Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Znam polskie sklepy na pamięć

Grzegorz Żądło
fot. akpa
fot. akpa
Rozmowa z JOANNĄ HORODYŃSKĄ, z pochodzenia tyszanką, stylistką i prezenterką telewizyjną &nbsp Dziennik Zachodni: Ma pani opinię jednej z najlepiej ubranych Polek.

Rozmowa z JOANNĄ HORODYŃSKĄ, z pochodzenia tyszanką, stylistką i prezenterką telewizyjną
&nbsp
Dziennik Zachodni: Ma pani opinię jednej z najlepiej ubranych Polek. To nobilitacja czy też pewne obciążenie, bo zawsze musi pani uważać, co na siebie włożyć?

JOANNA HORODYŃSKA: Kobiet dobrze ubranych jest w Polsce coraz więcej, co bardzo mnie cieszy. A jeśli chodzi o mnie, to ma pan rację. Zdarza się, że gdzieś nie idę, bo jestem zmęczona i nie chce mi się ubierać. Choć z drugiej strony ubieranie się i dobieranie strojów jest dla mnie przyjemnością.

DZ: Modelka, stylistka czy prezenterka telewizyjna? W której z tych ról czuje się pani najlepiej?

JH: Modelką już nie jestem. Przestałam nią być bardzo dawno temu. Dlatego trochę mnie denerwuje, że ciągle ktoś mnie w ten sposób postrzega. Stylistką jestem jak najbardziej, bo to jest mój zawód. I to jest dla mnie zawód przyszłościowy, zwłaszcza że współpracuję z wieloma firmami. Jestem też dziennikarką mody, a w przyszłości chciałabym znaleźć więcej czasu na pisanie o modzie.

DZ: Gdzie pani najczęściej kupuje ubrania?

JH: Przez internet. Po pierwsze dlatego, że... pracując w charakterze stylistki, znam wszystkie sklepy na pamięć - po prostu chodzę do nich dzień w dzień, a czasami kilka razy dziennie. A po drugie - z braku czasu. Mnie ta moda, która jest w Polsce, męczy, dlatego, że niewiele się zmienia. Może to zabrzmi tak, jakbym zadzierała nosa, ale jak ktoś siedzi w tej branży, to przyzna mi rację. Otwierają się kolejne centra handlowe - to bardzo dobrze, ale nie ma w nich nowych sklepów, nowych firm. To nie jest odkrywcze. Dlatego czerpię inspirację kupując rzeczy w mniejszych sklepach czy u młodych projektantów, także w Polsce. W internecie jestem w stanie znaleźć rzeczy, które mi odpowiadają, bo to jest kopalnia wiedzy. A poza tym uwielbiam internet, wiec mogę tam siedzieć godzinami.

DZ: Trochę nie chce mi się wierzyć, że kobieta kupuje ubranie uprzednio go nie przymierzając.

JH: Nie mam z tym problemu, ale wiele osób mnie o to pyta. Jeżdżąc po świecie, poznałam wszystkie swoje rozmiary z różnych marek. Sukienkę i buty, które mam na sobie, też kupiłam w sieci.

DZ: Wyjechała pani z rodzinnych Tychów do Warszawy w wieku 18 lat, a niedługo potem trafiła do Paryża. Jak to się stało?

JH: Już od jakiegoś czasu byłam związana z warszawską agencją modelek. Zaproponowano mi, żebym wzięła udział w konkursie "Twarz roku", w którym znalazłam się w pierwszej trójce. A później wszystko bardzo szybko się potoczyło. Przyszły wyjazdy, pojawił się zagraniczny kontrakt.

DZ: Podobno bardzo dobrze zna pani Paryż. Czy rzeczywiście bez problemu porusza się pani po stolicy Francji?

JH: Znam Paryż, bo po pierwsze - spędziłam tam parę lat pracując jako modelka. Po drugie - jakiś czas potem wróciłam w to miejsce robiąc program "Paris, Paris" (w TVN Style - red.). A po trzecie, jest to miasto moich marzeń. Czuję się tam jak w domu. W Paryżu panuje atmosfera, która daje mi możliwość wyciszenia się. Poza tym uwielbiam miejsca, gdzie mogę chłonąć inne rzeczy i innych ludzi. Nie wspominając o kulturze - tam wszystko toczy się dużo szybciej niż w Warszawie.

DZ: W Polsce usługi projektantów są chyba w dalszym ciągu zarezerwowane dla bardzo wąskiego grona?

JH: Polscy projektanci nie mają jak się rozwijać, bo polskie gwiazdy, czy w ogóle Polacy, uważają, że lepiej kupić coś w sklepie niż pójść do projektanta i sprawić sobie coś oryginalnego. To nie jest kwestia ceny. W sklepie znanej marki można kupić sukienkę za 200 i 700 zł - i w podobnych granicach ceny kształtują się u projektantów. Żeby zaufać tym ostatnim, trzeba mieć jakąś inną wizję ubierania się. Z drugiej strony nie wszyscy ludzie przywiązują taką samą wagę do ubrania. Dla niektórych ciuchy to rzecz nieistotna. Za to koncentrują się na innych rzeczach, np. na meblowaniu mieszkania czy kupnie nowego samochodu.

DZ: Podobno lubi pani obdarowywać koleżanki swoimi ubraniami?

JH: To prawda. Są ubrania, których się pozbywam, bo kompletnie mi się znudziły i nawet nie jestem w stanie ich wykorzystać do jakichś swoich projektów stylizacyjnych. Poza tym uwielbiam dawać prezenty. Jeżeli przychodzi do mnie koleżanka i podoba jej się jakiś ciuch, to jej go po prostu daję.

DZ: Nie ma pani problemu z pomieszczeniem wszystkich strojów w swoim mieszkaniu?

JH: Nie, z jednego pokoju, który miał być gabinetem, zrobiłam garderobę. Mam też garderobę w sypialni. Tam, gdzie miał być gabinet, tworzę swoje stylizacje. Niektórzy potrzebują biurka, na którym mogą pracować, a ja potrzebuję podłogi. Rozkładam tam wszystkie potrzebne rzeczy i komponuję.

DZ: Powiedziała pani kiedyś, że patrzenie na dobrze ubraną osobę to jak spoglądanie na obraz lub rzeźbę. Czy pani zdaniem ubranie jest naprawdę takie ważne?

JH: Tu nie chodzi o ważność tej sprawy, ale o coś kompletnie innego. Moda jest często postrzegana jako pustka i banał, a ja się z tym absolutnie nie zgadzam. Dla mnie moda to sztuka.

DZ: Co panią teraz najbardziej pochłania, jeśli chodzi o sprawy zawodowe?

JH: Przede wszystkim pochłania mnie projekt telewizji MTV dotyczący grupy kanałów, w której kreuję wizerunek prezenterów i odpowiadam za nich. Poza tym zaczynam drugą edycję swojego programu New Look, w którym jego uczestniczki poddawane są metamorfozie. Jest też nowy projekt, który właśnie się rodzi, związany z pewną firmą kosmetyczną, której nazwy nie mogę na razie zdradzić. I dwie propozycje pisania do gazet, które rozważam.

Bardzo cenię sobie spotkania z kobietami w różnych miastach Polski, gdzie mówię o trendach. Sugeruję, jak mogłyby zmienić swój wizerunek na lepszy. Widzę, że tym kobietom moje rady naprawdę się przydają. Na przykład często nie wiedzą, że jak ma się krótką szyję, to niekoniecznie należy zakładać pełną bluzkę. Można mieć za to większy dekolt, żeby wydłużyć szyję. To są bardzo ciekawe spotkania, które mnie również inspirują i dają nowe spojrzenie na modę.

DZ: Pani mama jest profesorem ekonomii. Czy odziedziczyła pani po niej ścisły umysł?

JH: Nie, nie. Co prawda pierwszy fakultet mam z zarządzania, ale to kierunek kompletnie nie dla mnie. Myślę, że moja mama długo ubolewała nad faktem, że nie poszłam w jej ślady, ale po prostu nie jestem w stanie. Tak w ogóle to zawsze byłam noga z matematyki.

DZ: Często pani przyjeżdża w rodzinne strony?

JH: Pewnie że tak, mam tutaj tatę. Dlatego Tychach bywam bardzo często.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na wisla.naszemiasto.pl Nasze Miasto