak w przyszłości nasz najmłodszy synek, 6-letni Marcinek też owczorzem będzie - dodaje wesoło.

Marcinek często z braćmi siedział przy owcach i bardzo mu się to podobało. - Cieszy mnie to, bo nie tylko robią to, co lubią, ale też podtrzymują naszą rodzinną tradycję. W dzisiejszych czasach to bardzo ważne. Szczególnie na wsi w górach, gdzie przywiązanie do rodzinnych korzeni i obyczajów jest bardzo silne - przyznaje Renata Legierska. - Teść, który miał swoje owce, na pewno byłby z nich bardzo dumny - dodaje.

Chłopcy opowiadają skromnie, że nie robią nic nadzwyczajnego, chociaż z drugiej strony, wielu kolegów ze szkoły z zazdrością patrzy na ich "pracę". Mają też swoje ulubione owce. Rafał lubi owcę o imieniu Urban. Ma wielkie odstające uszy i pierwsza z całego stada podeszła do niego, kiedy wszedł do zagrody. Michałek najbardziej lubi ciemnego barana z zakręconymi rogami.

Jak wygląda dzień poświęcony opiece nad owcami? - No tak normalnie, nic szczególnego - wzdycha Rafał. - Wychodziliśmy z nimi na halę koło 7. Potem się je pasło gdzieś do 11. Potem ujec kazał zasuwać do domu i obiad zjeść, a potem znowu przybiegaliśmy o 15. I do wieczora siedzieliśmy - opowiada Rafał.

- Czasem zabieraliśmy ze sobą książkę, czasem grało się na gierce w komórce, ale nie wolno było zapomnieć o bożym świecie. Owce były najważniejsze. Pilnowaliśmy jak swoich - przyznaje chłopak.

Gazda opowiada, że w tym roku sporo wilków po lesie chodziło.

- Chłopcy przybiegli raz do mnie okropnie wystraszeni. Krzyczą, że jedna owca się im zapodziała. Młoda, nigdy nie szła tą drogą. Stara pewnie wróciłaby jak pies po zapachu i śladach. Młoda - gdzie tam! Stanie gdzie bez ruchu i cicho beczy. Tak też było tym razem - opowiada Heniek Kukuczka. - Znaleźliśmy ją pod lasem. Chłopcy odetchnęli. Trzeba się mieć na baczności.

Pasterski żywot

Stare porzekadło mówi: "Owczarska praca w koło się obraca" i jest to najkrótszy opis życia na hali. Dzień juhasa zaczyna się przed piątą rano, a kończy koło północy, ma ustalony rytm niezmienny przez pięć miesięcy.

- Do owczorstwa trza mieć powołanie - uważa Heniek Kukuczka. - Kogo ta praca nie cieszy, długo na hali nie wytrzyma. Czy leje, czy grzeje, trzeba przy owcach być. Doić je, paść, leczyć, kiedy która zachoruje albo okuleje, zrobić ser, uwarzyć żętycę, narąbać drzewa.

Owczor musi się znać na wszystkim, bo na hali wysoko w górach zdany jest tylko na siebie i całkowicie odpowiada za powierzone mu owce.

- To jest odpowiedzialne zadanie. Taki to pasterski żywot. Ma swoje cienie i blaski, jak to w życiu. Wielu rezygnuje, a moi chłopcy poradzili sobie - podkreśla z dumą gazda ze Stecówki.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto